Karoshi - czyli śmierci z przepracowania
O syndromie "karoshi" - czyli śmierci z przepracowania, pierwsi zaczęli mówić Japończycy. Już w latach 60., za pośrednią przyczynę śmierci 29-latka z dużej firmy wydawniczej, uznano nadmiar pracy, a dziesięć lat później wypłacono z tego tytułu pierwsze odszkodowanie. W Japonii z problemem karoshi kojarzone jest też inne zjawisko - karo-jisatsu, czyli samobójstwo z przepracowania
W 1982 roku, za sprawą napisanej przez trzech lekarzy książki pod tytułem "Karoshi", termin ten wszedł do języka potocznego, a o problemie zaczęto mówić na forum publicznym. Pod koniec lat osiemdziesiątych zjawisko śmierci z powodu nadmiaru pracy stało się na tyle powszechne, że japońskie Ministerstwo Pracy opublikowało listę ofiar syndromu karoshi. Powstała też Krajowa Rada Obrony dla Ofiar Karoshi (National Defense Counsel for Victims of Karoshi). Może się wydawać, że to zainteresowanie karoshi było w Japonii przesadne. Niestety nie. Z szacunkowych danych wynika, że nadal w Kraju Kwitnącej WiśniWiśni z powodu syndromu karoshi traci życie około 10 - 30 tys. osób rocznie. Zbyt wiele obowiązków zawodowych zabiło też premiera tego kraju - Keizo Obuchi.
O problemie karo-jisatsu zrobiło się głośno na początku lat 90., gdy na swoje życie targnął się Ichiro Oshima, 24-letni pracownik największej japońskiej agencji reklamowej, który przez blisko półtora roku spędzał w firmie po 80 godz. tygodniowo. Zdaniem pracodawcy mężczyzna zabił się z powodów osobistych. Rodzina obarczała winą agencję reklamową. Po kilkuletnim procesie, w 2000 roku sąd przychylił się do wniosku rodziny i nakazał pracodawcy wypłacenie odszkodowania w wysokości 1,6 miliona dolarów.
Polecamy: Fałszywi pracownicy
Zajmujący się problemem śmierci spowodowanej nadmiarem pracy specjaliści, opracowali listę czynników zwiększających ryzyko zgonu. Okazuje się, że na nasz organizm najgorzej wpływają częste nadgodziny, nieregularny czas pracy, systematyczne podróże służbowe, praca zmianowa, ciężkie warunki pracy i stres.
Przepracowanie nie zabija od razu. Choć zgon zazwyczaj następuje nagle i bez ostrzeżenia, syndrom karoshi stopniowo odbija się na naszym zdrowiu, niekorzystnie wpływając przede wszystkim na układ sercowo-naczyniowy. Z medycznego punku widzenia przyczyną śmierci z przepracowania, zazwyczaj jest atak serca, apopleksja lub udar. Zdradliwe jest to, że choroba zazwyczaj nie daje wcześniejszych objawów lub są one na tyle delikatne, że pracoholik ich nie dostrzega.
Przez wiele lat to właśnie w Japonii odnotowywano najwięcej przypadków syndromu karoshi. Poświęcenie pracy jest przecież podstawową wartością w Kraju Kwitnącej Wiśni, na stałe wpisaną w mentalność ludzi. Nic więc dziwnego, że aż 1/4 obywateli tego kraju pracuje więcej niż 60 godz. w tygodniu.
Sytuacja zmieniła się jednak w XXI wieku. Dziś najwięcej przypadków śmierci z przepracowania odnotowuje się w Chinach. Jak podał w ubiegłym roku "Dziennik Młodzieży Chińskiej" (oficjalna gazeta Związku Komunistycznej Młodzieży ChRL) każdego roku nadmiar pracy zabija około 600 tys. mieszkańców tego kraju. Najczęściej ofiarami chińskiego karoshi są osoby zatrudnione w dużych firmach na stanowiskach kierowniczych i menadżerskich. Alarmującym statystykom postanowili przyjrzeć się dziennikarze z "The Global Times", którzy zlecili przeprowadzenie badania stanu zdrowia fizycznego i psychicznego "białych kołnierzyków" w Chinach. W badaniu wzięło udział ponad tysiąc osób z 7 największych chińskich miast. Okazało się, że ponad 60 proc. z nich określiło swój stan zdrowia jako zły. Skarżyli się też na przepracowanie, pracę pod presją i ciągły strach przed jej utratą. W tym kontekście niedawna śmierć 24-letniego Li Yuana, który - po wielu tygodniach pracy po godzinach - zmarł w pracy na zawał serca, nikogo nie zdziwiła.
Syndrom karoshi znany jest niemal na całym świecie. W Anglii w 2010 roku był on najprawdopodobniej przyczyną śmierci młodego kucharza - Nathana Laity, który mimo zapalenia migdałów, nie chciał brać wolnego dnia i pracował nieprzerwanie po kilkanaście godzin na dobę. Dwa lata wcześniej w Irlandii, na śmierć zapracował się 48-letni, pracujący w rzeźni Polak. Koledzy nazywali go koniem, bo harował jak zwierzę - wykonywał najcięższe prace, w niezwykłym tempie. Zasłabł w pracy. W drodze do szpitala stracił przytomność i już jej nie odzyskał.
Z całą pewnością to nie jedyny Polak, który nadmiar pracy przypłacił życie. Jednak w naszym kraju takie statystyki nie są prowadzone. Wiadomo jednak, że jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych narodów w Europie. Jak wynika z ostatnich badań (min. badania CBOS z 2012 roku), 25 proc. aktywnych zawodowo Polaków spędza w pracy między 41 a 50 godz. tygodniowo, a 12 proc. przyznaje, że pracuje powyżej 60 godz. Powszechnie narzekamy też na przemęczenie, stres, wypalenie zawodowe i lęk przed utratą pracy. To wszystko zwiększa ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, a co za tym idzie - śmierci z powodu przepracowania.
GV,JK,WP.PL