Niewiarygodne jak politycy zmieniali zdanie w sprawie kredytów we frankach

Nie tylko Ryszard Petru powinien bić się w piersi.

Niewiarygodne jak politycy zmieniali zdanie w sprawie kredytów we frankach
Źródło zdjęć: © WP.PL | materiały prasowe NowoczesnaPL
Krzysztof Janoś

Dziś mało kto o tym pamięta, ale nie tylko ekonomiści - ale i politycy - gremialnie namawiali Polaków do brania kredytów we frankach.

Nie tylko Ryszard Petru w sprawie kredytów w tej walucie wypowiadał się inaczej niż sam postępował. Sporo namieszał także Donald Tusk, deklaracją że Polska szybko wejdzie do strefy euro. oraz partia, która jest dziś liderem w wyścigu po władzę. A to wszystko wina Tuska!

Wziąłem kredyt we frankach po 2,35 zł, bo uwierzyłem Tuskowi, że będziemy wchodzili do strefy euro. W 2008 r. przewalutowałem go na złotówki, bo straciłem na tym. Nie mogłem powiedzieć ludziom zróbcie to samo, bo to byłaby rekomendacja –, tak Ryszard Petru obecnie wchodzący do wielkiej polityki, tłumaczył się w TVP info z prognoz głoszonych jeszcze w 2011 r., że frank nie powinien drożeć i zaciąganie kredytu w tej walucie nie powinno grozić żadnymi poważniejszymi konsekwencjami.

Wspomniane przez Petru zapowiedzi wejścia do strefy euro mogą z kolei obciążać Platformę Obywatelską, która teraz również dwoi się i troi, krytykując chciwość banków, które nie chcą pomóc zadłużonym we frankach. Istotnie może być tak, że bardziej świadomi ekonomicznie kredytobiorcy, decydując się na tak denominowany kredyt, przez deklaracje rządzącej PO liczyli, że ryzyko kursowe nie zagrozi im aż tak bardzo. Jednak jako okoliczność łagodzącą dla Platformy potraktować można forsowanie zmian w sprzedaży takich kredytów już po wybuchu kryzysu w 2008 roku.

Dziwić może jednak tak krótka pamięć, najostrzej dziś krytykujących zgodę instytucji państwowych na przyznawanie kredytów we frankach szwajcarskich, polityków PIS. Będąca przedstawiana jako kandydatka na kolejnego premiera polskiego rządu Beata Szydło tak mówiła o sytuacji zadłużonych w tej walucie w 2013 roku na łamach „Gazety Prawnej”. - Ludzie, którzy zaciągają pożyczki, muszą być zabezpieczeni. Jeśli sektor bankowy udzielał kredytów we frankach, powinien brać za to odpowiedzialność. My mówimy też o konieczności ucywilizowania systemu przyznawania kredytów. Cała ta sytuacja z pożyczkami we frankach przypomina sytuację z OFE. Gdy one wchodziły na rynek, zaczynała się moda na fundusze i próbowano przekonywać Polaków, że to jest najlepsza metoda zabezpieczenia emerytalnego. Podobnie było z kredytami - mówiła posłanka.

Tyle że warto pamiętać, jak PIS zareagowało na próbę powstrzymania boomu na tańsze od złotówkowych kredyty.

Marcinkiewicz i Gilowska protestują

W 2006 KNF wydała rekomendację S, która stanowiła zestaw wytycznych dla banków jak i komu mogą udzielać takich kredytów. Wtedy to premier Marcinkiewicz powiedział. - Nie rozumiem polityki utrudniania dostępu do kredytów i nie zgadzam się z nią.

Pełniąca wtedy funkcję wicepremiera i ministra finansów Zyta Gilowska mówiła też, że ograniczenie w udzielaniu hipotecznych kredytów walutowych przez banki pogorsz sytuację obywateli i rekomendacja jest „projektem dyskusyjnym”. - Wprawdzie zdaniem niektórych lekkomyślnie trochę korzystali z kredytów denominowanych w walutach obcych, ale moim zdaniem obywatele są dorośli i mają prawo do pewnej dozy lekkomyślności w podejmowaniu decyzji - mówiła minister.

W 2006 roku to nie były zresztą tylko pojedyncze wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości, cały klub parlamentarny z niepokojem przyjmował zalecenia Komisji Nadzoru Bankowego. „Głównym skutkiem będzie zmniejszenie możliwości nabywania przez obywateli (szczególnie przez młode osoby) własnych mieszkań. Walutowe kredyty mieszkaniowe były niewątpliwe czynnikiem sprzyjającym nabywaniu mieszkań po znacznie niższych kosztach. Rekomendacja S przyjęta przez Komisję Nadzoru Bankowego będzie sprzyjała utrwaleniu ograniczenia dostępności do kredytów” - pisali wtedy politycy w specjalnym oświadczeniu.

Zwracający teraz uwagę na szaleństwo tak ryzykownego wystawiania się na zmiany kursów politycy nie dawali też wiary w to, że złoty może się osłabić.

"Podstawowe uzasadnienie Komisji Nadzoru Bankowego "Rekomendacji S" powołujące się na ogromne ryzyko związane przede wszystkim z nagłymi spadkami wartości walut, możliwością znacznego podniesienia stóp procentowych przez zagraniczne banki centralne, a także na możliwy znaczny spadek wartości złotówki, nie znajduje potwierdzenia w danych makroekonomicznych. Oczywiście nie możemy nie dostrzegać tego ryzyka, ale jeśli weźmiemy pod uwagę ciągły wzrost gospodarczy naszego kraju, niską inflację i umacniającą się złotówkę, to obawy Komisji Nadzoru Bankowego nie znajdują potwierdzenia w faktach" - deklarował w 2006 roku klub parlamentarny PIS.

Co więcej jego przewodniczący Przemysław Gosiewski zapewniał wtedy, że nowo powstająca KNF, która zastąpiła Komisję Nadzoru Bankowego, uchyli tę rekomendację. Jak wszyscy wiemy tak się jednak nie stało. Co nie przeszkadza teraz mówić nowemu przewodniczącemu klubu parlamentarnego PiS, że potrzebna jest po raz kolejny interwencja państwa. - Ponieważ konieczne jest ograniczenie chciwości banków. Jednak klienci indywidualni sami nie są w stanie przeciwstawić się potężnym instytucjom finansowym. Tutaj musi zadziałać państwo – oceniał w Polskim Radiu 24 Mariusz Błaszczak w styczniu tego roku, kiedy frank kosztował 5 złotych.

Zobacz także:

kredyt hipotecznybankiakcja kredytowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (84)