Amerykanie ciągle lekceważą grecki problem

W USA rynki znowu przetestowały odporność inwestorów na złe informacje z Grecji. Wynik był taki jak zawsze: problemy greckie niespecjalnie martwią graczy amerykańskich. Byki miały za sobą amerykańskie dane makro i to im wystarczyło.

Amerykanie ciągle lekceważą grecki problem
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

23.04.2010 09:27

Popatrzmy na te raporty. Można je było różnie zinterpretować, bo w każdym niedźwiedzie mogły znaleźć coś dla siebie, ale tego nie wykorzystały. To sygnalizuje, że rynek nadal jest w bardzo „byczym” nastroju. Dane z rynku pracy w USA (tygodniowa zmiana ilości wniosków o zasiłek dla bezrobotnych)
nie odbiegały od oczekiwań. Raport od dwóch tygodni zaskakiwał swoją słabością, więc nic dziwnego, że ilość wniosków w końcu się zmniejszyła (z 480 do 456 tys.). Jednak średnia 4. tygodniowa wzrosła, a to dla wielu graczy jest bardziej istotnym wskaźnikiem.

Sprzedaż domów na rynku wtórnym wzrosła w marcu o 6,8 proc. w stosunku do lutego. Skończyła się ciężka zima, a do tego przecież trudno sobie wyobrazić, żeby zbliżający się koniec programu dopłat do kupna domu nie zwiększył popytu. Dane o inflacji w cenach produkcji (PPI) były niejednoznaczne. Ceny wzrosły w stosunku do lutego o 0,7 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,3 proc). Podobno 70 proc. tego wzrostu PPI wynika ze wzrostu cen żywności. Fed niespecjalnie przejmuje się tą miarą inflacji, więc to w żadnym stopniu nie przyśpiesza podwyżki stóp.

Na rynek akcji mogło podziałać wystąpienie prezydenta USA, Baracka Obamy, w sprawie regulacji rynków finansowych. Przemawiał do grona finansistów i bankierów, przekonując ich do tego, że nowe regulacje są niezbędne. Prosił też o powstrzymanie „szaleńczych wysiłków” lobbystów, którzy robią wszystko, co mogą, żeby uniemożliwić przyjęcie nowego prawa. Gracze przyjęli jako pozytyw to, że prezydent nie wypowiedział się, którą z dwóch obecnie rozważnych wersji preferuje. Podsumowując: nic graczy nie wystraszyło, a trochę się tego wystąpienia bali.

Wyniki spółek były bardzo zróżnicowane, ale agencje informują przede wszystkim o tracących akcjach. Jak widać nie bardzo wiadomo, dlaczego byki były w czwartek takie silne. A były, bo na początku sesji indeksy mocno spadły, a potem bez przerwy odrabiały straty. Odrabiały tak dzielnie, że wpierw NASDAQ, a potem S&P 500 wylądowały na plusach. Dlaczego? Chyba po prostu dlatego, że od dawna sprawdza się idea kupowania na spadkach. Rynek po prostu się tego nauczył. Gracze zaczynają kupować i powstaje sprzężenie zwrotne, które napędza cały rynek. Klasyczny obraz fali piątej.

GPW zachowywała się w czwartek na początku sesji bardzo dobrze. Zdecydowanie pomagało bykom to, że na rynkach europejskich odrabiano straty po środowych spadkach. Nie był to jednak długotrwający wzrost. Po informacjach Eurostatu o kolejnych problemach Grecji (wyższy od publikowanego deficyt budżetowy), indeksy na innych giełdach europejskich i WIG20 błyskawicznie zaczęły spadać. Mieliśmy wielkiego pecha, bo sesja kończyła się wtedy, kiedy indeksy w USA spadały i to spadały najmocniej. Niedźwiedzie to wykorzystały i WIG20 stracił 2,45 proc. Wielu analityków zauważą, że tym spadkiem wyrysował zapowiadającą dalsze spadki, bardzo małą, formację głowy z ramionami (RGR) z linią szyi na poziomie 2.512 pkt. To prawda, widać taka formację, ale jest stanowczo zbyt mała, żeby ja traktować bardzo poważnie. Jeśli indeks wróci nad ten poziom, to formacji nie będzie. Nie znaczy to jednak, że wtedy wrócimy do wzrostów. Oferta PZU będzie jeszcze rynkowi przez pewien czas ciążyła…

Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)