Trwa ładowanie...
d1jqv1w
03-07-2007 10:36

Piekło na saksach

Mordercza praca od świtu do zmierzchu, łóżko w ruderze, zamiast toalety - wiadro. Do tego niewybredne wyzwiska pracodawcy pod adresem podwładnych. Tak swoją prace w niemieckiej wsi
Gainstorf, opisuje kilku 19-latków z Pomorza, którzy postanowili dorobić w wakacje.

d1jqv1w
d1jqv1w

Mordercza praca od świtu do zmierzchu, łóżko w ruderze, zamiast toalety - wiadro. Do tego niewybredne wyzwiska pracodawcy pod adresem podwładnych. Tak swoją prace w niemieckiej wsi Gainstorf, opisuje kilku 19-latków z Pomorza, którzy postanowili dorobić w wakacje.

Polacy dowiedzieli się o "dobrej pracy, za godziwe pieniądze" od matki jednej z koleżanek - pisze "Fakt". Praca miała być legalna, mieli otrzymywać 5 euro za godzinę, gwarantowano dobre warunki mieszkania i pokoje z prysznicem. - Długo się nie zastanawialiśmy, bo każdemu przyda się jakiś grosz - opowiada Mateusz Adamczewski. - Już po kilku dniach byli w drodze do wsi niedaleko Monachium.
To co zobaczyli na miejscu zszokowało chłopaków.
- Zamiast w pokoju z prysznicem, zakwaterowano nas w rozlatującej się budzie. Tuż koło wielkiego zbiornika na gnojówkę. Nie było łazienek, tylko jakiś stary kubeł - opowiada Mateusz. Nie tylko warunki mieszkaniowe były skandaliczne. Jak twierdzą Polacy, praca, która mieli wykonywać sprzeczna była z wszelkimi zasadami bezpieczeństwa.

- Nasza praca polegała na zbieraniu ogórków. Ale w jakich warunkach! Ciągnik rolniczy z dwoma skrzydłami, a na nich poziomo, głową w dół, leżeli ludzie i zbierali ogórki od 6 do 21 - opowiada "Faktowi" Mateusz. Mało tego! Właściciel i jego robotnicy chodzili po polu i cały czas krzyczeli na Polaków: polskie lenie, darmozjady! Przerwa trwała dokładnie cztery minuty i była odliczana od pensji.

- Gdy poprosiliśmy o wodę do picia, okazało się, że i za nią musimy płacić z własnej kieszeni - dodaje Paweł Berezowski. Po kilku dniach takiej harówki okazało się, że do opłat za spanie, picie i mycie będą doliczane także opłaty za upuszczone podczas zbioru ogórki.
Chłopcy szybko policzyli, że jak tak dalej pójdzie, to okaże się, że zamiast zarobić, będą musieli dopłacić do całego biznesu i postanowili wrócić do Polski. Niestety, okazało się, że z pracy zrezygnować nie mogą.

- Pracodawca powiedział nam, że jeszcze na nic nie zapracowaliśmy i nie odda nam dokumentów - opowiada Adam Kornik.
Szef oddał dokumenty dopiero wtedy, gdy na miejsce przyjechała niemiecka policja wezwana przez polskiego konsula. Wtedy okazało się, że praca był nielegalna, a gospodarz Hans J. już wcześniej miał kłopoty z prawem, bo swych pracowników potrafił okładać kijem. Chłopcy wrócili do domu bez jednego euro w kieszeni, ale szczęśliwi, że w ogóle żyją.

d1jqv1w
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1jqv1w