Prokuratorki pobiły się o kochanka
Gorące uczucia, zawiedziona przyjaźń i wielki skandal
28.06.2013 | aktual.: 28.06.2013 08:57
Gorące uczucia, zawiedziona przyjaźń i wielki skandal – ta afera rozgrzewa do czerwoności cały Słupsk. Otóż pobiły się tam dwie prokuratorki. Wszystko na oczach około 50 osób, w tym dzieci. A poszło o przystojnego dentystę...
Robert S. to znany w mieście stomatolog. Cieszy się dobrą renomą, dobrze zarabia. Jak mówią jego znajomi, pierwszą żonę zostawił dla Anity S. (41 l.), wtedy młodej prawniczki, jeszcze przed aplikacją. – Przywiózł ją chyba z Białegostoku, robił tam specjalizację z chirurgii. Byli zakochani i nierozłączni – mówi nam jedna z osób znających państwa S. Anita S. została prokuratorką, sześć lat temu urodziła syna. W pracy poznała Beatę M. (43 l.).
*Polecamy: * Skandaliczne zachowanie strażniczki ukarane
– Były dobrymi koleżankami, można powiedzieć, że przyjaciółkami – mówi jeden ze słupskich prawników. Wszystko zaczęło się psuć kilka lat temu. Anita S. coraz częściej kłóciła się z mężem, sąsiedzi twierdzą, że między małżonkami dochodziło do karczemnych awantur. Padały obustronne oskarżenia o zdradę, toczył się ostry spór o majątek. W końcu Robert S. zaczął spotykać się z Beatą M., a jego małżeństwo z Anitą S. się rozpadło, sprawa rozwodowa wciąż trwa.
Ze zrozumiałych względów małżonkowie bynajmniej nie żyli w zgodzie. Apogeum konfliktu nastąpiło 15 czerwca. Wtedy to syn państwa S. wracał ze szkolnej wycieczki. By odebrać dziecko, pod szkołą zjawiła się jego matka, a także ojciec z nową partnerką. Podobno Robert S. najechał autem na nogę byłej żony. Ta zaczęła krzyczeć. Z samochodu wysiadła Beata M. i zaczęła się regularna bitwa. Posypały się razy, kopniaki, wyzwiska. Wszystko na oczach przerażonych uczniów i kadry nauczycielskiej.
Anita S. trafiła do szpitala ze złamanym obojczykiem i podejrzeniem wstrząśnięcia mózgu. Zawiadomiła prokuraturę o przestępstwie. To samo zrobiła Beata M.! Obie panie uważają się za pokrzywdzone. – Śledczy ustalą, która z wersji jest prawdziwa – mówi Mariusz Marciniak z Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. Żadna z pań nie chciała z nami rozmawiać.
MA