Podwyżki w Biedronce? Wyciekło pismo jednego z dyrektorów
Biedronka ma w planach "zmianę wynagrodzenia pracowników" - zapewnia w listach do związkowców jeden z dyrektorów Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci. Wiadomość wyciekła do sieci. Wygląda na to, że Biedronka planuje odpowiedzieć na ostatnią ofensywę płacową Lidla. Wojna o pracowników trwa w najlepsze.
Biedronka ma w planach "zmianę wynagrodzenia pracowników" - zapewnia w listach do związkowców jeden z dyrektorów Jeronimo Martins Polska. Wiadomość wyciekła właśnie do internetu. Wygląda więc na to, że Biedronka planuje odpowiedzieć na ofensywę płacową Lidla. Wojna o pracowników rozgorzała na dobre. "Jesteśmy dumni z tego, że mieliśmy i mamy możliwość oferowania wynagrodzenia istotnie przewyższającego płacę minimalną w Polsce i chcemy pozostać firmą, która stale przyczynia się do wzrostu średniej płacy w Polsce" - napisał do związkowców Jarosław Sobczyk, dyrektor personalny w Jeronimo Martins Polska. Do jego listu dotarła redakcja "Wiadomości Handlowych".
"(...) naszym celem jest bycie wzorcowym pracodawcą w naszej branży, co także oznacza oferowanie atrakcyjnych wynagrodzeń i innych świadczeń. Potwierdza to fakt, że w 2016 r. podnieśliśmy płace dwukrotnie" - wyjaśnia Sobczyk. Dyrektor w liście podkreśla, że Biedronka w dalszym ciągu będzie zmieniać wynagrodzenia. Choć - jak zauważają Wiadomości Handlowe - w dokumencie ani razu nie pada słowo "podwyżka", to nie ma wątpliwości, że o nią chodzi. Dlaczego? Bo w ostatnim miesiącu w kwestii wynagrodzeń na pozycję lidera wysunął się bezpośredni konkurent dyskontu. Chodzi oczywiście o niemieckiego Lidla.
Jako pierwszy w 2017 roku na podwyżki zdecydował się Lidl. W styczniu polski oddział tej sieci poinformował, że od 1 marca pracownicy jego sklepów dostaną na start 2550-3300 zł brutto. Po roku pracy firma gwarantuje im wzrost płacy do 2750-3500 zł brutto, a po dwóch latach do 3000-3800 zł brutto.
W tym roku Biedronka pensji jeszcze nie podnosiła. Zdecydowała się na to za to w ubiegłym. W 2016 roku Biedronka podnosiła pensje dwukrotnie. Najpierw w kwietniu kasjerzy zamiast 2000 otrzymali 2250 złotych miesięcznie, a w październiku pracodawca dołożył kolejne 50 złotych. Wygląda więc na to, że portugalska sieć niebawem będzie chciała odrobić dystans do konkurenta.
Do gry o pracowników powoli włączają się też inne sieci. W Tesco i Kauflandzie w ostatnich miesiącach również pensje poszły w górę. Tesco płaci pracownikom o minimum rocznym stażu 2110 zł brutto (1536 zł na rękę). Wynagrodzenie obowiązuje od listopada, kiedy sieć zadecydowała o podwyżce o 2 proc. dla stanowisk niekierowniczych i 3,5-procentowej dla najsłabiej zarabiających.
Sieć hipermarketów Kaufland poinformowała dwa tygodnie temu, że również od marca na początek daje swoim pracownikom 2600 zł. Po pół roku można liczyć na 100 zł podwyżki, a po roku - kolejną stówkę. Dwuletni staż oznacza z kolei pensję na poziomie 2900 zł brutto.
W ostatnich miesiącach niemal wszystkie sieci handlowe podniosły płace swoim pracownikom. A te, które jeszcze tego nie zrobiły, ogłosiły takie plany. Powód? Coraz mniejsze bezrobocie i rosnące wynagrodzenia w całej gospodarce.
Jak już pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, to może się odbić na cenach w sklepach. Analitycy Haitong Banku, którzy opublikowali pod koniec stycznia raport dotyczący Jeronimo Martins, twierdzą, że podwyżki dla pracowników to automatycznie wzrost cen. W ten sposób sieci będą próbowały sobie "odbić" poniesione koszty.
Zdaniem Andrzeja Falińskiego, eksperta rynku handlowe informacje o wzroście marż, czyli cen to jedynie częściowo dobry wniosek. - Nie ma ruchu za darmo w biznesie, a w handlu tym bardziej - twierdzi. - Jednak sprowadzanie tego tylko do marży jest uproszczeniem. Jest wiele innych sposobów na rekompensatę.
Wśród nich wymienia m.in. na asortymencie, kosztach wynajmu czy liście zakupowej. - Głupotą byłaby próba obniżenia jakości. Ten numer na pewno nie przejdzie - zastrzega ekspert. - Może się też zdarzyć, że z półek będą spadali mniejsi dostawcy, którzy nie są w stanie zapewnić dobrej ceny.