Czekamy na plan Geithnera
W USA piątek był też (tak jak na całym świecie) dniem wygasanie marcowych linii instrumentów pochodnych („trzy wiedźmy”). To zazwyczaj znacznie zwiększa wolumen i doprowadza do zwiększenia zmienności.
Publikacji danych makro w kalendarium nie było, więc liczyły się tylko nastroje. Czekano też trochę na wystąpienie Bena Bernanke, szefa Fed, ale cóż on nowego mógł powiedzieć? Pocieszał, że Fed jest generalnie zadowolony z reakcji rynków na programy pomocowe aplikowane przez Fed i rząd. Powiedział też, że decyzja o skupie obligacji była konieczna, a bank wie, jak nie dopuścić do dużego wzrostu inflacji (szczerze w to wątpię, żeby wiedział).
Drugi dzień z rzędu taniały akcje banków. Szczególnie tych, które dostawały pomoc rządową. Decyzje Izby Reprezentantów o opodatkowaniu 90 procentowym podatkiem premii przyznawanych pracownikom firm, które dostały pomoc z programu TARP zaniepokoiły graczy. Zaczęto mówić, że uciekną z tych banków najbardziej utalentowani pracownicy. Bykom szkodziły też informacje ze spółek. Mocno spadał kurs General Electric. Analitycy BernsteinResearch i Credit Suisse obniżyli rekomendacje i prognozy zysków GE. Spadały też ceny akcji producentów aut. Steven Rittner, doradca Departamentu Skarbu ds. przemysłu samochodowego powiedział, że GM i Chrysler będą potrzebowały znacznie więcej pieniędzy niż to, o co proszą (21,6 mld USD).
Wystąpienie Bena Bernanke nie miało znaczenia, ale to właśnie po nim stabilizujące się przedtem indeksy szybko ruszyły na południe. Powodem przeceny w sektorze finansowym było podobno to, że inwestorzy wystąpili jedynie o 2,5 procent z sumy 200 mld USD, które Fed w ramach programu TALF przeznaczył na pomoc konsumentom i małemu biznesowi. Nie przekupuje mnie jednak to wytłumaczenie, bo to przecież była informacja z czwartku. Rynek po prostu chciał korekty. Chciał i ją dostał.
Ta przecena jest dzisiaj kompletnie nieistotna. W komentarzu tygodniowym pisałem, że „ciągle czekamy na przedstawienie szczegółów planu „odtrucia” banków, który szykuje Timothy Geithner, sekretarz skarbu. Jeśli zostanie przedstawiony w nachodzącym tygodniu to jego przyjęcie przez rynki przesądzi o tym, czy wzrosty będą kontynuowane.”. Okazało się, że długo czekać nie trzeba było. Już w sobotę wszystkie media od Bloomberga po Wall Street Journal poinformowały, że dowiedziały się (oczywiście od niezidentyfikowanych informatorów), iż już dzisiaj Timothy Geithner przedstawi szczegóły swojego planu. Ma on być trzystopniowy: po pierwsze FDIC (gwarantuje depozyty bankowe) ma skupować „złe” długi (będzie miał gwarancję rządu), po drugie FOMC rozciągnie swój program TALF na stare i trujące aktywa, po trzecie powoływane będą fundusze prywatno – państwowe do skupu aktywów. Taka konstrukcja planu ma na celu obejście Kongresu, w którym żadną miarą nie dałoby się uzyskać poparcia.
Plan interesujący, ale jak będzie przyjęty przez Amerykanów? Tego nikt nie wie i to jest główny czynnik ryzyka. W Azji rynki oszalały z radości i już w nocy mocno rosły, ale Azjaci często nie mają racji w ocenia zachowania Amerykanów. Podobnie zachowają się najprawdopodobniej Europejczycy. Kto chciałby zostać bez akcji przed przedstawieniem szczegółów planu Geithnera? Zakładam, że sekretarz skarbu musiał przygotować coś, co się rynkom spodoba, bo pierwsza reakcja rynku (trzy tygodnie temu) po przedstawieniu zarysów planu wylała mu z pewnością wiadro zimnej wody na głowę.
W Polsce GPW rozpoczęła piątkową sesję niezwykle spokojnie. WIG20 od tracił rano kosmetycznie – dużo mniej niż inne indeksy europejskie. Już po niecałej godzinie nasze indeksy też zabarwiły się na zielono. Rynek na północ prowadziła KGHM (wzrost ceny miedzi bardzo pomaga tej spółce), ale przede wszystkim była to akcja zainicjowana na rynku terminowym. Nawet przedpołudniowe pogłębienie spadków na giełdach europejskich niespecjalnie szkodziło naszemu rynkowi. WIG20 po prostu wrócił do poziomu czwartkowego zamknięcia. Jak tylko na innych giełdach nastroje się poprawiły to oczywiście i u nas indeksy zabarwiły się znowu na zielono – WIG20 szybko posuwał się na północ. Zagadką był jeszcze fixing, ale on też był „byczy” – podniósł WIG20 o 13 pkt. Dzięki temu indeks pokonał 1.500 pkt., ale według mnie dużo bardziej istotny jest poziom 1.537 pkt. (szczyt z 13.03).
Dzisiaj teoretycznie powinniśmy rozpocząć sesję od spadku indeksów (skutek korekty w USA), ale zakładam, że oczekiwania na szczegóły planu Geithnera będzie podnosiło indeksy w Europie, a to powinno podnieść je i u nas. Trzeba pamiętać, że w dowolnym momencie mogą się pojawić krytyczne opinie na temat tego planu, a to natychmiast zmieniłoby kierunek indeksów. To jednak tylko ostrzeżenie, bo jeśli plan się spodoba (co jest bardziej prawdopodobne) to będziemy mieli duże wzrosty.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi