Dolar najsłabszy od października. Coraz mniej szans na kolejną podwyżkę stóp

Ta nisko dolar nie spadł względem euro od 22 października ubiegłego roku. Dobra passa skończyła się dwa tygodnie temu.

Dolar najsłabszy od października. Coraz mniej szans na kolejną podwyżkę stóp
PublicDomainPictures/pixabay (CC0 Public Domain)
Jacek Frączyk

04.02.2016 | aktual.: 04.02.2016 18:16

Tak nisko dolar nie spadł względem euro od 22 października ubiegłego roku. Coraz pewniejsza wówczas wydawała się podwyżka stóp procentowych Fed i amerykański pieniądz zyskiwał na wartości. Dobra passa skończyła się dwa tygodnie temu.

Po wczorajszym przebiciu poziomu 1,1 dolara za euro i wzroście o 1,6 proc. rynek walutowy nie przestaje obniżać kursu najważniejszej waluty świata. Co się stało?

Gaśnie przede wszystkim perspektywa kolejnych podwyżek stóp procentowych Rezerwy Federalnej i trzymanie aktywów w "zielonych" robi się zbyt mało opłacalne. Z zapowiadanej na ten rok serii podwyżek może nic nie wyjść. Gospodarka na to nie pozwala.

Prawdopodobieństwo, że stopy wzrosną do grudnia, rynek kontraktów terminowych w Chicago ocenia już tylko na 40 procent. W środę dawano temu 44 procentową szansę, a miesiąc temu graniczyło to z pewnością, bo szanse dawano aż 75-procentowe.

Takie skoki kursu dolara wynikają z wypowiedzi członków Federalnego Komitetu Otwartego Rynku. Wczoraj inwestorzy walutowi mocno zareagowali na słowa wiceprezesa FED, Williama Dudley'a, który stwierdził, że narastają obawy, iż dalsze zacieśnianie polityki pieniężnej, może mieć negatywne przełożenia na gospodarkę i zauważył, że dzieje się w niej coraz gorzej. Sygnały dalszego spowolnienia w globalnej ekonomii, a także dalsze umocnienie dolara mogłyby mieć według niego "znaczące konsekwencje" dla sytuacji USA.

W podobnym tonie wypowiedziała się dla gazety Wall Street Journal także Lael Brainard z zarządu FED.

Dlatego jeszcze niedawno pewni swego spekulanci walutowi rzucili się do oglądania wskaźników makroekonomicznych. I choć ostatnio nie było tu jakiegoś trzęsienia ziemi, bo wskaźniki koniunktury PMI i ISM pokazały lekko słabnący wzrost w sektorze usług i gorsze prognozy dla zatrudnienia, to i tak skończyło się paniką. Nie zwracano nawet uwagi na względnie dobre wstępne dane o zatrudnieniu za styczeń według ADP, które przekroczyły prognozy rynkowe.

Ważniejsze informacje inwestorzy dostaną jednak w piątek, kiedy dane o rynku pracy zaprezentuje rządowe Bureau of Labour Statistics. Oczekiwania są słabe, bo z bardzo dobrego grudnia, kiedy 292 tysiące osób znalazło zatrudnienie poza rolnictwem, w styczniu ma być tylko 190 tysięcy. A od wzrostu zatrudnienia zależy presja płacowa i co za tym idzie presja na wzrost cen. To z kolei początek inflacji, do której muszą być dostosowane stopy procentowe.

- Dopiero jutrzejsza rządowa publikacja na temat rynku pracy (payrolls) może wnieść trochę optymizmu, ale nie ma co do tego pewności. Nastroje są zbyt pesymistyczne - podaje Tomasz Dudowicz, analityk Saxo Banku w swoim komentarzu.

- Główne pytanie, jakie warto postawić sprowadza się do tego, czy oczekiwania rynku, zakładające podwyżkę stóp procentowych przez FED najwcześniej za rok, nie są aby nadmiernie przerysowane - zastanawia się Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ. - Faktycznie, aby odwrócić tą negatywną tendencję (którą rynek się zaczyna nakręcać) potrzeba informacji, których brakuje - wyraźnie lepszych danych makro, czy też „jastrzębich” słów ze strony członków FED.

„Nakręcanie się" graczy na jedną wersję wydarzeń powoduje ogromne przepływy kapitałów pomiędzy rynkami.

Na tracącym dolarze zyskują surowce. Rośnie miedź, z czego cieszy się powołany w środę prezes KGHM, trzymiesięczne maksima kursowe ma złoto, zyskują też giełdy, bo środki z rynku walutowego wracają od dolara do akcji. Jednocześnie inwestorzy odwracają się od obligacji w euro. Rentowność obligacji 10-letnich Niemiec wzrosły dzisiaj o 0,04 punktu procentowego.

Wiele ratingów musiało się zmienić, żeby się nic nie zmieniło

Na całym zamieszaniu zyskuje też złoty, co daje ulgę po spadkach wywołanych zmianą ratingu przez S&P. Mimo alarmujących tytułów w prasie, właściwie po całych tych ocenach naszej wiarygodności niewiele się zmieniło. No może poza rentownością polskich obligacji 10-letnich, która od początku roku wzrosła o 0,2 punktu procentowego.

Kurs złotego do euro nadrobił w ostatnich dwóch tygodniach prawie dwa procent (w czwartek 0,4 proc.) i od początku roku traci już tylko nieco ponad 3 procent, a niedługo powinien znowu testować przebity w styczniu poziom 4,40 zł, tyle że tym razem od góry.

Po prawie czteroprocentowym spadku względem dolara w styczniu, w lutym odrobione zostało już ponad trzy procent (w czwartek 1,1 proc.), czyli zmiana jest niewielka.

dolarwalutyeuro
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)