W pracy spędzają 80 godzin tygodniowo

"Mało kto z nas pracuje osiem godzin dziennie, idzie do domu i odpoczywa; w weekendy mało kto ma wolne, bo zwykle dorabia do pensji."

W pracy spędzają 80 godzin tygodniowo

W latach 1995-2005 dziesięciokrotnie wzrosła w Polsce sprzedaż leków antydepresyjnych, a w ostatnich latach najczęstszymi pacjentami psychiatrów były osoby skarżące się na problemy w firmie. O kondycji psychicznej polskiego pracownika rozmawiamy z psychiatrą dr Anną Nitką-Siemińską.

- Przychodzą do pani osoby obawiające się zwolnienia czy może pracoholicy?

- Z jednej strony przychodzą osoby, które mają trudne warunki zatrudnienia - pracują „na czarno” i wyrabiają dużo niepłatnych nadgodzin. Jednocześnie muszą pracować dużo, żeby jakoś się utrzymać, bo zazwyczaj ich praca nie należy do dobrze płatnych. Ich problemy wynikają też często z obawy przed zwolnieniem. Te osoby tak się martwią, że zaczynają mieć kłopoty psychiczne i muszą szukać pomocy u specjalisty. Ale druga, równie liczna grupa osób, to pracownicy, którzy bardzo dobrze zarabiają, są zatrudniani na korzystnych warunkach, ale ich obowiązkom towarzyszy ogromny stres, wynikający z dużej odpowiedzialności. Zazwyczaj zajmują oni stanowiska kierownicze, pracują po 14 godzin na dobę, często po godzinach, a pracę i tak muszą zabierać do domu, żeby sprostać wymaganiom.

- Nadmiar pracy może się więc skończyć wizytą u psychiatry?

- Tak, bo jest bardzo niekorzystny dla zdrowia. Maksymalny dozwolony, „fizjologiczny”, czas pracy w ciągu tygodnia to 48 godzin. A Polska zajmuje 4 miejsce pod względem liczby osób pracujących ponad wspomniany wymiar. Mam pacjentów, którzy w pracy spędzają 80 godzin tygodniowo, ale zdarzają się też z „lepszymi” wynikami.

- Przychodzą… i co mówią?

- Najczęściej skarżą się na zły nastrój, brak chęci do pracy, zaburzenia snu i apetytu. Ale też zdarzają się takie objawy jak wysokie ciśnienie, skoki ciśnienia, pobolewanie w klatce piersiowej, kołatanie serca, poczucie zbliżającego się zawału… I w związku z tym pacjenci, zanim trafią do psychiatry, szukają pomocy u innych specjalistów - lekarzy internistów, kardiologów. A to nie w stanie somatycznym leży problem.

- A jakich przypadków jest najwięcej?

- Głównie mamy do czynienia z różnymi rodzajami depresji, również ciężkich i z zaburzeniami lękowymi. Te ostatnie to najczęściej tzw. lęk napadowy i lęk uogólniony. Pierwszy zwykle objawia się np. nagłym wzrostem ciśnienia, uczuciem duszności, kołataniem serca i zdarza się raz na jakiś czas. Objawy tego drugiego towarzyszą człowiekowi bez przerwy. Pacjenci nazywają to stałym podenerwowaniem, poczuciem, że coś - bliżej niesprecyzowanego, ale złego - może się wydarzyć. Ale zdarzają się też pacjenci narzekający na przewlekłe bóle lub tacy, którzy podejrzewają u siebie różnego rodzaju choroby, najczęściej bardzo poważne np. nowotworowe. Kiedyś nazywane były zaburzeniami nerwicowymi, teraz somatyzacyjnymi.

- Pacjenci proszą o leki antydepresyjne?

- Bardzo często proszą o „taki lek, żeby szybko było dobrze”. Kiedyś popularny był Prozac, ale wydaje się, że moda na niego już minęła. Pacjenci mówią, że nie mogą pozwolić sobie na dwutygodniowe zwolnienie albo „przystopowanie” z pracą, a lek ma im pomóc poprawić efektywność i lepiej się poczuć. A to tak nie działa. Zdarza się, że widzę wskazanie do zwolnienia, ale ludzie obawiają się je brać. Jeszcze bardziej negatywnie pacjenci nastawieni są do ewentualnej hospitalizacji. Po pierwsze dlatego, że pracodawca będzie źle patrzył na długą absencję w pracy. Zwolnienia od psychiatry na ogół są przepisywane na okres nie krótszy niż 2-3 tygodnie, a hospitalizacje sięgają nawet 3 miesięcy. Po drugie boją się niewygodnych pytań pracodawców czy kolegów z pracy.

- Jak pracować, by zminimalizować problemy? Żeby nigdy nie trafić do psychiatry?

- Przede wszystkim trzeba pamiętać o racjonalnym wymiarze czasu pracy. Warto też zadbać, żebyśmy w czasie wolnym rzeczywiście umieli zapomnieć o pracy. Można uprawiać sport, chodzić na spacery, oglądać telewizję, byleby oderwać się od codziennych zawodowych obowiązków, również myślami. Ważną rzeczą jest też odpowiednie wykorzystywanie urlopów. Nie może to być czas spędzony na robieniu porządków w dokumentacji albo nadganianiu zaległych spraw urzędowych - powinien być czasem rzeczywistego wypoczynku.

- Gdy jednak nie wytrzymujemy presji w pracy, jakie objawy powinny sugerować wizytę u specjalisty?

- Przewlekłe zmęczenie, obniżony nastrój utrzymujący się przez minimum 2 tygodnie, kłopoty ze snem i z apetytem, ciągłe zdenerwowanie, lęk - w takim przypadku powinniśmy pomyśleć o wizycie u psychiatry lub psychologa. Mogą też występować objawy somatyczne jak przyspieszone bicie serca, duszność, wysokie ciśnienie, których nie potrafi wytłumaczyć lekarz internista - to też wskazanie, by iść do psychiatry. Pomimo, że te objawy na pierwszy rzut oka nie wyglądają groźnie, nie należy ich bagatelizować. Bez terapii u psychiatry lub psychologa mogą się pogłębiać.

Depresja plasuje się dziś na czwartym miejscu wśród najpoważniejszych problemów zdrowotnych. Według Światowej Organizacji Zdrowia problem depresji na świecie będzie narastał. WHO przewiduje, że w 2020 r. będzie ona drugim, po chorobie niedokrwiennej serca, najbardziej obciążającym społeczeństwa schorzeniem, także w sensie ekonomicznym.

Rozmawiała Anna Dąbrowska
/ak

pracoholizmdepresjazatrudnienie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)