Pensje w szkolnictwie. Nauczyciele czekają na podwyżki, minister edukacji konkrety trzyma w tajemnicy

Kwiecień będzie dobrym miesiącem dla nauczycieli? Obiecuje to Ministerstwo Edukacji Narodowej. Do końca miesiąca światło dzienne mają ujrzeć propozycje podwyżek. Czy to zadowoli nauczycieli? Trudno powiedzieć. Od miesięcy pomiędzy związkowcami a resortem trwają spory o to, ile faktycznie zarabiają nauczyciele.

Pensje w szkolnictwie. Nauczyciele czekają na podwyżki, minister edukacji konkrety trzyma w tajemnicy
Źródło zdjęć: © Eastnews | Bartosz Krupa/East News

02.04.2017 | aktual.: 02.04.2017 20:11

Kwiecień będzie dobrym miesiącem dla nauczycieli - obiecuje Ministerstwo Edukacji Narodowej. Do końca miesiąca mają się pojawić propozycje podwyżek. Czy to zadowoli nauczycieli? Trudno powiedzieć. Od miesięcy pomiędzy związkowcami a resortem trwają spory o to, ile faktycznie zarabiają nauczyciele. Wiele wskazuje na to, że walka o podwyżki będzie ostra.

W kwietniu minister edukacji Anna Zalewska przedstawi harmonogram podwyżek dla nauczycieli. - Będą one "zdecydowane", nauczyciele będą z nich "zadowoleni" - zapowiedziała wiceszefowa MEN w radiowych Sygnałach Dnia kilka dni temu. Jednak ,inisterstwo konsekwentnie odmawia podawania jakichkolwiek szczegółów.

"Dziennik Gazeta Prawna" prawie dwa tygodnie temu informował, że najprawdopodobniej chodzi o powiązanie wynagrodzenia w szkołach ze średnią pensją. Zlikwidowana zostanie czternastka, czyli jednorazowy dodatek uzupełniający. Samorządy na ten cel musiały wydawać ćwierć miliarda złotych. W zamian za rezygnację z tego rozwiązania nauczyciele wynegocjowali podwyżki - pisze dziennik.

Wynagrodzenia nauczycieli miałyby zostać związane z wysokością średniej płacy krajowej (obecnie to ponad 4,6 tys. zł brutto). "Oznacza to, że na starcie swojej drogi zawodowej nauczyciele zarabialiby np. 70 proc. jej wysokości, ale już po kilku latach, wraz z kolejnymi stopniami awansu zawodowego, mieliby dojść nawet do 120 proc." - czytamy.

Dzięki takiemu rozwiązaniu - wskazuje dziennik - już w przyszłym roku nauczyciele zyskaliby od 300 zł do 600 zł podwyżki. Miałyby zniknąć też niektóre dodatki - część z nich włączona zostałaby po prostu do wynagrodzenia. Resort edukacji nie komentował jednak tych doniesień.

Czy to spodoba się nauczycielom? Trudno powiedzieć. 31 marca protestował Związek Nauczycielstwa Polskiego. ZNP domaga się m.in. podniesienia zasadniczego wynagrodzenia o 10 proc. oraz deklaracji, że do 2022 r. w szkole nie będzie zwolnień i że do tego czasu żadnemu z nauczycieli warunki pracy nie zmienią się na niekorzyść. Główną przyczyną protestów była zapowiadana reforma Zalewskiej - likwidacja gimnazjów. ZNP jest przekonany, że taki ruch spowoduje masowe zwolnienia w szkołach. Ministerstwo z kolei uważa, że będzie zupełnie inaczej.

W ostatnim czasie nauczyciele już raz dostali podwyżki. Nieznaczne, bo od 35 do 63 zł - w styczniu. To pierwsza zmiana na plus od pięciu lat. W tej sprawie interweniował sam Jarosław Kaczyński. Ale pedagodzy dalecy są od zachwytu. "Solidarność" zapowiada od dawna, że będzie walczyć o "prawdziwe podwyżki". Jeszcze dalej idzie prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, który twierdzi, że minister edukacji chciała "kupić przychylność dla reformy oświatowej". - To żenująca podwyżka - mówił WP money Sławomir Broniarz.

Ile zarabiają nauczyciele?

O prawdziwą wysokość zarobków nauczycieli od dawna toczy się ostry spór pomiędzy związkowcami a ministerstwem. Dlaczego? Związki twierdzą, że dane resortu są błędne, a nauczyciele na oczy nie widzą takich pieniędzy, o jakich mówi MEN.

Wynagrodzenia pedagogów są ustalane odgórnie i zależą od stopnia awansu zawodowego oraz kwoty bazowej, zapisanej w ustawie budżetowej. To właśnie ona ma się w przyszłym roku zmienić o 35 zł i wynieść 2752 zł. Jest to jednocześnie wynagrodzenie początkującego przedstawiciela tego zawodu. Dopiero po dziewięciu miesiącach stażu staje się on nauczycielem kontraktowym i może liczyć na 111 proc. tej kwoty, czyli 3054 zł brutto.

Dużo mocniej trzeba zapracować na tytuł nauczyciela mianowanego lub dyplomowanego. Każdy kandydat musi odbyć specjalny staż trwający prawie 3 lata i zdać egzamin albo poddać się analizie dorobku zawodowego. Idą za tym jednak wyższe pieniądze. Najlepiej wykształceni mogą zainkasować co miesiąc ponad pięć tysięcy złotych brutto.

Nauczycielom przysługują też liczne dodatki do pensji. 10 proc. więcej automatycznie dostają ci wychowawcy, którzy pracują na wsi. Dyrektor może jednak ten dodatek zwiększyć, jeżeli na danym terenie jest problem ze znalezieniem nauczyciela do wiejskiej szkoły.

W Polsce nauczycielom opłaca się również długo pracować w jednym zawodzie. Przysługuje im bowiem dodatek za wysługę lat. Za każdy przepracowany przy tablicy rok naliczany jest 1 proc. dodatku. Jednak z zastrzeżeniem, że naliczanie rozpoczyna się dopiero od czwartego roku i w sumie "wysługa" nie może przekroczyć 20 proc.

Jeszcze lepiej mają dyrektorzy i wicedyrektorzy, którzy mogą liczyć na dodatek funkcyjny. Każdy z nich ma prawo przyznać, według własnego uznania, tzw. dodatek motywacyjny, którego wysokość ustalana jest przez organ prowadzący (gminę lub powiat).

Tyle w teorii, bo praktyka bardzo się od niej różni. - 5000 zł? To jakieś żarty? - denerwują się nauczyciele, gdy słyszą pytanie o wynagrodzenia.

- Nauczyciele mają nawet 14 różnych dodatków do pensji, ale sposób ich obliczania jest na tyle skomplikowany, że kwoty 5 tysięcy złotych są wyssane z palca - broni nauczycieli prezes ZNP i nie zgadza się z danymi ministerstwa. - W rzeczywistości zasadnicza pensja nauczyciela dyplomowanego wynosi 3100 zł i żeby "dobić" do wspomnianych 5 tys., w celach kalkulacyjnych dolicza się do tej podstawy wszystkie możliwe dodatki, niezależnie od tego, czy one się konkretnej osobie należą, czy nie.

Jak tłumaczy Broniarz, jeśli gmina zatrudni dyrektora, któremu przyzna 2,5 tys. zł dodatku funkcyjnego, to ta kwota jest rozłożona na wszystkich nauczycieli, mimo że tylko jeden dostanie ją do kieszeni. - Dlatego nie ma co patrzeć na te wynagrodzenia, które wynikają ze stopnia awansu zawodowego, tylko na to, co rzeczywiście dostają nauczyciele - wskazuje.

- Wystarczy zapytać jakiegokolwiek nauczyciela dyplomowanego, ile zarabia, to powie, że niewiele ponad 3000 zł brutto. 5 tys. to żaden nawet na oczy nie widział - puentuje Sławomir Broniarz.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (134)