Dlaczego Polacy nie chcą płacić podatków w Polsce?

Solorz-Żak, twórca Polsatu i Cyfrowego Polsatu, płaci podatki na Cyprze. Jan Kulczyk w Holandii, Wielkiej Brytanii i Austrii. Niższe podatki za granicą płacą też Jerzy Starak, właściciel Polpharmy, Józef Wojciechowski - właściciel dużej firmy deweloperskiej J.W. Construction. To tylko czołówka, najbogatsi.

Dlaczego Polacy nie chcą płacić podatków w Polsce?
Źródło zdjęć: © Flickr | agrilifetoday

19.03.2013 | aktual.: 20.03.2013 09:50

Tak naprawdę tysiące polskich przedsiębiorców od płotek po rekiny biznesu rejestruje swoje firmy w krajach uznawanych za raje podatkowe, jak Cypr, Malta, Seszele, Luksemburg czy nawet Węgry.

Kiedy Milton Friedman odwiedził nasz kraj w 1989, powiedział podczas wykładu "Polska nie powinna naśladować bogatych krajów zachodnich, bo nie jest bogatym krajem zachodnim. Polska powinna naśladować rozwiązania, które kraje zachodnie stosowały, gdy były tak biedne, jak Polska."

Niestety nikt nie wyciągnął wniosków tej nauki. Nasz kraj wciąż jest na dorobku, nasi przedsiębiorcy działają prężnie, ale mają gorzej niż ich zachodni konkurenci. Biurokracja jest rozbuchana, prawo niejasne, koszty wysokie, a infrastruktura rozsypuje się na naszych oczach. Do tego wszystkiego dochodzi danina dla państwa, którą trzeba płacić bez względu na wszystko. Nasz rząd zachowuje się jakby przedsiębiorcy byli w Polsce niemile widziani.

Zawsze płać dwa razy

Wysokość danin określana jest przez skalę stawek podatkowych. Im wyższe, tym podatnikowi zostaje mniej. Polski przedsiębiorca płaci podatek CIT w wysokości 19 proc. Jeżeli taką działalność prowadzi spółka, to wypłata z dywidendy dla udziałowca czy właściciela to kolejne 19 proc. Efektywna stawka podatku wyniesie, więc aż 34,39 proc. Podkreślmy, że mówimy tylko o podatku dochodowym!

- Wydaje się, że to dużo, ale w większości europejskich krajów, szczególnie o wielkości gospodarki podobnej i większej niż Polska - stawka ta jest porównywalna lub nawet wyższa. Tymczasem nasze firmy startują z pozycji słabszej niż ich zachodni konkurenci. Dopiero budują pozycję i markę swojej firmy i potrzebują na to środków - tłumaczy Mateusz Kamiński, doradca podatkowy w kancelarii Ożóg i Wspólnicy.

Ekspert zauważa, że podatek dochodowy stanowi bardzo istotny hamulec biznesu. Skoro, firma wypracuje 100 zł zysku i musi w tym samym momencie oddać 19 zł na rzecz Państwa (a w perspektywie wypłaty dywidendy akcjonariuszom - kolejne 15,5 zł) - to nagle jej wynik - i środki posiadane na dalszy rozwój - w sposób istotny się kurczą.

To, że wysokie podatki są powodem ucieczki do rajów podatkowych, wiadomo nie od dziś. W wywiadzie udzielonym 10 lat temu Zygmunt Solorz-Żak stwierdził, że gdyby podatki w Polsce były niższe, toby je wszystkie chętnie płacił.

Patrzą, ale nie widzą

Większość Polaków pracuje dla prywatnych przedsiębiorców - w tym ponad 2/3 pracuje w sektorze MSP. To prywaciarze są kołem napędowym naszej gospodarki, oni odpowiadają za większość wpływów do budżetu. To oni inwestują swoje pieniądze w rozwój firm i starają się tworzyć nowe miejsca pracy. Rząd zdaje się tego nie dostrzegać.

Jakie zmiany najczęściej proponuje Ministerstwo Finansów? - Zwiększenie rygorystyczności systemu podatkowego, zwiększenie liczby sytuacji, w których powstaje obowiązek podatkowy, zwiększenie liczby kontroli podatkowych. Takie zmiany najczęściej wprowadzano w Polsce w ostatnich latach - wylicza Kamiński.

[ Więcej na ten temat: Fiskus chce przywrócić klauzulę obejścia prawa » ]( http://podatki.wp.pl/kat,9231,title,Resort-finansow-chce-przywrocic-przepisy-ktore-juz-raz-uchylil-TK,wid,15425156,wiadomosc.html

)

Ekspert zwraca uwagę, że Ministerstwo Finansów pozostaje właściwie głuche na propozycje przedsiębiorców, organizacji pracodawców, doradców podatkowych i niezależnych think tanków. Wszyscy oni nawołują do uproszczenia systemu podatkowego i zmniejszenie obciążeń do poziomu akceptowalnego dla większości podatników.

- W dużym uproszczeniu - zmiany, które szłyby w tym kierunku dawałyby szanse na zwiększenie liczby podmiotów płacących podatek dochodowy w Polsce, szczególnie dużych firm - i tym samym zwiększenie wpływów budżetowych - prosta matematyka pokazuje bowiem, że lepiej wziąć po 10 zł od dziesięciu osób niż po 19 zł od trzech - tłumaczy Mateusz Kamiński.

Działania Ministerstwa Finansów zmierzające do opodatkowania spółek komandytowych i komandytowo-akcyjnych to świetny przykład zamknięcia się na głos przedsiębiorców. Pisaliśmy o tym niedawno. W skrócie chodzi o to, że niektóre przedsiębiorstwa wykorzystywały pewne możliwości, jakie dawały spółki komandytowo-akcyjne i nie płaciły podatku dochodowego. Co zrobił resort finansów? Zamiast uściślić przepisy, by uniemożliwić obchodzenie podatku, nałożono na spółki komandytowe i spółki komandytowo-akcyjne kolejną daninę!

To nic, że zorganizowane w ten sposób podmioty nawet nie dawały możliwości omijania podatków. Przedsiębiorcy prowadzący małe biznesy oberwali rykoszetem. Obłożono ich kolejnym podatkiem tak na wszelki wypadek. W dodatku nagle, bo o tych zmianach nikogo wcześniej nie informowano. Eksperci zwracali uwagę, że można było to rozwiązać inaczej, prościej i bez szkody dla małych firm. Jednak ministerstwo pozostało na te propozycje głuche.

Niektórzy mogą nawoływać, że przedsiębiorcy, którzy przenoszą swoje firmy poza granice kraju nie są patriotami, nie partycypują we wspólnych kosztach. Ale ci ludzie zapominają, że jednocześnie płacą oni pozostałe podatki w naszym kraju, że zatrudniają ludzi, generalnie działają w Polsce i rozwijają gospodarkę. Każdy przedsiębiorca, który ma taką możliwość, woli płacić 9 proc. podatku zamiast 19 proc. Pozostałe 10 proc. może przeznaczyć na rozwój firmy, tak by mieć większe szanse w walce z zachodnimi konkurentami.

Nowa ekonomia

Takie działania to nie jest tylko obecnego rządu. Nasze władze nie dość, że od dawna nie interesują się głosem obywateli, to na dodatek sprawiają wrażenie, jakby miały powazny problem ze zrozumieniem podstaw ekonomii.

Pomiędzy 1999-2001 r. podniesiono w naszym kraju kilkakrotnie stawki akcyzy na wyroby spirytusowe. Podwyżka spowodowała, że wpływy do budżetu z ich tytułu były znacznie niższe niż zakładano. Kiedy w 2002 r. obniżono akcyzę - przychód się zwiększył. To jedna z podstaw ekonomii. Teoria krzywej Laffera. Zgodnie z nią, kolejne wzrosty stawek opodatkowania powodują mniejsze przyrosty przychodów podatkowych. W pewnym momencie wzrost stawki podatkowej zaowocuje obniżeniem całkowitej wartości zysków z podatków.

Można by sądzić, że to nauczyło czegoś polityków i kolejne ekipy rządzące. Nic z tego. W zeszłym roku kolejny raz podniesiono akcyzę na wyroby tytoniowe w Polsce. Wbrew wszelkim sugestiom ekspertów, ekonomistów, a nawet WHO. W ciągu 4 lat najtańsze papierosy podrożały z 8 zł do 11,4 zł. Sprzedaż spadła z 63,1 mld sztuk do 52,1 mld sztuk. Wpływy z akcyzy w styczniu 2012 r. wynosiły 1,48 mld zł, rok później po 17-procentowym spadku - 1,22 mld zł.

Studentów uczy się podstaw ekonomii, z których wprost wynika, że zbyt duże podatki duszą gospodarkę. Istnieje pewna granica, po przekroczeniu której wpływy nie będą wyższe, tylko zaczną spadać. Jeśli wiedzą to studenci i właściwie każdy ekonomista w naszym kraju, to dlaczego fiskus o tym nie wie?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)