Australijski pretekst

We wtorek kalendarium było całkowicie puste, więc gracze na całym świecie, również w USA, szukali powodów/pretekstów do poruszenia rynkami. W każdym komentarzu można przeczytać, że najważniejszym czynnikiem było podwyższenie stóp przez bank Australii.

Australijski pretekst
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

07.10.2009 09:51

Twierdzono, że taka decyzja sygnalizuje poprawę sytuacji gospodarczej. Mam wrażenie, że świat oszalał… Wiadomo, że gospodarka globalna wchodzi w delikatne ożywienie tylko dlatego, że rządy i banki zalały ją gotówką. Teraz jeden z banków podwyższa stopy, co powinno ostrzegać, że to jest początek serii, czego gospodarka może nie przetrzymać, a gracze się cieszą… Nieco dziwne, prawda? Poza tym to nie był pierwszy bank, który podniósł stopy. Pierwszy był parę tygodni temu bank Izraela. Wtedy reakcji nie było żadnej.

Decyzja ta miała jednak pośredni wpływ na koniunkturę giełdową. Wpłynęła bowiem na wzrost kursu EUR/USD. Gracze spodziewają się, że stopy na świecie wzrosną szybciej niż w USA. Po części też działały rewelacje "The Independent", który napisał, że wiele krajów (z Zatoki Perskiej, Rosja, Brazylia, Francja itp…) prowadzą konsultacje mające na celu wyeliminowania dolara z handlu ropą. To według mnie jest tylko kaczka dziennikarska. Zresztą fakt takich rozmów został przez Arabię Saudyjską zdementowany, co nie wpłynęło na zachowanie rynku. Wzrost kursu EUR/USD (nie taki znowu bardzo duży, bo około pół procentowy) wpłynął na rynek surowcowy. Zdrożały ropa i miedź, a najmocniej złoto. Wzrost cen surowców był jednym z czynników napędzającym zwyżkę na rynku akcji.

Pozostałe dwa impulsy to informacja mówiąca o tym, że administracja Baracka Obamy ma zamiar proponować kolejny program pobudzenia gospodarki, w której byłyby też cięcia podatków oraz wyczekiwanie na raporty kwartalne amerykańskich spółek. Gracze mają w pamięci to, że prawie zawsze prognozy analityków są tak ustawiane, żeby spółki mogły je pobić (to taka stara gra Wall Street) i liczą na to, że tym razem też się to powtórzy. I to najbardziej mnie niepokoi. Sam tak pisałem w swoim komentarzu tygodniowym, ale jeśli widzę, że cały rynek tak reaguje to zaczynam się niepokoić. Nadmiernie dobre nastroje i duże oczekiwania to prosta droga do rozczarowania.

GPW rozpoczęła sesję wtorkową sporym, dwuprocentowym, wzrostem indeksów. Liderami zwyżki były spółki sektora surowcowego. Po 1,5 godzinach handlu, kiedy rynek po prostu się stabilizował, popyt przycisnął reagując na lepsze nastroje na innych giełdach. Po rekomendacji Bank of America/Merrill Lynch, kiedy sektor finansowy poprowadził europejskie indeksy na północ, nasz WIG20 podążył za nimi, ale skala zwyżki była dużo większa. Po tym szybkim ruchu rynek wszedł w marazm w oczekiwaniu pobudkę w USA. Po tej pobudce popyt bez problemu zwiększył rozmiary zwyżki i sesja zakończyła się wzrostem WIG20 o 3,3 proc. Dzięki tej sesji WIG20 odrobił z nadmiarem piątkowy, pięcioprocentowy spadek. Co bardziej istotne był to wzrost na dużo większym obrocie niż podczas spadku. Inaczej mówiąc wzrost był bardziej wiarygodny. WIG20 jest już znowu o około cztery procent poniżej oporu z sierpnia (2317 pkt.). Pojawiły się też pierwsze sygnały kupna, ale zagrożenie podwójnym szczytem lub trendem bocznym nie zniknęło.

Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

sesjamwig40gpw
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)