Podwyżki w Biedronce to "piarowskie sztuczki"? Solidarność obnaża "hojność" portugalskiej sieci
Dziś mają się odbyć negocjacje płacowe pomiędzy zarządem Jeronimo Martins Polska właściciela sieci Biedronka i organizacją związkową NSZZ Solidarność.
Podwyżki w Biedronce? - To tylko dobry PR. Nic z niego nie wynika – podkreśla Piotr Adamczak, przewodniczący Solidarności.
Od początku roku media piszą o fali podwyżek w sieciach handlowych. Od początku marca pensje podniósł Lidl. Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce wypłaty wzrosły od 2550 do 3300 zł brutto, a po roku o 200 zł więcej. Z kolei dwa lata stażu to pensja na poziomie od 3000 do 3800 zł.
Sieć hipermarketów Kaufland od marca daje swoim pracownikom na początek 2600 zł. Po pół roku można liczyć na 100 zł podwyżki, a po roku - kolejną stówkę. Dwuletni staż oznacza z kolei pensję na poziomie 2900 zł brutto. Z kolei Tesco płaci pracownikom o minimum rocznym stażu 2110 zł brutto (1536 zł na rękę). Wynagrodzenie obowiązuje od listopada, kiedy sieć zadecydowała o podwyżce o 2 proc. dla stanowisk niekierowniczych i 3,5-procentowej dla najsłabiej zarabiających.
Portugalska sieć dyskontów również postanowiła wpisać się w ten trend i na początku marca pojawiły się informacje, że ma w planach "zmianę wynagrodzenia pracowników". - Rzeczywiście płace wzrosną, ale w stopniu znacznie odbiegającym od oczekiwań pracowników - potwierdza Piotr Adamczak, przewodniczący Solidarności w Biedronce. - Ponadto wprowadzono inne zmiany w systemie wynagrodzeń, na których znaczna część pracowników straci – dodaje.
Jak wynika z informacji ukazujących się w mediach, minimalna płaca pracownika na stanowisku kasjer-sprzedawca została podniesiona w Biedronce do poziomu 2450 zł brutto. - Jednak 350 zł z tej kwoty to nagroda za 100 proc. frekwencję pracownika w danym miesiącu. Nie jest to więc podwyżka zasadniczego wynagrodzenia. Znaczna część pracowników naszej firmy to matki wychowujące małe dzieci. Dla nich ta nagroda będzie często nieosiągalna – ujawnia przewodniczący Solidarności.
Jak wskazuje, podwyżek nie dostaną też wszyscy pracownicy. – Będą one uzależnione od oceny pracy. W ten sposób pracownicy są podwójnie karani, bo od tego wskaźnika uzależnione jest również przyznanie pracownikowi nagrody rocznej – podkreśla Adamczak.
Związkowcy przyznają, że od 1 kwietnia w sieci Biedronka wzrosły minimalne płace dla pracowników ze stażem pracy, który wynosi minimum 1 rok oraz co najmniej 3 lata. Za te podwyżki zapłacą jednak starsi stażem pracownicy, bo jak wykazuje Solidarność, pracodawca zlikwidował obligatoryjny wzrost wynagrodzeń dla pracowników, którzy przepracowali w firmie 5 i 10 lat. - Doświadczeni pracownicy zamiast zyskać, stracą, a to oni są motorem napędowym tej firmy i zasługują na to, aby być docenieni przez pracodawcę – zaznaczył Piotr Adamczak. ##Nowe zasady premii Solidarność skarży się również na nowe zasady przyznawania premii. Jak dowodzi, to nie hojność pracodawcy, ale ukryta próba cięć. - Zostało to skonstruowane w taki sposób, że mało kto będzie w stanie dostać premię – zaznacza Piotr Adamczak.
Jak zaznacza, nowe zasady dotyczące miesięcznych premii, które są znacznie mniej korzystne dla pracowników, wprowadzono od stycznia bez konsultacji ze związkami zawodowymi.
Adamczak podaje również przykład. - Gdy do danego sklepu nie dojedzie cały zamówiony towar, pracownicy nie zrealizują planów sprzedażowych i stracą premię. Takich absurdów jest znacznie więcej – podkreśla przewodniczący zakładowej Solidarności. ##Brakuje rąk do pracy? Jak przekonują związkowcy, zamiast realnych podwyżek wynagrodzeń dla pracowników, Biedronka stosuje PR, z którego niewiele wynika.
- Choć pracodawca chwali się w mediach podwyżkami, ludzie wiedzą, jak naprawdę wygląda praca w Biedronce i nie garną się do niej. Z kolei "starzy" pracownicy, którym ciągle dodawane są nowe obowiązki, nie wytrzymują fizycznie oraz psychicznie i zwalniają się z pracy – tłumaczy Adamczak.
Jak podkreśla, brak realnego wzrostu wynagrodzeń w sieci Biedronka doceniającego przede wszystkim pracowników z dłuższym stażem powoduje, że w sklepach sieci coraz bardziej brakuje rąk do pracy.
- Pracodawca zamiast rozmawiać ze związkami zawodowymi o tym, jak zatrzymać ludzi w firmie i przyciągnąć nowych pracowników, woli stosować piarowskie sztuczki w mediach – podsumowuje Piotr Adamczak