Legimi - polska aplikacja, chce zmienić rynek książki

Twórcy Legimi lubią porównywać się do Spotify. Za pomocą swojej aplikacji sprzedali już 260 tys. książek i twierdzą, że ich produkt stanowi rozwiązanie problemu piractwa. Teraz oferują czytnik e-booków za złotówkę.

Legimi - polska aplikacja, chce zmienić rynek książki
Źródło zdjęć: © WP.PL | Legimi

05.07.2015 | aktual.: 05.07.2015 11:15

Pierwszy start tego biznesu nie był zbyt udany. Zaprotestowali wydawcy książek i trzeba było usiąść do dalszych rozmów. – Nic dziwnego. To był eksperyment, byliśmy numerem jeden na świecie. Musieliśmy przekonać wydawców, ale znaleźliśmy oparcie w Polskiej Izbie Książki i się udało - mówi Mikołaj Małaczyński, prezes zarządu i współzałożyciel Legimi.

Legimi to aplikacja służąca do kupowania książek, w której można wykupić też stały abonament. Za comiesięczną kwotę klient uzyskuje wówczas dostęp do określonej liczby książek. Dzięki współpracy z operatorami telefonii komórkowej opłatę tę można płacić razem z abonamentem telefonicznym. Od 3 sierpnia w ofercie abonamentowej będzie dostępny również czytnik inkBOOK 6'' E Ink Carta za 1 zł. Trzeba tylko podpisać umowę na dwa lata i opłacać abonament w wysokości niecałych 50 zł.

- Atutem tego sprzętu jest to, że jego kompletny serwis jest dostępny w Polsce. Pod względem parametrów nie ustępuje on produktom Amazona - mówi Mikołaj Małaczyński, prezes zarządu i współzałożyciel Legimi. - Decyzja o wprowadzeniu tej oferty wynika też z pozytywnych doświadczeń z innymi czytnikami z systemem Android. Nasi klienci często korzystali z aplikacji Legimi i polecali ją znajomym - dodaje.

Ale Legimi dostępne jest nie tylko na specjalne czytniki e-booków. Można z niej korzystać również na tabletach i telefonach. Firma chwali się, że aplikację pobrano już milion razy. Jednak książek za jej pośrednictwem sprzedano cztery razy mniej, czyli około 260 tys.

- Liczba ta nie uwzględnia książek darmowych oraz tych, które klienci ściągnęli, ale ich nie przeczytali - wyjaśnia Małaczyński. - Około 100 tys. użytkowników korzysta z aplikacji regularnie – dodaje.

Prezes Legimi podkreśla też, że oferta abonamentowa, z której skorzystało 30 tys. klientów jest już na niewielkim plusie. Firma płaci za prawa autorskie tylko rzeczywiście przeczytanych książek, a opłaty pobiera od klientów regularnie. Teoretycznie najbardziej więc opłaca jej się, gdy użytkownicy nie czytają książek.

- Nie określiłbym tego w ten sposób - protestuje Małaczyński. - To jest element naszego modelu biznesowego, analogiczny do znanego z siłowni czy restauracji typu "jedz ile chcesz". Wiemy ile nasi czytelnicy średnio czytają książek i na tej podstawie możemy ustalić odpowiednie opłaty.

Zresztą, jak podkreśla prezes Legimi opłaty za prawa autorskie wcale nie są największym kosztem działania jego firmy. O wiele większe środki, rzędu 10 mln zł, pochłonęły inwestycje w infrastrukturę informatyczną. Chodzi o to, by stworzyć system bezpieczny i oferujący określone funkcjonalności dla czytelników i wydawców. Do tego dochodzi stały rozwój urządzeń mobilnych, do których trzeba dostosowywać aplikację.

- Legimi zaczynał od klasycznych czytników z technologią elektronicznego papieru. W trakcie naszej egzystencji pojawił się fenomen iPada. Później powiększyły się ekrany smartfonów. Telefon z dużym ekranem według Amerykanów jest przyszłością książki – mówi Małaczyński.

A jakie książki czytają Polacy na Legimi? Dominują cztery kategorie: kryminały, fantastyka, obyczajowe i romanse.

- Hitem ostatnich miesięcy była książka "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego". Wcześniej takim bestseller stanowiła biografia Steve'a Jobsa.

Obecnie w ofercie Legimi jest ponad 10 tys. tytułów. A jak wykazują badania to właśniekłopoty z dostępnością e-booków oraz ich wysoka cena stanowią główne przyczyny piractwa. Małaczyński jest przekonany, że Legimi jest w stanie pomóc w zwalczaniu tego zjawiska, tak jak Spotify przyczyniło się do ograniczenia skali ściągania nielegalnej muzyki.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (24)