Błazen firmowy
Pracownicy uczestniczą w "zajęciach ze śmiechu". W jednej z brytyskich firm pracuje nawet zawodowy błazen, który wyśmiewa prezesa. Wiadomo: uśmiechnięty pracownik jest efektywniejszy
28.11.2008 | aktual.: 28.11.2008 10:12
Rozluźnij krawat, zrób psikusa wrednej koleżance. Czy w firmie musi być poważnie jak w rodzinnym grobowcu?
„Zawsze poważnie, a jednak komicznie” – reklamuje swoje warsztaty dla menedżerów aktor Raol de Orofino. Uczy, jak w zarządzaniu wykorzystywać śmiech i poczucie humoru. Swoje zajęcia prowadzi już w ponad stu firmach, m.in. w takich gigantach, jak Coca-Cola, Banco de Brasil, General Motors, L’Oreal czy Shell.
Dziś biznes i humor są jak papużki nierozłączki. Ta ekscentryczna nieco para jest gwarancją większej wydajności. Co potwierdzili ostatnio psycholodzy z University of Kent. Badania brytyjskich uczonych pokazały, że wesołość skłania nas do zachowań altruistycznych i poprawia współpracę w zespole. Osoby, które obejrzały serię zabawnych filmików, chętniej inwestowały swoje pieniądze i czas w sukces całej grupy.
Edison miał rację
Dla 97 proc. amerykańskich szefów śmiech w pracy jest na wagę złota. A 60 proc. wierzy, że wesołe usposobienie ułatwia robienie kariery.
Tak jest dzisiaj, a jak było kiedyś? Jeszcze w latach 20. i 30. ubiegłego wieku w zakładach Forda nie wolno było opowiadać kawałów, a nawet rozmawiać w porze lunchu. W 1940 r. z fabryki River Rouge wyleciał brygadzista, ponieważ „śmiał się w pracy z kolegami, co spowodowało zwolnienie produkcji”.
Jeden z ważnych akcjonariuszy wysłał do Thomasa Edisona list tej treści: „Wiceprezesowi waszej firmy brakuje poczucia godności, jeśli chodzi o jego stanowisko i związek z panem. Słyszałem, że jego śmiechy słychać w całym biurze”. Ale Edison nie przejął się skargą ponuraka. Pokazał malunek przedstawiający rozbawionego mnicha. I polecił: „Powieście ten obraz na korytarzu. Niech patrzy na niego każdy pracownik biura. Niech ten obraz przypomina, że dobre interesy robi się wyłącznie wtedy, gdy ma się dobre poczucie humoru i wsparcie innych ludzi”.
Śmiech się opłaca
Czy rzeczywiście luz i humor pomagają w interesach? Coś jest na rzeczy, skoro najchętniej kupujemy jabłka i pomidory u rezolutnej pani Krysi w warzywniaku na rogu. Z dwóch równie dobrych mechaników samochodowych wybierzemy tego, który jest większym kawalarzem. A pogodny agent ubezpieczeniowy dużo szybciej sprzeda nam polisę niż jego posępny kolega. Marketingowcy wiedzą to doskonale: humor służy zbudowaniu bardziej przyjaznego wizerunku firmy lub produktu. To dlatego na kubkach, T-shirtach i innych gadżetach reklamowych pojawiają się satyryczne rysunki i zabawne hasła, np. słynne prawa Murphy’ego. Uśmiech, który ułatwia kontakty z klientami, pozytywnie wpływa również na relacje wewnątrz biznesowego teamu. Nic więc dziwnego, że w biurach wiszą tablice z jajcarskimi rysunkami i śmiesznymi hasłami. A podczas spotkań integracyjnych szef próbuje pokazać bardziej rozrywkową część swojej osobowości. Nie zawsze mu to wychodzi. I wtedy na parkiet wkracza on – mężczyzna, którego widzisz pierwszy raz, ale jego entuzjazm
udziela się także tobie. Za nim idą następni. Wkrótce cała firma idzie w tan. A kim jest ów tajemniczy gość? To wynajęty animator. Współczesna wersja klakiera.
Wyśmiać prezesa
W British Airways, ostoi brytyjskiego konserwatyzmu, od 1995 roku istnieje stanowisko „kontraktowego błazna”. Paul Birch ma licencję na wyśmiewanie samego prezesa. A więc robi dokładnie to samo co jego średniowieczni protoplaści na dworach królewskich: może otwarcie kwestionować poczynania zarządu, stając się rzecznikiem krytyki traktowanej z przymrużeniem oka. I jest całkowicie bezkarny.
Prof. Krzysztof Obłój, ceniony ekspert od zarządzania, twierdzi, że taki trefniś powinien być na etacie w każdej firmie. Bo jego drwiny oczyszczają atmosferę, a bywają też impulsem do głębokiej refleksji i poważnych zmian.
Na zdrowie
Dla pracowników fizycznych humor to metoda na radzenie sobie z mało wymagającą intelektualnie, ale obciążającą lub niebezpieczną pracą. Z kolei dla tzw. białych kołnierzyków stanowi świetny sposób na rozluźnienie podczas wyczerpujących psychicznie nasiadówek. Minuta śmiechu to 45 minut terapeutycznego odprężenia – twierdzi francuski neurolog Henri Rubenstein. Gdy śmiejemy się dużo, krew krąży szybciej i oddychamy głębiej, dzięki czemu organizm jest bardziej dotleniony. Mózg funkcjonuje wtedy lepiej, poprawia się koncentracja i refleks. Wydzielają się endorfiny, zwane też hormonami szczęścia, które łagodzą ból. Jeszcze długo można by się rozwodzić nad zaletami luzu, wesołości i śmiechu. Ale zamiast kolejnych pochwał – jedna mała uwaga na koniec. Z poczuciem humoru jest jak z solą. Poprawia smak codziennych obowiązków. Jednak przesolonej potrawy nie da się już przełknąć.
Janusz Sikorski