Pięciu pracowników z Ukrainy, którzy nie mówią po polsku i nie są w stanie pomóc w zlokalizowaniu produktu, i dwie kasjerki z Polski, które same nie mogą się dogadać ze swoimi kolegami - taki skład personalny w jednej z Biedronek na północy Polski opisuje rozżalony klient. W liście, który trafił już do internetu, narzeka, że z nikim nie mógł się dogadać i czuje się zażenowany. Co na to Biedronka? Poprosiliśmy o komentarz.