Przypływ optymizmu
Poniedziałek był dniem ogromnego optymizmu. Indeksy rosły na całym świecie, a szczególnie pozytywnie wyróżniała się nasza giełda.
21.07.2009 11:37
Warszawski parkiet, a szczególnie złoty był trochę na uboczu ostatnich zwyżek, więc wydaje się, że inwestorzy zagraniczni przypomnieli sobie o nadwiślańskim rynku.
To bardzo ciekawe zachowanie, gdyż oznacza proces poszukiwania ostatnich niedowartościowanych aktywów, a złoty z pewnością do nich należy. Trudno jest jednocześnie twierdzić, że dotychczasowi prymusi zostają w tyle, skoro giełda w Chinach wciąż rośnie jak na drożdżach i swoją kapitalizacją przewyższa już parkiet tokijski. Wczorajsze wzrosty tyczyły się tak na prawdę wszelkich aktywów, a jednoznacznych powodów trudno jest doszukiwać. Ważnych danych makroekonomicznych w kalendarium brakowało, podobnie jak nie było publikacji raportów kluczowych amerykańskich spółek.
Nasz parkiet pod wpływem azjatyckiego optymizmu już na samym otwarciu silnie rósł, a w ciągu dnia wyraźnie zwyżkę zwiększał. Był to stabilny i jednostajny ruch na północ, który pieczętuje miażdżącą przewagę byków. Kolejne opory pękały z łatwością, a pod sam koniec naruszona została nawet psychologiczna bariera 2000 punktów. Radość była tak duża, że stosunkowo niepewne zachowanie Wall Street, krótko po jej otwarciu nie doprowadziło do żadnych zmian i indeks swoje notowania zakończył ponad 5 proc. powyżej piątkowego zamknięcia.
Małe i średnie spółki pozostawały w tyle, co przy znacznym popycie na naszą walutę świadczy o silnej aktywności kapitału zagranicznego. Rosły również regionalne parkiety, a korona czeska jak również forint węgierski umacniały się. Prymusem jednak pozostawała Warszawa, która zdołała prześcignął nawet moskiewski parkiet, co uznać można za ogromny sukces, bowiem Rosjanom bardzo pomagała zwyżka cen surowców. Szczególnie silna była ropa, czyli główny towar eksportowy naszego wschodniego sąsiada.
Na fali dobrego optymizmu umacniał się dolar, który próbuje wybić się z wielotygodniowej konsolidacji. Silnego ruchu jednak nie było, podobnie zresztą jak indeksy amerykańskie nie zanotowały euforycznych wzrostów. Co prawda publikacja indeksu wskaźników wyprzedzających rosnąc bardziej od prognoz pomagała bykom, ale nie jest to wskaźnik o znaczącym wpływie na rynki. Zresztą jego wzrost był głównie spowodowany wystromieniem krzywej rentowności, co oznaczając wzrost rynkowych stóp procentowych zbyt dobrą widomością dla gospodarki realnej nie jest. Przy braku innych danych ekscytowano się jednak już trzecim z kolei wzrostem, czego nie notowano od 2004 roku.
Pomagał również Goldman Sachs, który podniósł swoje końcowo-roczne prognozy dla S&P 500 z 940 punktów na 1060. Bank oczekuje w drugiej połowie roku najsilniejszej zwyżki od 1982 roku. Sam indeks wczoraj wzrósł jednak umiarkowanie. Co prawda przebił ważne techniczny opór na poziomie 944 punktów, ale zrobił to z zadziwiającym spokojem i brakiem radości. Dziwić to może, gdyż na początku czerwca owa bariera niczym mur zapobiegała dalszym wzrostom, teraz przebijając ją z marszu nikt jak gdyby się nie cieszył…
Jeżeli sygnał kupna ulegnie za oceanem potwierdzeniu to będzie można wysunąć wniosek iż mamy do czynienia z kolejną falą wzrostową, która indeksy może unieść bardzo wysoko. "Summer rally" w rytm płynności dostarczanej przez banki centralne może, ale nie musi oznaczać nowej hossy. Zbyt duży optymizm inwestorów każe wręcz zachować dystans co do świetlanych perspektyw.
Łukasz Bugaj
analityk
Xelion. Doradcy Finansowi