Duńska afera z polską żywnością
"Netto będzie kupować polskie produkty. Hmm. To oznacza więcej pestycydów, gorsze traktowanie zwierząt i niższe płace. Wybór należy do was!" - tym wpisem na Twitterze Mette Gierskov wywołała międzynarodowy skandal. Kim jest ta pani? No właśnie, to... minister rolnictwa Danii.
Jej opinia na temat polskiej żywności pojawiła się po tym, jak Netto, popularna sieć duńskich dyskontów, obecna również w Polsce, zapowiedziała, że po protestach wielu klientów co prawda nie rozszerzy sprzedaży polskich produktów, ale też nie wycofa ich całkiem ze sklepów.
O tym, że dyskonty mają taki zamiar, poinformowały dwa tygodnie temu. Reakcja była bardzo gwałtowna. "Dały znać o sobie utrwalone przez lata stereotypy i uprzedzenia. Duńczycy wciąż uważają, że polskie warzywa i owoce ociekają pestycydami i są trujące, podobnie jak mięso, którego produkcja rzekomo nie podlega żadnej kontroli" - napisał duński dziennik "Politiken".
Na rewelacje duńskiej minister rolnictwa szybko zareagowali producenci z Polski. Za pośrednictwem dyplomatycznych kanałów odpowiedziała Rada Gospodarki Żywnościowej. W kierowanym do minister Mette Gierskov liście wskazała, że produkcja żywności w Polsce oparta jest na obowiązujących w całej UE przepisach prawa i standardów. Nie dość na tym, wskazuje też, że wiele duńskich firm od dawna inwestuje w Polsce, właśnie dlatego, że produkty z naszego kraju są znakomitej jakości.
- Nie chodzi nam o wytaczanie ciężkich dział - mówi "Pulsowi Biznesu" Bronisław Wesołowski, przewodniczący RGŻ, ale uświadomienie również urzędnikom w Danii tego, jak silne jest zaangażowanie duńskiego kapitału w Polsce - tłumaczy.
Inwestycje Duńczyków w naszym kraju przekroczyły 3 mld euro. W Polsce działa wiele duńskich firm, również spożywczych, jak Arla Foods, Dan Cake, Danish Crown (Sokołów) czy Carlsberg.
Ciekawe, co powie pani minister, gdy polscy internauci zarządzą bojkot firm z Danii?