Dom za miastem. Tysiące Polaków wpadło w pułapkę
Miało być pięknie: cisza, spokój piękny dom i własny ogródek. Ta wizja skusiła w ostatnich latach tysiące naszych rodaków, którzy ochoczo opuścili mury miast i wyjechali na wieś.
07.10.2014 | aktual.: 08.10.2014 09:36
Sielanki jednak nie ma - spora grupa "imigrantów" boryka się teraz z męczącymi dojazdami do pracy w mieście i rozwożeniem dzieci do przedszkoli oraz szkół. A to tylko wierzchołek góry lodowej problemów. Czy z tej pułapki jest wyjście?
Miasta rozlały się na przedmieścia - zjawisko to nazywa się eskurbanizacją i od lat znane jest na Zachodzie. Teraz jego skutki odczuwamy także w Polsce. Urbaniści od lat ostrzegali, że takie wewnętrzne imigracje jeszcze odbiją się nam czkawką. Stało się.
Według danych pochodzących z Narodowego Spisu Powszechnego w latach 2002 - 2011 spadła liczba mieszkańców miast (o ponad 200 tys. osób) zwiększyła się za to liczba mieszkańców wsi (o prawie 490 tys. osób). O ucieczkach z miastach informował też GUS. Migranci mieli jednak swoje mocne racje.
Do miasta w korkach i stresie
Ucieczki za miasto motywowane były i są głównie aspektami ekonomicznymi. Zakup domku w mieście to niebotyczny wydatek, ceny mieszkań w centrum nierzadko również są mocno wygórowane. Podmiejskie wsie kuszą mieszkańców niskimi cenami lokali, nęcą bliskością przyrody i świętym spokojem od miastowego zgiełku.
Taka przeprowadzka ma jednak dwie strony medalu: szybko okazuje się, że owszem spokój był - ale kilka lat temu, bo teraz wieś zaludniła się innymi miejskimi przybyszami. Prawdziwym koszmarem są dojazdy do pracy, która najczęściej zostaje w mieście. Dojazd do rogatek miasta to jedno, przebijanie do centrum drugie. Godziny szczytu są dla kierowców bezlitosne - także na wylotówkach miast.
Oszczędności pójdą z benzyną
Do tego dochodzą jeszcze dzieci – wiejskie tereny sprzyjają miłym spacerom, ale dowożenie maluchów do przedszkoli i szkół, a potem na zajęcia pozalekcyjne to nierzadko czasochłonne i trudne logistycznie wyzwanie. Wyjazd do miasta staje się prawdziwą podróżą - zwykłe spotkanie ze znajomymi, wyjście do kina czy na kawę zamienia się w wyprawę.
W tym punkcie warto wspomnieć jeszcze o jednym aspekcie. Oczywiście - nie dziwi fakt, że ktoś chciałby kupić dom w cenie miejskiego mieszkania albo, że woli kupić trzy pokoje na wsi, niż dwa pokoje w mieście. Oszczędności w tym zakresie mogą jednak bardzo szybko stopnieć a raczej się spalić - większość osób dojeżdża do pracy samochodem. Codzienne przejeżdżanie np. 100 km oznacza pokaźne obciążenie domowego budżetu, nie mówiąc już o czasie, który należy poświęcić na dotarcie do celu.
Jak oni z tego wybrną?
Czy jest wyjście z tej sytuacji? Najlepiej dobrze przemyśleć decyzję o wyprowadzce. Opowieści znajomych o trudach życia pod miastem już odstraszają innych śmiałków.
- Faktycznie, istnieje grupa klientów, która woli kupić cztery pokoje w mieście niż domek w szeregowcu pod miastem - mówi Przemysław Stefanowski z PBG Erigo. - Warto zauważyć, że tacy nabywcy muszą nieraz naszukać się mieszkania pasującego do ich wymagań, bo na rynku nada królują dwa pokoje - dodaj Stefanowski.
Co z tymi, którzy borykają się z trudnościami życia poza miastem? Gdzie leży klucz do rozwiązania ich problemów? Niektórzy już go znaleźli. Szukają pracy położonej blisko domu, posyłają dzieci do lokalnych placówek edukacyjnych. Sporo osób decyduje się jednak na "odwrót" - czyli powrót do miasta.
Nie zawsze jest to jednak takie proste - bo najpierw trzeba sprzedać lokum w którym aktualnie się mieszka, a które zwykle kupione jest na kredyt. Należy wówczas liczyć się z tym, że bank każe nam uiścić opłaty z tytułu wcześniejszej spłaty kredytu. Potem trzeba znaleźć jeszcze coś odpowiedniego w mieście. Cała procedura, morze formalności - każdy musi ocenić sam, czy jest gotowy na taką zamianę.