Emerytura według PiS. Szykują się do rewolucji w naliczaniu świadczeń
Prawo i Sprawiedliwość jeszcze wyborów nie wygrało, ale już dziś w myśl zasady, że nikt nie obieca tyle ile partia opozycyjna w kampanii proponuje znacząco poprawić byt polskiego emeryta.
12.06.2015 | aktual.: 12.06.2015 20:07
*Prawo i Sprawiedliwość jeszcze wyborów nie wygrało, ale już dziś - w myśl zasady, że nikt nie obieca tyle, ile partia opozycyjna w kampanii - proponuje znacząco poprawić byt polskiego emeryta. Operacja może być bardzo droga, bo według szacunków będzie kosztować nawet 16 mld zł rocznie. Jednak licytacja, która nas czeka podczas jesiennej gorączki wyborczej, zapewne sprawi że nie będzie to najwyższa z proponowanych wartości. Rząd już zapowiada rozważenie podniesienia kwoty wolnej od podatku PIT, a z całą pewnością nie jest to ostatnie słowo w lawinie obietnic. *
Koncepcja, nad którą pracują eksperci PiS, jak donosi "Dziennik Gazeta Prawna", dopuszcza np. przywrócenie możliwości przechodzenia na wcześniejsze emerytury, które zostały zlikwidowane w 2009 roku przy okazji wprowadzenia emerytur pomostowych. Ale nie jest to najważniejszy element tej emerytalnej rewolucji.
Dzisiejszy system emerytalny w Polsce opiera się na zdefiniowanej składce pracujących, która przelewana jest każdorazowo na indywidualne konta w ZUS. Przechodzącym na emeryturę wylicza się świadczenie dzieląc zebraną sumę przez przewidywaną długość życia. Koncepcja PiS zakłada większe uzależnienie wielkości emerytury od okresu pracy i uniezależnienie jej od przewidywanej długości życia.
- To by znaczyło, że wracamy do przeszłości, czyli budujemy system oparty nie na tym co się wypracuje, ale na tym co skłonna jest nam przyznać władza sprawująca kontrolę nad ZUS - mówi Dariusz Filar, były członek RPP i ekspert Rady Gospodarczej przy premierze. - Cofamy się do czasu sprzed 1999 roku, kiedy zdecydowaliśmy się na reformę, która miała ucywilizować system.
Jak przekonują politycy PiS w praktyce nowy system nie musi być bardziej kosztowny. Na razie nie ma dokładnych wyliczeń, bo konkretny projekt mamy poznać w nowej kadencji.
- Pojawia się całe mnóstwo pytań w związku z tą propozycją. Jak to zdefiniowane świadczenie będzie się obliczać, na jakiej podstawie - mówi Filar. - Obecny system, co by o nim nie mówić, wiąże jednak czas pracy, wysokość wynagrodzenia i przewidywaną długość życia.
Jednak z zapowiedzi prof. Hrynkiewicz wyłania się zupełnie inny obraz bardziej kosztownego od dzisiejszego systemu. Posłanka PiS na łamach dziennika proponuje m.in. znaczącą podwyżkę emerytur minimalnych. – Emerytura ma zastąpić utracony z powodu podeszłego wieku dochód z pracy. Powinna być na tyle wysoka, by dostarczyła potrzebnych środków na utrzymanie – podkreśla prof. Hrynkiewicz. Dlatego zdaniem prof. Hrynkiewicz nie powinna być niższa od minimum socjalnego.
Według Instytut Pracy i Spraw Socjalnych, w 2014 roku minimum to zamykało się w kwocie - w przypadku jednoosobowego gospodarstwa emeryckiego - 1070 zł. Gdyby emeryci mieli tyle dostawać na rękę, to brutto ich świadczenie musiałoby wynosić 1400 zł. Dziś to 880 zł, co oznacza że trzeba byłoby podwyższyć ją o 60 proc. Jak wyliczył "Dziennik Gazeta Prawna", może to kosztować 16 mld zł.
- Najprościej byłoby zaproponować jednakowe emerytury dla wszystkich. Oczywiście żartuję, choć wcale nie jest mi do śmiechu. Wydaje się, że wszystko zaczęło źle się układać od momentu, kiedy potraktowano pieniądze z OFE jako sposób na złagodzenia napięć w finansach publicznych. System został zdestabilizowany i pewnie teraz częściej będą się pojawiać podobne pomysły, bo przecież nie da się ukryć, że ZUS to instytucja deficytowa i będzie nią nadal - konkluduje profesor Dariusz Filar.
Zobacz także: