Opłaty w Blablacar. Serwis pobiera nawet 20 proc. wartości biletu

Koniec z darmowymi rejestracjami przejazdów w Blablacar. Serwis od poniedziałku wprowadził opłaty dla pasażerów. Minimum to 3 zł, ale gdy przejazd kosztować będzie 120 zł, to prowizja sięgnie nawet 20 zł.

Opłaty w Blablacar. Serwis pobiera nawet 20 proc. wartości biletu
Krzysztof Duda/flickr (CC BY 2.0)
Sebastian Ogórek

08.03.2016 | aktual.: 08.03.2016 10:36

Pani Renata ma około 50 lat i jest stałą użytkowniczką Blablacar. Zrezygnowała z pociągów i autobusów i dziś, gdy ze swojej wsi w Pomorskiem jedzie do narzeczonego mieszkającego pod Warszawą, korzysta z kierowców znalezionych w serwisie.

- Jadę szybciej niż nawet Pendolino, zabierają mnie spod domu, a cena jest taka sama. No i zawsze trafia się na kogoś ciekawego - mówi.

Dopóki znajomy nie pokazał jej serwisu, nie potrzebowała nawet internetu w domu i telefonie. Dostęp do niego kupiła tylko ze względu na aplikację zainstalowaną w smartfonie. Jak mówi, dodatkowe 5 zł opłaty to nie kłopot, bo dla niej i tak największym plusem Blablacar jest czas i komfort przejazdu.

Ciekawe, czy tak samo pomyśli 1,5 miliona innych użytkowników serwisu w Polsce? Od poniedziałku Blablacar zaczął pobierać minimum 3 zł od każdego pasażera. Kwota będzie obowiązywała przy przejazdach do 15 zł. Im droższy „bilet”, tym prowizja będzie wyższa. Przy cenie 46-50 zł dopłacić trzeba 9 zł. Przy 100 zł będzie to już 18 zł.

A powyżej 120 zł obowiązuje nieco bardziej skomplikowany system prowizyjny – obliczenie odbywa się według wzoru 3 zł plus 12 proc. wartości biletu, a następnie sumę pomnożyć trzeba przez 24 proc. Średnio prowizja pobierana przez Blablacar wynosi ok. 20 proc. ceny przejazdu. Zarejestrowani dotąd użytkownicy otrzymują jeszcze dwa darmowe przejazdy do wykorzystania do końca roku.

- Liczba użytkowników a co za tym idzie: funkcjonalność serwisu, jest już na tyle duża, że przyszedł czas na kolejny krok w naszym rozwoju i rozpoczęcie pobierania opłat. Projekt i produkt dojrzały do tego momentu. Nigdy nie ukrywaliśmy, że kiedyś będziemy je pobierać. Szykowaliśmy się na to od dawna, a naszym użytkownikom od kilku miesięcy pokazywaliśmy już opłaty w systemie rezerwacji, choć ich nie pobieraliśmy – mówi Wirtualnej Polsce Michał Pawelec, szef polskiego oddziału Blablacar.

Serwis wywodzący się z Francji pobiera opłaty od swoich użytkowników m.in.: w Hiszpanii, Włoszech i Wielkiej Brytanii. Pawelec tłumaczy, że system prowizyjny został wprowadzony, gdy jego firma uznała, że na najważniejszych trasach w danym kraju liczba umawiających się pasażerów i kierowców jest na tyle duża, że nawet rezygnacja części osób nie sparaliżuje działania serwisu.

- Na najpopularniejszych trasach w okolicach weekendu to jest zazwyczaj kilkaset, a nawet ponad tysiąc dostępnych miejsc. Opłaty pozwalają nam pokryć koszty pracowników, serwerów, moderacji, rozstrzygania sporów itd. Nam chodzi o to, żeby tworzyć dobry, wiarygodny serwis wspólnych przejazdów. Nie chcemy użytkowników atakować reklamami. Wprowadzamy więc opłaty od pasażerów rezerwujących miejsca, by dalej się rozwijać – tłumaczy Pawelec, dodając, że jego zdaniem Polacy powoli przyzwyczajają się do płacenia w internecie.

Ale odejście części użytkowników musi być wpisane we wprowadzenie prowizji. Już rok temu, gdy Blablacar wprowadził system punktowy, skazujący naprawdę często podróżujących na dopłacanie do przejazdów, posypały się na niego gromy. I choć część osób groziło, że odejdzie gdzie indziej, to skończyło się tylko na negatywnych komentarzach.

Od poniedziałku na Facebooku firmy także większość użytkowników krytykuje zmianę. Piszą, że ich zdaniem już wcześniej po wprowadzeniu systemu rezerwacji część osób zrezygnowała. Zwracają uwagę, że opłaty są za wysokie i dlatego przejdą do konkurencji.

- To teraz już nie będzie tylu chętnych na przejazdy...Jeszcze jest nadzieja, w YanosikAutostop - o ile ruszą z reklamą bardziej agresywnie - pisze jeden z nich.

- Jak można nałożyć takie opłaty?? Wartość kawy?!!!!!!!!!!!Doskonale wiecie, że wiele osób korzystających z serwisu dojeżdża do pracy i w stosunku miesięcznym ta opłata to będzie niebanalna kwota - dodaje inna osoba.

- Stawki są źle obliczone dla kwoty przejazdu 15 zł ok 130 km oplata to 3 zł czyli 20 proc. ceny ??? to drogo te oplaty powinny byc nie wyzsze niz 10% ceny przejazdu Polska to nie Francja - stwierdza komentujący (pisownia oryginalna - przyp. red.).

Pawelec nie chce mówić, jaka liczba użytkowników może teraz zrezygnować z korzystania serwisu. Twierdzi, że w innych krajach nigdy nie był to największy problem.

– Od 2010 roku jesteśmy stale na fali wzrostowej. Ewentualne zmiany w produkcie, takie jak wprowadzenie opłat, mogły wpływać jedynie na to, że aktywność naszych użytkowników nie zawsze rosła tak szybko, jak się wcześniej spodziewaliśmy – tłumaczy, dodając, że do platformy cały czas dołączają osoby, które nie znały jej, gdy prowizji nie było. - Gdy nie ma już biletów na pociąg czy autobus, często miejsce u kierowcy znalezionego dzięki BlaBlaCar jest jedynym wyborem. - dodaje.

Problem w tym, że dla serwisu nie ma alternatywy. Konkurencję próbował stworzyć Yanosik, który do aplikacji ostrzegającej przed fotoradarami, dodał drugą o nazwie Autostop. Na dziś wg sklepu Play ma ona mniej niż 50 tys. pobrań. Na popularnej trasie z Warszawy do Gdańska znajdujemy tylko jeden przejazd w tygodniu (serwis nie pozwala ustawić daty podróży), w Blablacarze ofert jest ponad 100 na najbliższe trzy dni i kilkaset miejsc wolnych.

Poza tymi dwoma jest jeszcze dawny otodojazd.pl, który teraz działa pod marką inonecar.pl. Ten skupił się jednak głównie na codziennych dojazdach do pracy, a nie podróżach po Polsce czy Europie. Popularnością cieszą się też grupy na Facebooku, ale te z kolei są zamknięte jedynie na pojedyncze trasy.

Trzeba pamiętać, że Blablacar opłat nie zamierza pobierać od kierowców. Oni praktycznie zmiany nie odczują żadnej. Nadal będą pobierać gotówkę od swoich pasażerów, tak jak robili to dotychczas. Na dodatek zeszłoroczna interpretacja podatkowa Ministerstwa Finansów pozwala im to robić bez ryzyka kary nakładanej przez fiskusa. Dopóki pasażerowie dokładają się do kosztów podróży, a nie dają zarobić kierowcy, nie trzeba płacić żadnych podatków.

Model biznesowy Blablacaru, polegający na tzw. ekonomii współdzielenia (z ang. sharing economy) dostrzegła już Bruksela. Pawelec nie boi się jednak żadnych problemów z tego tytułu. W ostatnim czasie Komisja Europejska zaprosiła między innymi jego firmę do konsultacji na ten temat. Jak mówi, rozmowy odbywały się na zasadzie konsultacji z przedstawicielami branży, a nie ostrzeżeń.

- Wierzymy, że dzielenie się przez kierowców kosztami przejazdu bez celu komercyjnego jest pełnym odzwierciedleniem idei ekonomii współdzielenia – dodaje, stwierdzając, że w podobny sposób zaczynają myśleć też unijni urzędnicy.

Z ostatniego raportu firmy doradczej PwC wynika, że przez firmy działające na zasadach ekonomii współdzielenia na całym świecie do 2025 roku przepłynie aż 335 mld dolarów.

Źródło artykułu:money.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (60)