Emerytur nie będzie. Niczego nie będzie
"Wprost" nie przestaje publikować zapisów z nielegalnie nagranych rozmów polityków. Jeden z nich pokazuje, że nawet wiceminister naszego rządu nie wierzy w polski system emerytalny. Za 30 lat świadczenia będą na "wegetacyjnym" poziomie i władza to wie, ale nie przeszkadza im w zmuszaniu Polaków do uczestniczenia w niewydajnym systemie.
23.06.2014 | aktual.: 24.06.2014 07:51
Jednym z zapisów, opublikowanych przez tygodnik, jest rozmowa między Stanisławem Gawłowskim i Piotrem Wawrzynowiczem. Ten pierwszy to obecny wiceminister środowiska w rządzie Platformy Obywatelskiej, a drugi obecnie biznesmen, ale niegdyś członek PO. Był jednym z młodych i obiecujących działaczy, współpracował z Mirosławem Drzewieckim, byłym ministrem sportu i skarbnikiem PO. Jego kariera skończyła się wraz z aferą hazardową, z którą jak twierdzi nie miał nic wspólnego. Po odejściu z polityki rozpoczął swoją przygodę z biznesem i pracował dla Zygmunta Solorza, właścicielem Polsatu i Plusa, a obecnie dla Jana Kulczyka. Póki co, bo na taśmach przyznaje, że swojego szefa "ma leciutko w dupie".
To, co może najbardziej bulwersować z zapisu tej rozmowy, to fragment dyskusji panów na temat naszego systemu emerytalnego. Politycy wprost, w wulgarnych słowach, przyznają, że jest on kompletnie niewydajny.
Katastrofa będzie...
Jak wynika z zapisu rozmowy opublikowanej przez "Wprost" zarówno Wawrzynowicz jak i Gawłowski uważają, że warto inwestować w nieruchomości, bo nie wierzą w polski system emerytalny. Najaktywniejszy jest w tym momencie Wawrzynowicz.
- Za 30 lat będzie kompletnie rozjebany system emerytalny. Nie będzie istniał w takim sensie, jak dzisiaj istnieje. I wszyscy będziemy otrzymywać emeryturę 700 zł, 900, 1200, czyli taką żeby przeżyć, natomiast absolutnie umożliwiającą wegetację. (...) Bo to jest ten problem taki właśnie, który ja mam z tymi emeryturami. Że ja nie wierzę, że to dojedzie - cytuje słowa byłego polityka "Wprost".
Wiceminister środowiska w obecnym rządzie przytakuje tym słowom. Niby wszyscy wiemy, że z obecnym systemem emerytalnym jest poważny problem. Jednak może być coś szokującego w tym, że obecny wiceminister rządu przyznaje za plecami swojego szefa, że to porażka. Może ta brutalna szczerość otworzy niektórym oczy?
- Nie sądzę, żeby rząd też nie dawał do zrozumienia, że ten system emerytalny będzie istniał w obecnym kształcie za 30 lat. Zmiany, jakie są wprowadzane, i to nie tylko za tego rządu, prowadzą do tego, że przy każdej kolejnej tak zwanej waloryzacji, która polega na zmianie algorytmu wypłacania emerytur, świadczenia są coraz niższe - komentuje Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. Adama Smitha.
Sadowski przypomina, że obecnie najlepiej mają ci, którzy przeszli na emeryturę 10-15 lat temu. Dziś dostają, bowiem często nawet dwa razy więcej niż emeryci, którzy będą dostawać swoje pieniądze za kilka lat. Już teraz widać, jak w bardzo krótkim czasie obniżono w Polsce wypłaty emerytur.
- Nic dziwnego, że proces obniżania świadczeń będzie wciąż trwał. Mówimy o tym od lat, ale dopiero jak przecieka, że politycy to potwierdzają w swoich prywatnych rozmowach, że za 30 lat będą takie a nie inne emerytury, to można powiedzieć, że nabiera to powagi urzędowej - dodaje Sadowski.
Ekonomista przypomina, że było to do stwierdzenia od dawna. Wystarczyło zestawić ze sobą wskaźniki demograficzne, które pokazują jak dzietność zmalała, z sumą zobowiązań wobec poprzednich pokoleń. Wniosek jest jeden - świadczenia emerytalne muszą być zredukowane. Rząd nie dysponuje takimi pieniędzmi, by był w stanie wypłacać emerytury na dotychczasowym poziomie.
- Proces zmniejszania świadczeń odbywa się cały czas, tylko powoli, pełzająco. Tylko raz, w przypadku podwyższania wieku emerytalnego, zrobiono to tak spektakularnie, oficjalnie. Wtedy każdy to już zarejestrował - komentuje Sadowski.
Nawet 1200 zł nie wystarczy
Jeśli kogoś nie przeraża wizja niskiej emerytury i sądzi, że nawet te minimalne kwoty, które wymieniali politycy, będą mu pomocne na starość, niech wyrzuci swoje przekonania do kosza. Dotyczy to zwłaszcza młodego pokolenia, ludzi którzy na emeryturę będą odchodzić za 30-40 lat. Nieważne czy to będzie 700 czy 1200 zł.
- Rzeczą krytyczną w tym wszystkim jest nie wielkość świadczenia, tylko jego realna wartość. To bez znaczenia ile to będzie, o ile jeśli jakaś ta emerytura będzie, to kwestia tego, co za tę kwotę za te kilkadziesiąt lat młodzi będą mogli kupić. To nie kwestia nominału, ale dóbr jakie będzie można za nie nabyć - przypomina Sadowski.
Podczas nagranej rozmowy Gawłowski i Wawrzynowicz mówią o tym, że inwestycja w nieruchomości może być dobrym zabezpieczeniem na starość. Robią dokładnie to, co przewiduje Sadowski. Omawiając problemy systemu emerytalnego ekonomista zauważa, że "ci u władzy mogli już się uratować" - mając wiedzę i rozeznanie wcześniej podjęli kroki zaradcze, np. inwestując w prywatne fundusze, a jednocześnie wstrzymują obywateli od takich działań. Nieruchomości nie są wprawdzie funduszami, ale zasada pozostaje ta sama.
- Władza ciągle utrzymują złudzenie, że te emerytury starczą na życie. Każdy polityk, czy to z rządu czy opozycji, mówi o godnych emeryturach, ale to są czcze słowa, bo jak nie będzie w budżecie środków, to nie będzie tych emerytur niezależnie od składanych przysiąg - podsumowuje ekonomista.