Jezioro Sulejowskie do likwidacji?

41 mln zł pójdzie z budżetu na oczyszczenie Zbiornika Sulejów. Eksperci są podzieleni, czy takie przedsięwzięcie jest konieczne. Czy to kolejny przykład na marnotrawstwo publicznych pieniędzy? A może niezbędne działanie, które uratuje tysiące ludzi przed efektami powodzi?

Jezioro Sulejowskie do likwidacji?
Źródło zdjęć: © WP.PL | Izabela Trzaska

Zniknie jeden z największych zbiorników wodnych w centrum Polski? - Jeśli nie zostanie oczyszczony, grozi mu, że w końcu zarośnie - potwierdzają eksperci. Ekolodzy odpowiadają: A czy to jezioro jest jeszcze komukolwiek potrzebne?

Jezioro Sulejowskie wśród sztucznych akwenów pod względem pojemności zajmuje 15. miejsce w Polsce. Po oddaniu przy maksymalnym spiętrzeniu mogło zgromadzić 79 mln m³. Ile może pomieścić obecnie, nie wiadomo, bo zbiornik samoistnie osusza się. Władze Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej przygotowują się do oczyszczenia jeziora. Zamierzają na ten cel wydać 41 mln zł.
- Celem inwestycji jest przywrócenie pojemności użytkowej zbiornika do stanu z momentu wybudowania zapory i poprawa zdolności przepustowej zbiornika - co ma wpłynąć na zmniejszenie zagrożenia powodziowego, zmniejszenie rozwoju sinic i poprawę czystości wody. Dzięki temu zwiększą się walory turystyczne i rekreacyjne, nastąpi poprawa warunków prowadzenia gospodarki rybackiej - tłumaczy Wirtualnej Polsce Urszula Tomoń, rzecznik prasowy Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie (RZGW).

Według prof. dr. hab. Aleksandra Winieckiego z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu wygląda na to, że uznano, iż wreszcie nadszedł czas na usunięcie nagromadzonych osadów dennych, bo dalsze zwlekanie uniemożliwi "reanimację" zalewu. Bez tego zabiegu zbiornika za jakiś czas po prostu ... nie będzie. Jeśli zmniejszy on swoje zdolności retencyjne (powierzchnia, głębokość, w konsekwencji - pojemność) do minimum, to mimo nie będzie on mógł dalej pełnić żadnych funkcji. Zatem jego zdolności ochrony przeciwpowodziowych będą znikome, deponowanie wody na cele gospodarki komunalnej, przemysłu itd. będzie jedynie symboliczne, a gospodarka rybacka nie będzie miała podstaw. Oczywiście forma turystyki czy rekreacji też się zmieni.
- Pytanie o to, czy wolno zabiegi czyszczenia, pogłębiania takiego sztucznego akwenu wykonywać jest bezzasadne. Tak jak pytanie - czy zapchane rury kanalizacyjne należy czasowo odłączyć i udrożnić - tłumaczy profesor.

Zbiornik samoistnie zanika (osusza się) i ludzie zamierzają działaniami technicznymi nie tylko ten proces spowolnić, ale przywrócić jego stan do takiego, jak w momencie wybudowania zapory.

Zdaniem ekologa i burmistrza Mogielnicy dr. Sławomira Chmielewskiego, należy sobie jednak odpowiedzieć na pytanie, czy zbiornik na Pilicy jest w ogóle potrzebny.
- Poza funkcją rekreacyjną nie pełni on żadnej innej funkcji. Ani rolniczej - bo nikt go nie wykorzystuje w tym celu, choć ma taki bzdurny zapis w instrukcji użytkowania. Ani przeciwpowodziowej, bo nie jest w stanie ochronić terenów poniżej (i częściowo powyżej) przed powodzią - tłumaczy ekspert.

Chmielewski jest zdania, że najlepiej funkcję retencyjną spełniłby taras zalewowy. Według eksperta gdyby nie sprzeczna z logiką jego zabudowywanie, , wystarczyłoby zostawić rzekę samą sobie i nie walczyć z zalewaniem tych terenów.

- Hodowla ryb też nie wchodzi w grę, bo stanowi zaporę nie do pokonania przez ryby. Przepławka (budowla rzeczna lub urządzenie stosowane na stopniach wodnych, mające za zadanie umożliwić rybom w okresie tarła wędrówkę wzdłuż rzeki - przyp. red.) nie działa i jest jedynie sloganem - uważa dr Chmielewski.

Czemu ma więc służyć odmulanie zbiornika? Zdaniem eksperta - wydaniu pieniędzy z kasy państwa, aby powstała złudna nadzieja, że powiększy się jego pojemność retencyjna i ustrzeże tereny przed powodzią.

Prace w Zbiorniku Sulejów będą polegały na odsłonięciu powierzchni dna zbiornika poprzez obniżenie poziomu wody, usunięciu zbędnego porostu drzew i zakrzaczeń, kopaniu osadzonego piasku koparkami. Wciąż jednak nie wiadomo, jak mają te prace wyglądać.

- Problem polega na wyborze technologii robót. Jeśli raport oddziaływania na środowisko wykonają fachowcy, powinno być OK. Niestety, raporty robią dyletanci zgodnie z zasadą trzech "B" - byle jak, byle kto, byle za jakie pieniądze - Chmielewski nie przebiera w słowach, ale podobnego zdania jest Aleksander Góralczyk, ichtiolog z Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Piotrkowie Trybunalski. Uważa on, że należy poczekać z jakimkolwiek komentowaniem możliwych scenariuszy do czasu przygotowania i przedstawienia przez RZGW w Warszawie swoich koncepcji. Ma to nastąpić w okolicach września-października.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)