Nawet nie wiesz, że korzystasz z parabanku
Parabanki wykorzystują rozmaite metody, aby zbierać depozyty. Możesz nie zdawać
sobie sprawy, że usługa, z której skorzystałeś, to zakamuflowana paralokata.
Przykład Amber Gold pokazał, że można na nich stracić pieniądze życia.
27.08.2012 | aktual.: 30.08.2012 13:33
Firmy parabankowe starają się unikać określeń, które będą ich usługi bezpośrednio wiązać z działalnością bankową. Ta jest dozwolona jedynie po uzyskaniu licencji. Najczęściej oferują więc "kontrakt lokacyjny", "inwestycje alternatywne", "program inwestorski" czy "kontrakt rentierski". Nad przestrzeganiem tej zasady czuwa KNF.
- Aby założyć bank i tym samym móc zbierać lokaty od klientów trzeba spełnić wymogi prawa bankowego: m.in mieć przynajmniej 5 mln euro, poddać się nadzorowi finansowemu, składać sprawozdania i realizować rekomendacje Komisji. Wszystko to ma na celu zabezpieczenie wkładów pieniężnych - mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.
Ukryte lokaty
W przypadku wielu ofert parabanków łatwo możemy się zorientować, że oferuje się nam jednak właśnie lokatę, jak było w przypadku Amber Gold. Wystarczy zapoznać się z warunkami inwestycji. Wpłacamy pieniądze, a po określonym czasie dostajemy je z powrotem wraz z określonym procentem zysku. Ale nie zawsze jest to takie proste. Chcąc uniknąć zainteresowania KNF-u, firmy stosują wymyślne formuły dla swoich usług.
Niezwykłą kreatywnością wykazało się Centrum Inwestycyjno-Oddłużeniowe ze Stargardu Szczecińskiego. Proponuje ono mianowicie "inwestycję na nowy pojazd" (pisownia oryginalna). Konstrukcja tego produktu jest tak dziwna, że nie sposób przypisać jej jakiemukolwiek znanemu produktowi finansowemu. Mianowicie chcąc kupić nowe auto, możemy zgłosić się do parabanku z umową rezerwacji jego zakupu. Przekazanie nam samochodu nastąpi dopiero po 6 miesiącach. Na początku musimy jednak wpłacić 40 proc. jego wartości. Po pół roku natomiast CIO przeleje na konto salonu samochodowego całą sumę, a my odbierzemy upragnione cztery kółka. Zysk? 60 proc. wartości samochodu jedynie w 6 miesięcy, czyli 10 proc. miesięcznie!
Kupując samochód np. za 60 tys. zł, na początku wpłacamy 24 tys., czekamy pół roku i jesteśmy do przodu o 36 tys. (wartość samochodu bez wpłaconej kwoty). Musimy jedynie uwzględnić opłatę za rezerwację zakupu, którą ustala salon.
Można powyższy produkt opisać inaczej. Wpłacamy 24 tys. zł na pół roku, a po sześciu miesiącach otrzymujemy nasze 24 tys. plus 36 tys., czyli 250 proc. naszej wpłaty. Podobna oferta dotyczy zakupu nieruchomości, wówczas jednak podpisuje się umowę na 12 miesięcy.
Czy jednak firma będzie w stanie otrzymać zwrot z inwestycji, który pokryje 150 proc. zysku klienta w tak krótkim czasie, a zarazem sama pozwoli zarobić? To już musi ocenić sam klient.
KNF wykrył jednak ukrytą lokatę i umieścił CIO na liście ostrzeżeń publicznych.
Zaproszenie do biznesu
Inna firma, która została uznana przez Komisję za parabank działający bez zezwolenia, to Mini Firma. W tym przypadku sugeruje się klientowi, że wpłacając pieniądze staje się on cichym wspólnikiem. Biznes, w którym w ten sposób uczestniczy, jest kasą pożyczkową. Zysk jest już bardziej umiarkowany niż w przypadku CIO. Oferta proponuje od 25 proc. rocznie w przypadku inwestycji podstawowej do 28 proc. w przypadku "linii inwestycyjnej Rentier".
A gwarancje wpłaconych środków? Cytat ze strony internetowej: "Kapitał i zysk poręczane w pełnej wysokości i bez żadnych ograniczeń przez cały zarząd i wszystkich udziałowców". Informacji o tym, kto wchodzi do zarządu i kim są udziałowcy, już zabrakło, choć i tak taka deklaracja nie ma żadnej mocy.
Jeszcze inny pomysł miał przedsiębiorca z Katowic. Pod szyldem kancelarii prawnej Lex-Security oferował biznes pożyczkowy. Przy wpłacaniu pieniędzy klient podpisywał umowę pożyczki, której udzielał innemu podmiotowi. KNF uznał to za zbieranie depozytów. Również ta firma znalazła się na liście ostrzeżeń publicznych.
Gry i zabawy
Niektóre oferty, przed którymi ostrzega nadzór finansowy, przyjmują nawet formę gry lub zabawy inwestycyjnej. GoGo20 Poland to portal, który dawał możliwość wpłacania niewielkich sum pieniędzy, minimum 20 dolarów, a w zamian otrzymywało się procent od wkładów kolejnych klientów. Dodatkowo uczestnik dostawał szereg zniżek na różne produkty.
Dużą wyobraźnię miał także twórca projektu Flexworld. Postanowił gromadzić fundusze od... pożyczkobiorców. Aby otrzymać gotówkę, każda osoba chętna na kredyt musiała sama wpłacić pewną sumę. Dodatkowo premiowane było zachęcanie innych do uczestnictwa w projekcie. Pożyczkę dostawało się z wpłat pozostałych pożyczkobiorców.
Parabank czy oszustwo?
Czytając oferty niektórych parabanków, nie trzeba dużo zdrowego rozsądku, aby się zorientować, że gdy wpłacimy tam pieniądze, nigdy więcej ich nie zobaczymy. Niektóre są po prostu piramidami finansowymi, w których klienci otrzymują zysk z wpłat następnych depozytariuszy, oczywiście do pewnego momentu.
- Jeśli ktoś oferuje odrealnione zyski, to jest to przesłanka, że coś musi być nie tak. W przypadku parabanków najczęściej okazuje się, że jest to oszustwo lub piramida finansowa - mówi Cezary Kazimierczak ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
KNF przeciwko firmom działającym bez zezwolenia składa wnioski do prokuratury. Jednak złamanie prawa bankowego to tylko część problemu. W toku działania organów ścigania często okazuje się, że przy funkcjonowaniu parabanku dochodziło do oszustw. Tak jest w przypadku właściciela Lex-Security. Prokuratura w Katowicach już włączyła do aktu oskarżenia zarzut oszustwa. Pod tym kątem warszawska prokuratura bada działania właściciela Finroyal. O historii przekrętów prezesa Amber Gold, która obfituje w wyroki sądowe, od dwóch tygodni mówi cała Polska.
Tajemnicze losy biznesowe Marcina P. budzą dodatkowe przypuszczenia. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku bada m.in kwestię prania brudnych pieniędzy za pośrednictwem spółki Amber Gold.
- W zorganizowanej przestępczości zachodzą zmiany. Część elementu przestępczego garnie się dziś do biznesu. Taka działalność jest dobrym na to sposobem - dodaje Cezary Kazimierczak.
Ku przestrodze
Każdą sytuację, w której zamierzamy powierzyć swoje pieniądze jakiejkolwiek instytucji, powinniśmy porządnie przemyśleć. Jak zobaczyliśmy, może ona przybrać różne formy. Musimy także pamiętać, że KNF ma ograniczone możliwości i nie wszystkie instytucje, które działają jak parabanki, muszą znajdować się na liście ostrzeżeń publicznych.
- Ten katalog nigdy nie będzie zamknięty. My na bieżąco sprawdzamy sygnały o takich instytucjach i ewentualnie uzupełniamy listę o te, które mogą klienta narazić na straty - mówi Katarzyna Mazurkiewicz z KNF.
Wobec tych, które nadzór zidentyfikował, skierował zawiadomienie do prokuratury. Z 16 zawiadomień w ośmiu sprawach jeszcze toczy się postępowanie przygotowawcze. W trzech przypadkach już są gotowe akty oskarżenia. Jednocześnie prokuratura umorzyła pięć postępowań. Od nich jednak KNF się odwołał.
Co z tymi parabankami?
Przyjmowanie lokat od klientów, a następnie obciążanie ich ryzykiem, np. poprzez inwestycje, bez licencji bankowej jest zabronione. Otrzymanie licencji wiąże się z wieloma obostrzeniami. M.in trzeba posiadać 5 mln euro, składać sprawozdania, poddać się nadzorowi KNF-u, stosować się do jego rekomendacji, utrzymywać rezerwy obowiązkowe czy łożyć na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. To ma zagwarantować bezpieczeństwo wkładów klientów i stabilność całego systemu finansowego.
Premier Donald Tusk na ostatnim posiedzeniu Komisji Stabilności Finansowej zapowiedział, że nad działalnością parabanków ma zostać wzmocniona kontrola państwa, m.in. poprzez ściślejszy nadzór urzędów skarbowych, a za prowadzenie działalności pozabankowej bez wymaganej licencji, oszustwa i fałszowanie dokumentów mają grozić surowsze kary.