Czarne chmury gromadzą się nad polską gospodarką
Ekonomiści i instytucje finansowe obniżają prognozy wzrostu dla Polski na przyszły rok. Dziś nikt już nie wierzy, że dynamika wzrostu przekroczy 4 proc.
12.07.2011 | aktual.: 12.07.2011 10:38
Słabe ciągle inwestycje prywatne i ograniczenie inwestycji publicznych spowoduje, że zabraknie głównej siły napędowej dla gospodarki.
Po raz trzeci już Narodowy Bank Polski obniżył prognozy wzrostu gospodarczego na 2012 rok. Według banku w przyszłym roku wzrost PKB z 50-proc. prawdopodobieństwem znajdzie się w przedziale 1,9–4,5 proc. W lutym ten prognozowany przedział wynosił 2,3–4,8 proc., a w październiku – 2,8–5,5 proc.
– Istnieje zatem ryzyko, że wzrost gospodarczy w Polsce znajdzie się w przyszłym roku bliżej 3 niż 4 proc. – komentuje Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. – Takie przekonanie mogą wzmacniać ostatnie turbulencje w strefie euro oraz możliwe kolejne podwyżki stóp procentowych. Bank utrzymuje jeszcze prognozę na poziomie 3,7 proc. na przyszły rok wobec 4,2 proc. w tym roku, ale jest w niej ostrożny.
Do 3,7 proc. z wcześniejszych 4 proc. obniżył za to prognozę wzrostu BZ WBK. – Przewidujemy, że w drugiej połowie przyszłego roku inwestycje finansowane przez rząd i samorządy gwałtownie się obniżą, co wpłynie na spadek dynamiki wzrostu inwestycji z 9 proc. w tym do 8,3 proc. w przyszłym roku – wyjaśnia Piotr Bujak, ekonomista BZ WBK. – Wolniej będzie rosło także spożycie indywidualne – 3,8 proc. w porównaniu z 3,9 proc. w 2011 roku. W sumie szacujemy, że popyt krajowy sięgnie 4,3 proc., na ten rok zakładamy zaś 4,7 proc.
. W ocenie ekonomistów, spadek inwestycji publicznych spowodowany jest zakończeniem przedsięwzięć związanych z Euro 2012, ale także koniecznością cięć wydatków. Rząd zobowiązał się, że deficyt finansów publicznych, który w 2010 roku wyniósł 7,9 proc. PKB, spadnie w 2012 roku poniżej 3 proc. PKB. – Nie pomoże też reguła wydatkowa, jaką na samorządy chce nałożyć minister finansów, to jeszcze bardziej przyhamuje inwestycje – wyjaśnia Dariusz Filar, były członek RPP. – Sądzę jednak, że inwestycje prywatne trochę odbiją i to ustrzeże nas przed zapaścią.
Niestety, to nie koniec zagrożeń. W czarnym scenariuszu kłopoty krajów strefy euro nasilą się, co przełoży się na spadek popytu zewnętrznego. To dodatkowo obniży dynamikę wzrostu w Polsce.
Elżbieta Glapiak
Parkiet