Jest ratunek dla Grecji!

Drastyczne cięcia budżetowe w Grecji grożą nie tylko długotrwałą stagnacją gospodarczą, ale też dalszym ciągiem społecznych rozruchów, które mogą zaprowadzić kraj na skraj anarchii. A przecież jest kilka koncepcji, które mogą przynieść rozwiązanie. Chociażby obietnica honorowania greckiego długu przez EBC i państwa członkowskie w połączeniu z odnawialną pożyczką na spłatę długu, akceptacja Greków dla rozsądnych planów konsolidacji budżetu albo pożyczki finansowane z wspólnych dla strefy euro obligacji - pisze Michał Sutowski w Wirtualnej Polsce.

Pokojowe manifestacje w Grecji zamieniły się w regularne zamieszki i bitwę z policją
Źródło zdjęć: © AP | Petros Giannakouris

"Grecy nie pracują tylko protestują" - tego nie napisał niemiecki tabloid (z tych genialnie opisanych przez Heinricha Boella), ale jak najbardziej poważny portal polskiej opiniotwórczej telewizji informacyjnej.

Grecki kryzys ma w naszych mediach zasłoniętą twarz - młodego anarchisty, starszego związkowca, zadymiarza z kamieniem w ręku i chustą, która bronić go ma przed policyjnymi kamerami i gazem łzawiącym. Noże i butelki, ranni policjanci, aresztowani demonstranci i płonące kontenery na śmieci - kolejny odcinek serialu spod Akropolu to rzekome starcie "rozsądku" i "obiektywnej konieczności" (po stronie UE, MFW i ostatnio greckiego rządu) z falą agresji, uporu i niezrozumienia (po stronie jakichś 80% obywateli tego kraju).

Dla ostrych cięć i unijnej pożyczki nie ma alternatywy - zdają się sądzić komentatorzy i eksperci od prawa do (centro)lewa, szczerzy i cyniczni, w dobrej czy złej wierze. No chyba, że komuś zależy na upadku Europy (prawica konserwatywna, wroga "socjalistycznej” UE), względnie marzy o upadku paru banków i wywózce na taczce bankierów, nie bacząc na koszty (utopijna, idealistyczna lewica, co roi sobie Nowy Wspaniały Świat na gruzach kapitalizmu). Wokół kwestii pomocy dla Grecji panuje u nas dość szeroki konsensus: albo się "skonsolidują", albo będzie katastrofa ("Grecja musi oszczędzać albo upaść", głosi "Gazeta Wyborcza"). I jak to zwykle u nas bywa, powszechna niemal zgoda w kwestiach ekonomicznych w niewielkim stopniu zgadza się z rzeczywistością.

Istnieją bowiem dość przekonujące argumenty, że przy obecnych rozwiązaniach katastrofa i tak nastąpi, tylko parę miesięcy i miliardów euro później. Transza pożyczki, uwarunkowanej cięciami, odsuwa jedynie groźbę bankructwa w czasie, ale nie ma wielkich szans posłużyć wyjściu Grecji ze spirali długów. Dla ich spłaty potrzebny byłby - w dłuższym okresie - szybki wzrost gospodarczy, rozsądna redukcja deficytu budżetowego, a przede wszystkim spadek oprocentowania greckich obligacji. Wszystko naraz! I wszystko na dłużej, a nie przez chwilę.

Drastyczne (bo 28 miliardów euro do 2015 roku z rozsądkiem nie ma nic wspólnego) cięcia grożą nie tylko długotrwałą stagnacją, ale i społecznymi rozruchami, które mogą zaprowadzić państwo na krawędź anarchii. A to z kolei - w połączeniu z niepewnym i doraźnym charakterem pomocy UE - sprzyja... podwyższeniu kosztów obsługi długu. Bo nic tak nie podraża obsługi długu publicznego, jak niepewność i wisząca wciąż nad krajem groźba niewypłacalności. Niepewny i drogi (6%!) bailout, uwarunkowany ogromnymi cięciami grozi zatem "błędnym kołem" - żadna nadwyżka budżetowa Grecji nie pomoże, jeśli oprocentowanie greckich papierów będzie rosnąć.

Ktoś ma jakiś pomysł? Poza powtarzaniem, że nie tylko Grecy są winni - bo spiralę zadłużenia stosunkowo mniejszymi środkami mogli przerwać Niemcy już w styczniu 2010, a EBC mógł jej nie przyspieszać dwa miesiące później, gdy zagroził, że przestanie uznawać greckie obligacje? I coś poza przypominaniem, że grecki dług to nie tylko efekt korupcji, partiokracji czy nieróbstwa, ale i efekt skumulowanych czynników: kryzysu finansowego, ataków spekulacyjnych na słabsze kraje, wreszcie - braku mechanizmów interwencji na poziomie całej strefy euro?

Owszem, kilka koncepcji się pojawiło. Dotyczą nie tylko ratowania Grecji, ale także przebudowy całej architektury Eurolandu. Nie wszystkie są spójne - ale wskazują, że "jest alternatywa”, która nie oznacza przywracania drachmy ani rozpadu strefy euro. Obietnica honorowania greckiego długu przez EBC i państwa członkowskie - zmniejszając inwestycyjne ryzyko - mogłaby radykalnie obniżyć jego oprocentowanie; w połączeniu z odnawialną pożyczką na spłatę długu, na koszt "typowych” w strefie euro 3% zamiast obecnych "karnych" 6%, dałoby to szansę na długoterminową stabilizację i spłatę zadłużenia w ciągu kilkunastu lat.

Także akceptacja Greków dla rozsądnych planów konsolidacji budżetu byłaby bardziej prawdopodobna, niż przy przystawionym do głowy pistolecie "niewypłacalności". W artykułach różnych ekonomistów pojawiają się inne propozycje: pożyczki finansowane z wspólnych dla strefy euro obligacji, ale także restrukturyzacje długu i obciążenie częścią kosztów podmiotów prywatnych, z bankami-wierzycielami na czele.

Najważniejszy spór dotyczy jednak tego, czy europejska unia walutowa w ogóle przetrwa bez unii fiskalnej. W praktyce oznaczałaby ona solidarną odpowiedzialność EBC i państw członkowskich za długi innych państw. Korzyści ekonomiczne są oczywiste - wzmocnienie wszystkich państw wobec rynków finansowych w razie kryzysu, szansa na tanie i bezpieczne pożyczki, wreszcie realne instrumenty koordynacji polityki gospodarczej Eurolandu. Wstępnym krokiem do unii fiskalnej mogą być właśnie euroobligacje - ale także proponowane w przypadku Grecji zbiorowe gwarancje.

Problem tkwi w polityce - kiedy już się opinia publiczna dowiedziała, że kryzys to zasługa greckiego nieróbstwa i rozrzutności, nikt (a już zwłaszcza Niemcy) nie ma ochoty na żadną "solidarność", bo przecież "nie będziemy dopłacać do ich urlopów, rent i zwolnień lekarskich". I choćby z tego powodu na rozdwojenie jaźni cierpi Angela Merkel, która z jednej strony forsuje wspólny unijny parasol ratunkowy, łamie po cichu żelazną zasadę "no bailout" i desperacko przeciera szlak ku europejskiej unii fiskalnej - z drugiej zaś opóźnia pomoc dla Grecji, warunkując ją horrendalnym "pakietem konsolidacyjnym".

Jak napisał jeden z niemieckich analityków, w unii walutowej dotychczas było tak, że szczytna zasada "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" kończyła się w momencie, gdy przychodziło do płacenia. Wygląda na to, że muszkieterowie muszą wreszcie sięgnąć po portfele - we własnym, dobrze pojętym interesie.

Michał Sutowski specjalnie dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

Ceny opału. Oto ile kosztuje metr drewna
Ceny opału. Oto ile kosztuje metr drewna
Ceny papryki w połowie września. W hurcie i detalu
Ceny papryki w połowie września. W hurcie i detalu
Wciąż nowa funkcja mObywatela. Oto jak dodać dokument
Wciąż nowa funkcja mObywatela. Oto jak dodać dokument
Upadek historycznej mleczarni. Cała załoga zwolniona
Upadek historycznej mleczarni. Cała załoga zwolniona
Ruszają testy polskich wojskowych dronów. Na styku Mazur i Podlasia
Ruszają testy polskich wojskowych dronów. Na styku Mazur i Podlasia
Emerytura dla rolnika. Tyle wynosi dla osób z 25‑letnim stażem
Emerytura dla rolnika. Tyle wynosi dla osób z 25‑letnim stażem
Nie dostałeś czternastki? Mamy dla ciebie harmonogram
Nie dostałeś czternastki? Mamy dla ciebie harmonogram
Zwolnienia u giganta. O tyle zmniejszył zatrudnienie w pięć lat
Zwolnienia u giganta. O tyle zmniejszył zatrudnienie w pięć lat
Nawet 4 tys. zł tygodniowo. Za tyle saksy nadal się opłacają
Nawet 4 tys. zł tygodniowo. Za tyle saksy nadal się opłacają
Duże miasto wprowadza kaucje. Nie chce tracić milionów na remonty
Duże miasto wprowadza kaucje. Nie chce tracić milionów na remonty
Znana Polakom sieć buduje sklepy na czas wojny. Będą w całej Danii
Znana Polakom sieć buduje sklepy na czas wojny. Będą w całej Danii
Prawo jazdy dla 17-latków. Tak oceniają ten pomysł instruktorzy
Prawo jazdy dla 17-latków. Tak oceniają ten pomysł instruktorzy