Zarobić na Euro

Faza grupowa za nami - organizatorzy chwalą się świetnym przygotowaniem
imprezy, politycy zwracają uwagę na światowe echa polskich mistrzostw, a
przedsiębiorcy... liczą straty. Na półmetku piłkarskiego święta
sprawdzamy, czy na europejskich igrzyskach w ogóle zarabiamy.

Zarobić na Euro
Źródło zdjęć: © AFP

20.06.2012 | aktual.: 20.06.2012 12:52

Według danych Ministerstwa Sportu i Turystyki oraz spółki PL2012 łącznie w Polsce w czasie fazy grupowej mistrzostw Euro 2012 przebywało 393 tys. kibiców z zagranicy.

- Na ten moment to dokładnie tyle, ile przewidywaliśmy. Docelowo Polskę ma odwiedzić 820 tys. kibiców - mówi Mikołaj Piotrkowski ze spółki PL2012.

Tak miało być

Zgodnie z raportem przygotowanym na zlecenie Ministerstwa Sportu przez firmę Impact dodatkowo zyskać możemy nawet 850 mln zł. Czy to się uda?
- Każdy kibic przyjeżdżający do Polski nie tylko ogląda mecz. Także nocuje, idzie do restauracji, na piwo, a później choćby do sklepu. Na każdym kroku to zwiększa dochód naszej gospodarki - mówi Maciej Herra, prezes spółki PL2012.

Czy jednak krócej przebywający w Polsce kibice nie wystraszyli dłużej wypoczywających w kraju regularnych turystów? Wspomniany raport przewiduje, że straty z tego tytułu to jedynie 3 proc. dochodów. Przedsiębiorcy wskazują jednak, że mogą być dużo większe.

Zarabiać miały przede wszystkim miasta gospodarze. Jednocześnie zakładano, że średnio zagraniczny kibic spędzi w naszym kraju przynajmniej 5 dni, skorzysta z obsługi noclegowej, wyżywienia oraz bazy kulturalnej i rozrywkowej, nie wspominając o imprezach związanych bezpośrednio z Euro 2012.

Z kulturą na bakier

Tymczasem już pierwsze dni pokazały, że kibice z zagranicy przede wszystkim piją piwo, oglądają mecze i... w zasadzie na tym kończy się ich aktywność. Rozczarowuje wykorzystanie choćby naszej oferty kulturalnej.

- My oblężenia w czasie Euro nie mamy. Nasze statystyki są dobre, lecz nie jest to to, czego oczekiwaliśmy - mówi Katarzyna Wakuła, rzecznik Muzeum Narodowego w Warszawie.

Także kulturalna wizytówka Polski i Warszawy - Muzeum Powstania Warszawskiego - mimo zakrojonej na szeroką skalę kampanii informacyjnej nie pobiło spodziewanego rekordu popularności.

- Na pewno udało się zainteresować naszym muzeum wielu obcokrajowców. Jednocześnie, jeśli chodzi o średnią frekwencję, to jest ona porównywalna z okresem sprzed Euro - mówi Anna Kotonowicz, rzecznik Muzeum Powstania Warszawskiego.

Kibic jednodniowy

Co gorsze, hotelarze zauważyli, że ogromna część kibiców przyjeżdża tylko na mecz i zaraz po nim wyjeżdża.

- W dni meczowe miałem obłożenie sięgające 100 proc. Między meczami było to ok. 60 proc. - mówi właściciel i menadżer Hostelu Cameleon w Poznaniu.

- 8, 12 oraz 16 czerwca mieliśmy większe obłożenie niż normalnie, lecz dotyczyło to jedynie dni meczowych. To były głównie osoby podróżujące na poszczególne spotkania. W pozostałe dni frekwencja nie odbiegała od normy - mówi przedstawiciel firmy As Apartments z Wrocławia, która wynajmuje lokale na potrzeby turystów.

Tę samą prawidłowość dostrzegły lokale gastronomiczne.

- W dni, kiedy we Wrocławiu odbywały się mecze, mieliśmy jakieś dwukrotne przebicie pod względem odwiedzających nas klientów. Jednocześnie w pozostałe dni było ich mniej niż normalnie. W konsekwencji wyszło na to samo - relacjonuje menadżerka Messala Grill and Bar, także z Wrocławia.

W dniach bezmeczowych sytuację znacznie poprawiali rodzimi kibice, których w okresie gry naszej reprezentacji ogarnął istny "piłkoszał" To oni w głównej mierze nadawali miastom prawdziwy piłkarski nastrój. Z danych Ministerstwa Sportu i Turystyki wynika, że na stadionach od 20 do 60 proc. widzów stanowili Polacy. Na samym treningu Holendrów w Krakowie stawiło się niemal 20 tys. polskich fanów.

Szaleństwo skończyło się, gdy nasza reprezentacja sromotnie poległa w fazie grupowej. Już trzy dni po meczu z Czechami można zobaczyć zdecydowanie słabszą frekwencję nie tylko gości, lecz przede wszystkim naszych kibiców.

Fakt, że to przede wszystkim my się bawiliśmy, nie przysporzył całej gospodarce nadzwyczajnego dochodu. Te same osoby wydałyby swoje pieniądze w innych miejscach. Zamiast na codzienne zakupy przeznaczyły je na piwo i jedzenie w lokalach.

Strefa kibica i cała reszta

W strefach kibica w fazie grupowej zasiadło niemal 2 mln kibiców. Ci, którzy się nie zmieścili, zajęli także miejsca w lokalach nieopodal.

- Zanotowaliśmy zdecydowanie większy ruch niż normalnie. Stanowili go w zasadzie sami kibice - wskazuje pracownik Blu Bar Cafe we Wrocławiu na Placu Solnym, tuż przy strefie kibica.

Ci, którzy swoją ofertę skierowali do innych grup klientów, w wielu przypadkach ucierpieli.

- Tam jednak, gdzie nie było telewizorów i nie można było obejrzeć meczu, były raczej pustki - dodaje pracownik Blu Bar Cafe.

- Nas w czasie Euro odwiedziło aż o dwie trzecie klientów mniej. Nie tylko nie pojawili się turyści, ale nawet w tym czasie przestali przychodzić do nas stali klienci. Wszyscy przestraszyli się Euro - mówi Monika Hoffa, menadżer klimatycznego lokalu o nazwie Stary Młynek Cafe w Poznaniu.

A gdzie turyści?

- Jednocześnie zauważyłem, że niemal zupełnie ustał zwykły ruch turystyczny - mówi właściciel i menadżer Hostelu Cameleon w Poznaniu.

O ile kibice korzystają w ograniczonym zakresie z oferty przygotowanej przez poszczególne miasta, o tyle prawdziwi turyści, w pełni wykorzystując bazę rekreacyjną i kulturalną, zostawiają większe środki. Nie mówiąc o tym, że ich pobyt jest dłuższy.

- To wypłoszyło ludzi, którzy normalnie przyjechaliby do Wrocławia o tej porze. Szczególnie w centrum miasta, gdzie znajduje się strefa kibica - dodaje przedstawiciel As Apartments.

- Nie wszyscy jesteśmy kibicami, a ta strefa na rynku przestraszyła wielu turystów - wtóruje mu Karolina Bezrąk z Corner Hostel we Wrocławiu.

Kibiców bawiących się w Polsce na meczach i w strefach kibica w fazie grupowej było więcej niż w Austrii czy Szwajcarii cztery lata temu. Przewyższyli także swą liczbą bawiących się w RPA na mistrzostwach świata. Z nieoficjalnych informacji wynika także, że do Polski przyjechało więcej kibiców niż na Ukrainę. Czy jednak przyniesie nam to spodziewane zyski? Już teraz widać, że nie wszyscy na tych mistrzostwach zarobią.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)