Nadmiar pracy = gorszy seks

Pracoholizm zabija pożądanie. Ale wystarczy krótki urlop, żeby hormony znów zaczęły rozrabiać. Urlopowa beztroska obudzi w tobie demony seksu.

Nadmiar pracy = gorszy seks

29.10.2009 | aktual.: 29.10.2009 15:31

Pamiętacie Klarę i Nika – parę zblazowanych japiszonów ze sztuki teatralnej „Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę”? Ich siłą napędową jest głód sukcesu, kariery, pieniądza. Zatracają się w wykańczającej pracy na granicy narkotycznego transu. Mają problemy z okazywaniem emocji. Nie umieją z sobą rozmawiać. Całą intymność sprowadzają do dwóch i pół minuty seksu dziennie z udawanym orgazmem.

Choć bohaterowie przedstawienia są godni pożałowania, to i tak wielu z nas ma im czego pozazdrościć. Bo jednak z łóżkowy uciech zupełnie nie zrezygnowali. Co innego taki Jan, młody kierownik działu sprzedaży z Warszawy. Dawniej nie przepuścił żadnej lasce, dzisiaj od seksu woli mecze piłki nożnej w telewizji. Atrakcyjny, inteligentny, z własnym mieszkaniem. Podczas majowej „integracji” w Jastarni recepcjonistka Kaśka, panna jakby wycięta z „Playboya”, chciała mu wskoczyć do łóżka. Ale Jasiu grzecznie wyprosił gorące dziewczę z pokoju. Bo cechuje go chłód emocjonalny i permanentna oziębłość płciowa – jak to zwykł określać.

- Ostatnio gdzieś przeczytałem, że 85 proc. mężczyzn w wieku 20-30 lat myśli o seksie średnio co 52 sekundy. Widocznie należę do pozostałych 15 proc. facetów. Tych o bardziej wyrafinowanych pragnieniach. Żyję jak mnich, chociaż nie ślubowałem czystości i celibatu – żartuje z siebie menedżer.

Ale ten śmiech jest tylko na pokaz. Ostatnio Jan zdecydował się na wizytę u seksuologa. Spodziewał się, że specjalista przepisze mu viagrę. Na kłopoty z erekcją. Tymczasem zalecił odpoczynek, sen i większy dystans do spraw zawodowych.

- Muszę w końcu wyluzować. Co będzie trudne, zważywszy że prezes rozlicza nas regularnie z wyników. Nieefektywni lecą na bruk – mówi zasmucony Jan.

Bez skrępowania i pruderii

Jakiś czas temu ochotę na „te sprawy” straciła także Agnieszka z Gdyni, energiczna biznesmenka po czterdziestce. Seks traktowała jako przykry obowiązek. Kładła się, zamykała oczy i czekała na finał. - Zero wrażeń zmysłowych. Gdy mąż wczuwał się w rolę, ja myślałam o tym, jak zarobić na pensje pracowników albo co w najbliższym odcinku przydarzy się doktorowi Lubiczowi z „Klanu” – przyznaje przedsiębiorcza kobieta.

Ale odzyskała dawny miłosny zapał, z którego wręcz słynęła w studenckich czasach (jako rockendrolowa dziewczyna nigdy nie znosiła pruderii). Dwa pierwsze tygodnie czerwca spędziła w Kazimierzu nad Wisłą. Nieodbieranie służbowych telefonów zrobiło swoje.

- Szwagier na moment przejął ster firmy. Więc po prostu mogłam odpoczywać. Cieszyć się drobnymi przyjemnościami i podziwiać zachody słońca. A potem niespodziewanie przyszło pożądanie. Szał ciał. Bezwstyd, na który już dawno sobie nie pozwalałam. Puściły wszystkie hamulce. Dogadzałam sobie za wszystkie czasy – wspomina Agnieszka. Najbardziej zdziwiony tym dogadzaniem był jej małżonek Jerzy.

- Pewnego wieczora, po długim romantycznym spacerze rzuciła się na mnie i zerwała ubranie. Uszczypnąłem się w rękę, by sprawdzić, czy to dzieje się naprawdę. Przecież już przywykłem do tego, że Agniechę zawsze boli głowa – opowiada mężczyzna.

- Jurek przez długi czas musiał swoje potrzeby seksualne zaspokajać w samotności. Aby się podniecić, oglądał pisma i filmy pornograficzne. Zdarzył mu się też mały skok w bok. Ale to już przeszłość – mówi zadowolona ze swojej seksualnej metamorfozy bizneswoman z Trójmiasta.

Dodaje, że parę dni laby i szczypta perwersji uratują każdy związek. I jak tu nie wierzyć słowom znanej piosenki: „Kiedy żar się budzi, nic go nie ostudzi, zwłaszcza w tak gorące dni...”?

Urlopowy afrodyzjak

Nie tylko dla Agnieszki najlepszym sposobem na renesans pożądania jest wypoczynek. Jeśli w domu pan z panią zwykle robi to raz w tygodniu, to na urlopie prawie codziennie – informują uczeni z Wydziału Zarządzania Turystyką Uniwersytetu Ben Guriona w Izraelu. Badali oni, w jaki sposób letnie wojaże wpływają na satysfakcję erotyczną kobiet. Wszystkie panie przyznały, że bez wyuzdanego seksu z kolorowymi orgazmami nie ma udanego wyjazdu.

A jak jest w Polsce? Na 150 stosunków, które statystyczny Kowalski odbywa w ciągu roku, ponad jedna trzecia przypada na okres urlopowy. Seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz, komentując te dane, stwierdza, że urlopowy afrodyzjak powinien być zalecany częściej niż pigułki na potencję. Jak zauważa, to, co pacjenci nazywają oziębłością, nierzadko jest zwykłym zmęczeniem, stresem i frustracją. Czyli? Wynikiem pracoholizmu.

Ale czy po urlopowej rozpuście zechce się nam w ogóle wrócić do roboty? - Po radosnym seksie rośnie apetyt na nowe wyzwania, kolejne projekty, na wszystko – odpowiada Agnieszka. - Zanim odkryłam na nowo, ile przyjemności daje gorące łóżko, praca była moją obsesją, teraz jest pasją. Libido to życiowy power.

Kłania się Freud, który powiedział, że oznaką zdrowia psychicznego jest to, że człowiek umie pracować i kochać. Jeśli ograniczy się tylko do jednej z tych sfer, jest chory, biedny i nieszczęśliwy. Dopiero ich połączenie, niczym pewien napój energetyzujący, dodaje nam skrzydeł.

Edward Jabłoński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (35)