Amerykańskie byki nie poddają się
W czwartek w USA pesymizm płynący z giełd europejskich stawiał obóz byków w niekomfortowej sytuacji. Wydawało się też, że publikowane w czwartek dane o tygodniowej zmianie na rynku pracy w USA zaszkodzą posiadaczom akcji, bo były one wyraźnie gorsze od oczekiwań. Oczekiwano spadku ilości nowych wniosków o zasiłek z 439 na 434 tys., a tymczasem wzrosła ona do 460 tys. Wzrosła też średnia 4 tygodniowa.
09.04.2010 10:00
W sytuacji, kiedy rząd zatrudnia tymczasowych pracowników przy spisie powszechnym takie dane zaskakiwały swoją słabością. Usiłowano tłumaczyć ten skok zmiennością, która często pojawia się w okolicy świąt, ale jakoś nie bardzo wyobrażam sobie Amerykanów pędzących w Wielki Piątek z takimi wnioskami… Nie ulega jednak wątpliwości, że „byczo” nastawionych Amerykanów takie wytłumaczenie uspokajało. Kontra byków przyszła z sektora sprzedaży detalicznej. Sieci sprzedaży poinformowały, że marzec był czwartym, kolejnym miesiącem wzrostu sprzedaży. Sprzedaż przedświąteczna była lepsza od oczekiwań. To nieco dziwne, bo Amerykanie zwracają kredyty, mają problemy na rynku pracy, a jednak zwiększają zakupy. Coś w tych danych nie gra.
Po konferencji prasowej Jean-Claude Trichet, szef ECB uspokoił się rynek walutowy, co pomagało akcjom. Trichet powiedział (w kontekście Grecji), że nie powinno się lekceważyć tego, co mówią głowy państw. To była wyraźna przestroga, że nie należy słuchać plotek. Powiedział też, że upadłość Grecji nie jest w ogóle przez ECB rozważana.
Indeksy rozpoczęły sesję od pół procentowych spadków indeksów, ale praktycznie natychmiast byki wzięły się do roboty i zaczęły systematycznie odrabiać straty. Po czterech godzinach nic z nich nie zostało, a potem indeksy nadal rosły. Co prawda końcówka była już słabsza, ale jednak indeksy wzrosły. W środę wydawało się, że niedźwiedzie korzystają z każdej okazji, żeby obniżyć indeksy, ale czwartek pokazał drugą stronę medalu. Czekamy na wyjaśnienie sytuacji.
GPW w czwartek nie zaskoczyła. Indeksy od początku sesji spadały, ale spadek WIG20 był bardzo ograniczony (okolice jednego procenta). Dużo gorzej zachowywał się rynek mniejszych spółek, co sygnalizowało, że gracze oczekują znacznego wydłużenia korekty. Najbardziej ważyły na indeksie banki – tak zresztą jak i na innych giełdach europejskich. Nasz rynek był jednak dużo silniejszy od na przykład węgierskiego, gdzie BUX tracił około 2,5 procent. Nasi inwestorzy spokojnie czekali na to, co wydarzy się w USA. Jednak przed publikacją amerykańskich danych makro niedźwiedzie zaatakowały i okazało się, że zaatakowały słusznie, bo dane były wyraźnie gorsze od oczekiwań rynku. Potem nie wiele się już zmieniło i WIG20 zakończył dzień spadkiem o 1,5 procent. To oczywiście w niczym nie psuje „byczego” obrazu rynku.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi