Nerwowe wypatrywanie ożywienia
Większość prognoz zakładała, że polska gospodarka ożywi się w drugiej połowie roku. Na nich opierały się rekomendacje i strategie inwestorów giełdowych. Wraz z początkiem drugiego półrocza, wszyscy coraz bardziej nerwowo wypatrują oznak poprawy. Na razie niewiele ich widać.
10.07.2013 | aktual.: 10.07.2013 12:12
Skala spowolnienia polskiej gospodarki, z którym mamy do czynienia od początku 2012 r., należy do największych w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Osiągnięte w pierwszym kwartale tempo wzrostu PKB, sięgnęło 0,5 proc. Równie niskie było jedynie w pierwszym kwartale 2009 r. i czwartym kwartale 2001 r., a więc w apogeum dwóch największych kryzysów obecnego stulecia. W przypadku danych w ujęciu rocznym, sytuacja będzie prawdopodobnie wyglądać jeszcze gorzej. Niższe niż sięgające w ubiegłym roku 1,9 proc. tempo wzrostu gospodarczego notowano jedynie w latach 2001, 2002 i 2009. Jest spore ryzyko, że w tym roku będzie ono należało do najniższych od czasów transformacji. O ile po załamaniu tempa wzrostu PKB do 1,2 proc. w 2001 r., następny rok przyniósł jego niewielką poprawę do 1,4 proc., to w obecnym cyklu będziemy mieć najpewniej do czynienia z sekwencją dwóch lat z rzędu pogarszania koniunktury. Na poprawę możemy liczyć dopiero w 2014 r. Wskazuje na to większość prognoz najbardziej renomowanych ośrodków
analitycznych, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Większość z nich plasuje tempo wzrostu gospodarczego naszego kraju w 2013 r. w okolicach 1-1,5 proc.
Szans na bardziej dynamiczne ożywienie nie daje sytuacja w globalnej gospodarce. Niekorzystne są także prognozy zarówno na bieżący, jak i następny rok, wciąż korygowane w dół. W pierwszym kwartale wzrost PKB w najlepiej radzących sobie z wychodzeniem z kryzysu Stanach Zjednoczonych wyniósł 1,8 proc. Koniunktura w Chinach wyraźnie słabnie, a dodatkowo pojawiają się tam poważne zagrożenia, związane z załamaniem na rynku finansowym. Strefa euro od pięciu kwartałów znajduje się w recesji, a jej skala ciągle się powiększa. W pierwszych trzech miesiącach jej PKB zmniejszył się o 1,1 proc. Wyraźnej zadyszki dostała niemiecka lokomotywa, której koniunktura jest tak istotna dla naszej gospodarki. Najnowsze dane nie wskazują na rychłą poprawę, co rzutować będzie w znacznym stopniu na naszą sytuację. W pierwszym kwartale niemiecka gospodarka skurczyła się o 0,2 proc. (bez uwzględnienia czynników sezonowych spadek PKB wyniósł 1,4 proc.). Majowy spadek eksportu Niemiec o 2,4 proc., zmniejszenie zamówień tamtejszego
przemysłu o 2 proc., osłabienie wskaźnika aktywności w przemyśle i spadek produkcji przemysłowej o 1 proc. (bez uwzględnienia czynników sezonowych spadek o 3,4 proc.) to złe rokowania dla naszej wymiany handlowej.
W tej sytuacji trudno być optymistą, choć na naszym podwórku zaczęły pojawiać się pierwsze jaskółki, zwiastujące możliwość poprawy. Największe powody do zadowolenia dał ostatnio wskaźnik aktywności polskiego przemysłu. W czerwcu PMI wzrósł do 49,3 punktu, czyli poziomu najwyższego od lipca 2012 r. Zwiększa on wartość od dziewięciu miesięcy (wyłom w tej tendencji stanowił jedynie kwietniowy spadek do 46,9 punktu), co wskazuje na trwałość trendu. Znajduje się on też coraz bliżej bariery 50 punktów, powyżej której zaczyna się faza ożywienia. Choć PMI jest wskaźnikiem dobrze prognozującym przyszłą sytuację w przemyśle i całej gospodarce, to jednak inwestorzy najchętniej widzieliby poprawę w postaci twardych danych. W tym zakresie na razie nie jest zbyt dobrze. Można wnioskować, że większość z nich osiągnęła już swoje najniższe wartości i można oczekiwać ich poprawy w najbliższych miesiącach.
Produkcja przemysłowa dołek w tym cyklu koniunktury osiągnęła prawdopodobnie w lutym, 2013 r., spadając o 9,6 proc. Nie licząc pokryzysowego załamania o 15,3 proc. w styczniu 2009 r., był to wynik najgorszy od prawie dwudziestu lat. Kwietniowa zwyżka o 2,8 proc. okazała się nietrwała, w maju produkcja zaliczyła jeszcze spadek o 1,8 proc., ale kolejne miesiące dają nadzieję na powolną poprawę. Pod znakiem zapytania stawia ją jednak silny majowy spadek zamówień w przemyśle, sięgający aż 12,6 proc. Ten wskaźnik ma jednak to do siebie, że ostatnio co dwa-trzy miesiące następuje jego silne załamanie, po czym wraca do normy, więc prawdopodobnie tak będzie i tym razem. Niewielką poprawę w tym zakresie sygnalizował właśnie czerwcowy PMI. Nie przełożyła się ona jeszcze wyraźnie na wzrost produkcji. W kategorii zamówień zwiększyły się te zza granicy. Jednak dane z Niemiec wyraźnie chłodzą nadmierny optymizm na ich dynamiczną zwyżkę w najbliższej przyszłości. Mimo to, właśnie w eksporcie upatrywać można głównego
czynnika, napędzającego wzrost polskiej gospodarki.
Po bardzo słabej sytuacji z ubiegłego roku, poprawę wyraźnie widać w dynamice obrotów handlu detalicznego. Nie jest ona imponująca, ale od początku roku każdy miesiąc przynosił jej niewielki wzrost, co można uznać za przełamanie niekorzystnego trendu. Potwierdza to także, choć w nieco mniejszym stopniu, dynamika sprzedaży detalicznej. Poprawę tendencji wykazują też wskaźniki ufności konsumenckiej, choć nadal pozostają głęboko na minusie. Odbudowie konsumpcji indywidualnej powinna sprzyjać w najbliższych miesiącach sezonowa poprawa sytuacji na rynku pracy. Liczba zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw w maju co prawda jeszcze kontynuowała rozpoczętą jesienią ubiegłego roku tendencję spadkową, jednak stopa bezrobocia obniża się już trzeci miesiąc z rzędu. Ten sezonowy efekt utrzymuje się zwykle do lipca-sierpnia. Prawdziwym testem sytuacji na rynku pracy będzie więc dopiero jesień i koniec roku.
Choć w ostatnim czasie inwestorzy największą wagę przykładają do tego, co dzieje się w polityce pieniężnej, to jednak wkrótce mogą się zacząć baczniej przyglądać gospodarce. Jeśli będą rozczarowani opóźniającą się poprawą sytuacji lub niezadowalającą jej skalą, może to być widoczne w giełdowych notowaniach.
Roman Przasnyski, Open Finance