Składka medialna, opłata audiowizualna czy podatek telewizyjny? Wbrew pozorom nazwa ma znacznie

Koniec abonamentu jest już bliski. Pytanie tylko co dokładnie go zastąpi. I jak będzie się nazywać? Wbrew pozorom to kluczowa sprawa.

Składka medialna, opłata audiowizualna czy podatek telewizyjny? Wbrew pozorom nazwa ma znacznie
Daniel Kruczynski/flickr (CC BY-SA 2.0)
Sebastian Ogórek

21.12.2015 | aktual.: 22.12.2015 10:05

Koniec abonamentu jest już bliski. Pytanie tylko co dokładnie go zastąpi. I jak będzie się nazywać? Wbrew pozorom to dla wielu kluczowa sprawa. Niemal tak samo ważna jak wysokość opłaty i sposób jej pobierania.

- Abonament radiowo-telewizyjny jest archaicznym sposobem finansowania mediów publicznych, haraczem ściąganym z ludzi - powiedział przed siedmioma laty Donald Tusk i tą wypowiedzią pogłębił tylko niechęć Polaków do płacenia abonamentu. W rekordowo słabym 2011 roku abonamentu ściągnięto zaledwie 470 mln zł. Tymczasem jeszcze kilka lat wcześniej na media publiczne wpłacaliśmy nawet 900 mln zł rocznie. Obecnie zgodnie z zapowiedziami ma się sporo zmienić.

Wiadomo, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji rekomenduje wprowadzenie powszechnej daniny na rzecz mediów publicznych. Według niej powinna ona wynosić miesięcznie ok. 8,5 zł dla osób fizycznych, 167 zł dla firm i 33 zł dla organizacji.

Rada opublikowała raport na temat nowego sposobu finansowania TVP i Polskiego Radia. Wynika z niego, że na media publiczne rocznie potrzeba ok. 2,6 mld zł. Pieniądze powinny być płacone przez każdego podatnika osiągającego dochód (z zachowaniem dzisiejszych wyłączeń, np. dla osób starszych).

I tu pojawia się problem. Bo dotychczasową nazwę "opłata audiowizualna" KRRiT woli nazywać teraz "składką audiowizualną". Kwestii nazewnictwa poświęcono nawet cały podrozdział w raporcie. Dlaczego to takie ważne?

- Zamiast "opłaty” bardziej adekwatnym pojęciem wydaje się "składka", rozumiana jako kwota wpłacona na rzecz współudziału we wspólnym wydatku publicznym - czytamy w dokumencie.

Na konferencji prasowej poświęconej publikacji raportu, prezes Krajowej Rady Jan Dworak zgodził się nawet, żeby nową formę finansowania mediów publicznych nazywać "podatkiem telewizyjnym". Rada chce bowiem, by był on ściągany przez pracodawcę wypłacającego pensję - zupełnie jak podatek dochodowy. Następnie pieniądze wpływałyby bezpośrednio na konto Rady.

Nic dziwnego, że jego słowa szybko zaczął prostować Krzysztof Luft, członek KRRiT. - To nie będzie podatek telewizyjny, bo nowego podatku nikt nie chce nakładać. Wolimy określenie składka - mówił. Tłumaczył też, że nikt przecież podatkiem nie nazywa składki zdrowotnej czy emerytalnej. - Składka przeznaczona jest na konkretny cel. W tym wypadku ma finansować media publiczne. Nie jest to więc podatek, który wpływa do budżetu państwa - argumentował Luft.

Jednak nie sposób odnieść wrażenia, że podatek po prostu źle się Polakom kojarzy. Lepiej znaleźć inne, bardziej przyjazne określenie dla tej opłaty.

Raport KRRiT to jednak jedynie zalecenia. Jan Dworak przypominał na konferencji prasowej, że jego urząd nie ma inicjatywy ustawodawczej. Dlatego też nie stworzono projektu ustawy, a jedynie przygotowano raport z sugestiami.

Na razie nowy rząd nie zaprezentował żadnej nowej ustawy medialnej. Choć minister Gliński zapowiadał jej przygotowanie jeszcze w grudniu, to obecnie jest to coraz mniej prawdopodobne. Posłanka PiS Joanna Lichocka, która jest członkiem zespołu szykującego nowe prawo, już zapowiedziała, że kwestie związane z samą opłatą audiowizualną - bo tak określa ją nowa władza - pojawią się dopiero wiosną.

PiS zgadza się z KRRiT i Donaldem Tuskiem, że abonament jako sposób finansowania mediów publicznych to archaizm. Przede wszystkim dlatego, że wymaga rejestrowania odbiorników. A dziś technicznie jest możliwe, by nawet telefon komórkowy pełnił rolę telewizora lub radia.

Dlatego rząd proponuje powszechną opłatę audiowizualną w wysokości około 8 zł. W odróżnieniu od propozycji KRRiT, płacić miałoby ją każde gospodarstwo domowe, a nie podatnik. Pracujący mąż i żona miesięcznie przekazywaliby na TVP i PR w sumie o połowę mniej niż chciałaby KRRiT. Zdaniem Krzysztofa Lufta sprawi to, że media publiczne dostaną tylko 1,5 mld zł.

W rozmowie z money.pl wiceminister kultury Jarosław Sellin zasugerował kilka tygodni temu, że możliwa jest jednocześnie dodatkowa opłata na rzecz mediów publicznych płacona przez telewizje komercyjne. PiS prawdopodobnie będzie chciał, by minimalna liczba reklam jednak pozostała na antenie TVP.

Politycy PiS także celowo unikają określania tej daniny mianem podatku.

PiS - w przeciwieństwie do KRRiT - chce jednak, by media publiczne były finansowane bezpośrednio z budżetu państwa. To minister finansów lub kultury w uproszczeniu robiliby przelew na rzecz TVP czy Polskiego Radia. I to oni decydowaliby, ile to ma być pieniędzy.

- Finansowanie mediów publicznych z budżetu państwa doprowadza do tego, że stają się one mediami rządu. To bardzo rzadko spotykana praktyka - stwierdza Dworak. Dodaje, też że Komisja Europejska zaleca, aby media publiczne otrzymywały pieniądze z niezależnej agendy, a nie bezpośrednio od polityków.

_ W sprawie opłaty audiowizualnej próbowaliśmy skontaktować się z wiceministrami kultury Jarosławem Sellinem i Krzysztofem Czabańskim. Pierwszy odmówił komentarza, drugi nie odbierał telefonu. _

Źródło artykułu:money.pl
tvpopłata audiowizualnamedia publiczne
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (254)