Czy zapłacimy podatek za spadek od bliskich?
Już wkrótce może dojść do podatkowego trzęsienia ziemi. Do Sejmu trafił projekt ustawy, która wprowadzi limit zwolnienia daniny od spadku dla najbliższej rodziny. Są też pomysły, które zastawiają na podatników podstępne podatkowe pułapki.
12.09.2013 | aktual.: 16.09.2013 19:09
Prace nad projektem zmian w ustawie o podatku od spadków i darowizn trwają już dość długo. Obowiązujące obecnie przepisy mają ponad 30 lat i zdaniem autorów nowych rozwiązań nie przystają do obecnych czasów. Posłowie uważają, że ustawa traktuje ten podatek jako swoistą karę dla osób, które wypracowały majątek i chcą się nim podzielić z innymi osobami. Problem w tym, że w obok pomysłów godnych pochwały są inne - co najmniej dziwne.
Projekt zmian zaproponował Ruch Palikota. Jak można przeczytać w uzasadnieniu, nadrzędnym celem projektu jest uproszczenie przepisów, racjonalizacja stawek podatkowych, które z uwagi na swoją wysokość blokują obrót na drodze darowizn. Teraz, zdaniem posłów RP, często dochodzi do zawierania wielu pozornie odpłatnych umów, opodatkowanych znacznie niższymi stawkami od czynności cywilnoprawnych, tylko po to, by uniknąć zapłacenia podatku. Obecnie można zapłacić nawet 20 proc. - w zależności od kwoty oraz tego, do jakiej grupy podatkowej się załapiemy.
- To ciekawa propozycja. Podatek od spadków i darowizn nie stanowi przecież podstawy budżetu państwa - trafia do samorządów, a jednocześnie jest istotnym obciążeniem dla osób dziedziczących lub obdarowanych. Dlatego obniżenie jego stawek należy uznać za rozwiązanie zmierzające w słusznym kierunku - mówi Mateusz Kamiński, doradca podatkowy z kancelarii KNDP.
Zdaniem doradcy podatek ten nie powinien ograniczać możliwości udzielania darowizn lub otrzymywania spadku, a w praktyce tak bywa. Podkreślono to w uzasadnieniu ustawy nowelizującej, a sam podatek w obecnej formie nazwano "swoistą karą".
Jakie stawki opodatkowania proponuje Ruch Palikota? 1, 2 i 3 proc. To o wiele mniej niż dzisiaj. Takie stawki mogą ułatwić życie wielu osobom, np. uprościć przekazywanie darowizn osobom niespokrewnionym. Dodatkowo tak niskie stawki opodatkowania mogą też zniechęcać do ewentualnego unikania tego podatku.
Zabierzmy bogatym, dajmy biednym!
Jednak w planach jest jednocześnie zapis, który budzi wiele wątpliwości. To pomysł, by wprowadzić kwotowe ograniczenie możliwości korzystania ze zwolnienia podatkowego przez najbliższą rodzinę, czyli małżonków, potomków (zstępnych), przodków (wstępnych), pasierba, rodzeństwo ojczyma oraz macochę. Teraz te osoby są zwolnione z podatku, po spełnieniu pewnych warunków określonych w przepisach, ale projekt RP przewiduje, że jeśli wartość przekazywanego majątku będzie przekraczać 1 mln zł, to zwolnienia ponad tę kwotę nie będzie. Oznacza to, że gdyby ojciec chciał przekazać synowi majątek wart 10 mln złotych, to po tej nowelizacji syn musiałbym zapłacić podatek w kwocie prawie 100 tys. zł.
Skąd taka kwota i pomysł? W uzasadnieniu napisano: "Ograniczenie możliwości korzystania ze wskazanego zwolnienia będzie miało znaczenie wyłącznie dla osób bardzo sytuowanych i nie wywoła sprzeciwów społecznych, a jednocześnie stanowić będzie realizację zasady sprawiedliwości społecznej w takim znaczeniu, w jakim realizuje ją progresywny podatek dochodowy".
Takie podejście nieco mija się z uzasadnieniem, że czas na zmiany, bo podatku tego używa się jako "kary dla osób, które wypracowały jakiś majątek i chcą się nim podzielić z innymi osobami". Czym innym jak nie karą jest podatek od spuścizny po członku rodziny? Czy Ruchowi Palikota marzy się zabawa w Robin Hooda?
- Rzeczywistość może nie być tak jednoznaczna, jakby to chcieli autorzy projektu. Oczywiście stracą najbogatsi, ale próg 1 mln zł ograniczający zwolnienie, i to kumulujący się aż przez 5 lat, będzie zabierał także średniozamożnym - ocenia Kamiński.
Ekspert zauważa, że często wartość tylko domu i samochodu mogą przekraczać próg w wysokości 1 mln zł, nie mówiąc o sytuacji, gdy w spadku mamy uzyskać nawet niewielką firmę. Nad wartością tego progu warto by się zastanowić - dodaje Kamiński.
Jak tłumaczy doradca podatkowy, wprowadzenie takiego rozwiązania może oznaczać spore trudności dla podatnika - nabywcy praw majątkowych. Przede wszystkim to na nim będzie spoczywał obowiązek określenia w deklaracji wartości otrzymanego majątku. Przyjmuje się to jako podstawę opodatkowania i generalnie powinna ona odpowiadać wartości rynkowej - cenie, za jaką rzecz podobnego rodzaju można by kupić na wolnym rynku. Niestety przy bardzo wartościowych rzeczach należałoby - dla bezpieczeństwa - zlecić wycenę niezależnemu doradcy, co wiąże się z dodatkowymi kosztami.
Co więcej, takie brzmienie ustawy może spowodować kolejne obowiązki podatkowe po stronie dziedziczącego. Załóżmy, że rodzic ma grunty warte 4 mln złotych i zapisuje je w spadku swojej córce. Jeśli ta ustawa wejdzie w obecnie proponowanym kształcie, to będzie ona musiała zapłacić podatek w wysokości 1 proc. od kwoty 3 mln zł, czyli 30 tys. zł. Jeśli kobieta nie będzie miała z czego zapłacić podatku, to może być zmuszona do sprzedaży części ziemi. A taka transakcja, sprzedaż nieruchomości od razu po jej uzyskaniu, będzie obłożona podatkiem dochodowym.