Ślimaczy biznes
Alfred Giza, rolnik z Ligoty Turawskiej, kupił w kwietniu od dystrybutora pół miliona ślimaczków po groszu
za sztukę. Pod koniec września sprzedał 4,5 tony dorosłych
ślimaków po 5 złotych za kilogram (40-50 sztuk na kilogram). To
jest bardzo dobry biznes, ale musiałbym ich mieć ze trzy razy
tyle, żeby z tego dobrze żyć - powiedział Giza "Dziennikowi
Zachodniemu".
06.10.2005 | aktual.: 06.10.2005 07:23
Gdy mowa o ślimakach na eksport do Francji, zwykle myślimy o naszych rodzimych winniczkach. Tymczasem chodzi o specjalny gatunek ślimaka hodowlanego. _ Helix aspersa maxima, po naszemu: szary duży _- mówi Giza. _ Winniczki rosną przez trzy sezony, ten dojrzewa przez kilka miesięcy, między kwietniem a październikiem. _
Giza po raz pierwszy zabrał się za hodowlę ślimaków kilka lat temu, ale zrezygnował, bo francuski kontrahent nie dotrzymał warunków umowy. Wrócił do tego pomysłu dwa lata temu, gdy dogadał się z firmą z poznańskiego, która sprzedaje rolnikom małe ślimaki, a potem odkupuje od nich odhodowane.
Hodowca postawił koło domu folię, bo w pierwszym okresie, gdy jeszcze zdarzają się przymrozki, trzeba małe ślimaki (są wielkości główki od szpilki) trzymać pod dachem. Oprócz tego wydzielił 50- arową działkę, którą obsiał trawą i rzepikiem. Ogrodził ją też siatką (uszczelnioną smarem z solą i szarym mydłem), żeby ślimaki nie uciekały mu z pola. A potem ułożył w rzędach palety z desek. W dzień ślimaki kryją się pod deskami, żeby uciec przed palącym słońcem i ptakami (małe ślimaki to podobno wielki przysmak szpaków).
_ Trzeba je tylko podlewać, codziennie po półtorej godziny _- opowiada Giza, który zainstalował na ślimaczym polu specjalny system nawadniający. _ Dostarczam im też paszę. Najpierw, jak są małe, wychodzi po 2 kilo co kilka dni, ale jak podrosną, to paszę trzeba dowozić taczkami. _
Ślimaki żerują głównie wieczorami, wtedy pole wygląda tak, jakby się całe ruszało. Najwięcej roboty jest pod koniec września, gdy setki tysięcy ślimaków trzeba zebrać i popakować w 10-kilogramowe worki, po które przyjeżdża odbiorca.
_ Z pola o tej wielkości mógłbym zebrać nawet do 8 ton, ale w tym roku nie dostałem tylu ślimaków, na ile liczyłem. Obliczyłem sobie, że gdybym miał hodowlę liczącą półtora miliona sztuk, to dałoby się z tego wyżyć _- wylicza Giza.
Ślimaki z Ligoty trafią na stoły smakoszy we Francji, choć mogłyby także wzbogacić jadłospis właścicieli hodowli. Giza przyznaje, że próbował potraw ze ślimaków (podobno ich chude mięso ma wysoką wartość odżywczą), ale póki co nie udało mu się nakłonić żony do podawania ich na obiad. Małżonkę pana Gizy zniechęca nie tyle smak, co konieczność gotowania ślimaków - tak jak robi się w przypadku raków - żywcem. (PAP)