Brytyjscy nauczyciele będą mogli użyć siły
Brytyjscy nauczyciele będą mogli użyć siły wobec agresywnych wychowanków, bo w "wyjątkowych sytuacjach nie da się uniknąć zranienia ucznia"– czytamy na portalu gazeta.pl.
W taki sposób konserwatyści chcą przywrócić porządek w szkołach na Wyspach. W 2010 r. z brytyjskich szkół za agresywne zachowanie wyrzucanych było około tysiąca uczniów dziennie - dwa razy więcej niż w 2009 r. Aż 44 nauczycieli odwieziono z poważnymi obrażeniami do szpitali.
Zgodnie z nowymi wytycznymi pedagodzy zyskają prawo do przeglądania bez zgody uczniów ubrań, szafek czy toreb wychowanków w poszukiwaniu narkotyków czy broni. W wyjątkowych wypadkach mogą przeprowadzać szczegółową kontrolę przed wejściem do szkoły.
W obawie przed zaskarżeniem nauczycieli przez rodziców w większości placówek obowiązywała dotychczas zasada "zero kontaktu fizycznego". Teraz pedagodzy zyskają prawo do rozdzielania bójek za pomocą "rozsądnie stosowanej siły". Będą także mogli odeprzeć atak na siebie, innego ucznia bądź nauczyciela, nie obawiając się o konsekwencje.
- Rolą rządu jest podarowanie szkołom swobody i wsparcie wysiłków na rzecz zagwarantowania takich warunków, w których nauczyciele mogą nauczać, a uczniowie uczyć się - mówi cytowany przez "Daily Telegraph" minister Nick Gibb odpowiadający za szkoły. Nauczycielka Katharine Birbalsingh, która została zwolniona z pracy za krytykę systemu edukacji na zeszłorocznej konferencji Partii Konserwatywnej, mówi o zamkniętym kole, z którego nie może wyrwać się brytyjska szkoła: - Mamy sytuację, w której z jednej strony nauczyciele nie proszą o pomoc ze strachu albo w obawie, że zostaną uznani za osoby niekompetentne. Z drugiej strony mamy dzieci przekonane, że mogą wszystko, więc nieustannie przesuwające granice.
Zdaniem ekspertów ta granica za bardzo przesunęła się na korzyść uczniów, również rodzice występują często przeciw pedagogom. Z badań brytyjskiego Stowarzyszenia Nauczycieli i Wykładowców wynika, że 39 proc. nauczycieli na Wyspach spotkało się z przemocą ze strony rodziców, a jedna czwarta - z przemocą ze strony uczniów.
Tak było w głośnym w Anglii przypadku 50-letniego biologa Petera Harveya, który w lipcu 2009 r. uderzył w głowę żelaznymi hantlami 14-letniego ucznia. Pogotowie znalazło nieprzytomnego Jacka w kałuży krwi w progu klasy katolickiej Szkoły pw. Wszystkich Świętych w Mansfield. Nauczyciel został oskarżony o próbę morderstwa, ale w trakcie procesu okazało się, że zaatakowany uczeń przez długi okres notorycznie prześladował Harveya, doprowadzając go do załamania.
Odszkodowania od szkoły domagała się też 28-letnia nauczycielka, która w 2005 r. została brutalnie zgwałcona przez 15-letniego wówczas ucznia Westminster City School w Londynie. Kobieta zaczynała dopiero pracę i nie miała pojęcia, że pozostanie sam na sam z chłopakiem w klasie może skończyć się tragicznie.