Pokolenie 1500 brutto

Z badań wynika, że blisko 30 proc. naszego społeczeństwa zarabia ustawowe minimum (lub niewiele więcej)

Pokolenie 1500 brutto
Źródło zdjęć: © Thinkstock

20.01.2012 10:08

Z badań wynika, że blisko 30 proc. naszego społeczeństwa zarabia ustawowe minimum (lub niewiele więcej). Jednak nie oni wszyscy wchodzą w skład pokolenia 1500.

- Pod tym terminem kryją się młodzi ludzie, absolwenci, którzy dopiero wkraczają na rynek pracy i w większości przypadków nie mogą liczyć na nic więcej niż 1500 zł do ręki - tłumaczy ekspert rynku pracy i psycholog Renata Kaczyńska-Maciejowska, dyr. zarządzająca firmy Prospera Consulting, zajmującej się doradztwem zawodowym i personalnym. - Oczywiście nie wszyscy młodzi ludzie są skazani na wstąpienie w szeregi przedstawicieli tego pokolenia, jednak by tego uniknąć trzeba byłoby zacząć się starać o zdobywanie cennych doświadczeń zawodowych już kilka lat przed dyplomem.

Ekspertka dodaje też, że mimo iż większość absolwentów czeka okresowy "pobyt" w szeregach pokolenia 1500, nie warto się na to obrażać i siedzieć z założonymi rękami, tylko godzić się na niższe wynagrodzenie, bo jakoś zacząć trzeba. - Najlepiej - w miejscu pracy, w którym można się dużo nauczyć od doświadczonych i życzliwych młodym adeptom danej profesji fachowców - dodaje pani Renata.

Po studiach nie chcę biedować

Większość młodych ludzi idąc na studia głęboko wierzy, że po ich ukończeniu świat będzie stał przed nimi otworem.

- Do takich cieplarnianych warunków przygotowują ich często uczelnie, gdzie jest miło i bezpiecznie. Niestety rynek pracy nie jest już tak sprzyjającym środowiskiem, co dla wielu ludzi jest prawdziwym szokiem - mówi szefowa firmy Prospera Consulting. - Największy problem polega na tym, że na studiach koncentrujemy się na zdobywaniu elementarnej wiedzy, która choć jest bardzo ważna, jest tylko jednym z czynników, decydujących o naszej atrakcyjności dla pracodawcy. Choć wykształcenie jest niezbędne, jeśli jest naszym jedynym atutem, jesteśmy niemal skazani na porażkę.

Zdaniem pani Renaty większość młodych ludzi popełnia te same podstawowe błędy, w wyniku których, choć są świetnie wykształceni, nie są pożądani na rynku pracy. - Pierwszy błąd popełniany bywa na etapie wyboru szkoły. Mało który młody człowiek zastanawia się, jakie perspektywy zawodowe wiążą się z wyborem określonego zawodu czy kierunku studiów. Nie planujemy, co będziemy robić potem, nie sprawdzamy, czy przypadkiem absolwenci danego kierunku nie zasilają każdego roku szeregów bezrobotnych. Wybieramy ścieżki kształcenia bezrefleksyjnie, z przekonaniem "jakoś to będzie, jak będę magistrem z pewnością będzie dobrze mi się powodziło". Ale sam tytuł nie jest gwarancją znalezienia ciekawej i atrakcyjnej finansowo pracy - tłumaczy Renata Kaczyńska-Maciejowska. - Osoby, które dziś decydują się na studiowanie np. resocjalizacji, pedagogiki, psychologii, socjologii, filozofii, a nawet zarządzania muszą się liczyć z tym, że będzie im bardzo ciężko o pracę. Tymczasem właśnie te kierunki są bardzo oblegane. Sprawdzić czy
studia, o których myślimy nie okażą się ślepym zaułkiem, nie jest wcale trudno. - Wystarczy zajrzeć na stronę wojewódzkiego czy powiatowego urzędu pracy. Znajdziemy tam listę zawodów deficytowych (czyli tych specjalistów, których na rynku brakuje i są poszukiwani przez pracodawców) oraz zawodów nadwyżkowych (co oznacza, że wiele osób z tą specjalizacją ma problemy ze znalezieniem pracy w swoim zawodzie) - tłumaczy ekspertka rynku pracy.

Wybranie studiów, po których mamy szansę stać się atrakcyjni na rynku pracy, to pierwsza ale nie jedyna rzecz, którą możemy zrobić, by nie zasilić szeregów pokolenia 1500 brutto. Drugą, szalenie istotną kwestią, jest zdobywanie doświadczenia w pracy. - Kiedy oglądamy amerykańskie filmy, widzimy, że większość młodych ludzi bardzo wcześnie zaczyna sobie dorabiać. Po szkole kelnerują, sprzedają bilety, roznoszą ulotki, opiekują się dziećmi. U nas niestety nie jest to szczególnie popularne - ocenia Renata Kaczyńska-Maciejowska. - A szkoda, ponieważ kończąc formalną edukację mamy zerowe doświadczenie zawodowe. I nie chodzi wcale o to, że nie pracowaliśmy w naszym docelowym zawodzie, ale że nie pracowaliśmy w ogóle, co dla pracodawcy jest jednoznacznym sygnałem, że nie mieliśmy okazji zdobyć wielu praktycznych umiejętności, które daje doświadczenie nabywane w pracy. Nie wykazaliśmy się zaradnością, twórczym myśleniem, ambicjami, przedsiębiorczością. Nie mam żadnej praktyki. To wielki minus!

Nie tylko zajęcia zarobkowe są dobrze widziane w naszym życiorysie. - Absolwent wiele zyskuje na starcie, gdy może się pochwalić stażami czy wolontariatem. - To znaczy, że choć do tej pory nie zarabiał, to wie, jak wygląda środowisko pracy, ma nie tylko teoretyczną wiedzę, ale i doświadczenie. Poza tym podejmowanie takich aktywności wiele mówi o naszym charakterze - mówi pani Renata. - A trzeba pamiętać, że pracodawca "kupuje" nie tylko nasze umiejętności zawodowe, ale i nasze cechy osobowości. Pracownik, który jest w stanie się poświęcić, zaangażować, zrobić bezinteresownie coś dla innych, wyjść poza wymagane od niego minimum, to cenny nabytek. Dlatego starannie przemyślane uczestniczenie w różnych stażach, a zwłaszcza wolontariat, stawia nas w dobrym świetle.

Kolejnym ważnym czynnikiem, który pozwoli nam uniknąć losu absolwentów skazanych na najniższe wynagrodzenie, jest zdobycie kontaktów w środowisku, w których chcemy docelowo pracować. Nie chodzi bynajmniej o osoby, które "załatwią" nam pracę, ale o sieć relacji z ludźmi, którzy będą w stanie nas pokierować, odkrywając arkana zawodu - tłumaczy ekspertka rynku pracy. - Ważne, by po szkole nie zaczynać od zera. Już w trakcie nauki powinniśmy starać się poznać firmy, w których w przyszłości chcielibyśmy pracować, ale także pokazać siebie osobom, które kiedyś mogą nas zatrudnić. Przynajmniej raz, dwa razy w roku urzędy pracy i uczelnie organizują targi pracy i dni kariery. Warto na nich bywać. To doskonała okazja, by w znacznie mniej stresującej atmosferze niż podczas rozmowy kwalifikacyjnej, zaanonsować się przyszłym pracodawcom - zostawić swoją aplikację, zgłosić się na staż lub nieodpłatna praktykę, czy choćby tylko porozmawiać. Dzięki temu szukając pracy po studiach nie będziemy już anonimowym, jednym z wielu
absolwentów bez doświadczenia, a osobą, o której pracodawca coś już wie. Praca za grosze

Młodzi ludzie, którzy nie podjęli zawczasu takich "prewencyjnych" działań muszą się jednak liczyć z najniższym wynagrodzeniem na rynku. Nie powinni się jednak obrażać i odrzucać takich ofert, ani uważać, że są one uwłaczające pod kątem wynagrodzenia. - Niestety do takich postaw są często zachęcani, także przez swoich rodziców, którzy czują się rozgoryczeni, że ich błyskotliwa, świetnie wykształcona latorośl jest tak nisko ceniona. Jednak wiedza starszego pokolenia na temat rynku pracy bywa bardzo ograniczona. Gdy oni sami stawiali na nim pierwsze kroki - powiedzmy 20 - 30 lat temu - sytuacja była zupełnie inna. W gospodarce wolnorynkowej (każdej - nie tylko w Polsce) ścieżka zawodowa zazwyczaj zaczyna się od zera i nie ma co się na to obrażać - wyjaśnia Renata Kaczyńska-Maciejowska.

Pogódźmy się z tym, że pierwszy okres, który może trwać nawet kilka lat, to czas, w którym nie będziemy zarabiać kokosów, a zbierać cenne doświadczenia oraz intensywnie się uczyć. To długoterminowa inwestycja na wysoki procent. Dlatego warto godzić się na niską pensję, jednak z głową wybierać pracodawcę.

- W pierwszym okresie najlepsze, co możemy zrobić, to nie łakomić się na 100 czy 200 zł dodatkowego wynagrodzenia, a szukać dobrego pracodawcy, który pozwoli nam się rozwinąć, zdobyć nowe umiejętności. Gdy będziemy zmieniać pracę czy awansować to doświadczenie zawodowe będzie już miało wymierną wartość, którą będziemy mogli przekuć na wyższy dochód - ekspertka rynku pracy.

Jak przeżyć?

Wszystko pięknie, ale - jak piszą przedstawiciele pokolenia 1500 brutto - z takim dochodem nie da się przeżyć. Jak więc dotrwać do czasu, gdy nie będziemy już absolwentem bez doświadczenia, a łakomym kąskiem dla pracodawcy?

- Nie ma innej rady, trzeba zacisnąć pasa i starać się "dorabiać po godzinach". To z pewnością nie będzie łatwy okres, ale jeśli dobrze go wykorzystamy, w przyszłości zbierzemy plony naszego zaangażowania - mówi psycholog Renata Kaczyńska-Maciejowska - Powiem tak, gdy zaczynałam pracę jako asystent na uniwersytecie zarabiałam 360 zł na rękę. Połowę wydawałam na dojazdy z Gdańska do Szczecina (gdzie pracowałam), a drugą połowę - na hotel asystencki. Było naprawdę bardzo biednie. Na życie miałam tyle, ile udało mi się zarobić poza moją główną pracą. Ale doświadczenia, które wtedy zebrałam pozwoliły mi dobrze pokierować swoją karierą. Zdaniem Renaty Kaczyńskiej - Maciejowskiej, ten czas tuż po szkole powinniśmy wliczyć "w koszty" przyszłej kariery.

- Ważne, by zarówno w tym czasie, jak i potem, cały czas się dokształcać i intensywnie podnosić kwalifikacje. Przekonanie, że czas nauki już za nami jest poważnym błędem w karierze. Jeśli możemy sobie pozwolić, by dłużej zostać pod "skrzydłami" rodziców, warto z tego skorzystać, zdobywając cenne doświadczenia i ciągle dalej się ucząc. Najtrudniejszą sytuację mamy wówczas, gdy od razu po szkole będziemy musieli się utrzymać, szczególnie, jeśli wykarmić trzeba będzie nie tylko siebie, ale też np. dzieci. Wówczas będzie to naprawdę ciężki czas - ostrzega psycholog. - Warto jednak pamiętać, że trudne doświadczenia nas kształtują i hartują. Są lekcja wytrwałości i charakteru. Pomaga je przetrwać optymizm i wiara w siebie, które zwykle towarzysza młodości.

AD/MA

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1063)