Stoczniowcy protestują w Brukseli
Stoczniowcy protestują w Brukseli. Nie zgadzają się, by przedsiębiorstwo zamknęło pochylnie, jak sugeruje Komisja Europejska.
31.08.2007 | aktual.: 31.08.2007 13:20
Siedzibę Komisji Europejskiej pikietuje około stu stoczniowców z Gdańska. Jak sami mówią, datę protestu wybrali nieprzypadkowo. Dziś bowiem przypada 27 rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych. Stoczniowcy mają ubrane kaski i trzymają flagi polskie i swojego związku - "Solidarności".
Mają nadzieję, że dziś wysłucha ich komisarz ds. konkurencji. Chcą go przekonać, że Stoczni Gdańskiej zamknąć nie można, bo to nie tylko miejsce pracy, ale też symbol walki z komunizmem.
Jednak wczoraj belgijscy policjanci tego nie rozumieli. Dla nich liczył się tylko rozkaz zaprowadzenia w siedzibie Komisji Europejskiej porządku. Stoczniowcy - na widok takiej siły - opuścili budynek. Ale częściowo swoje już osiągnęli. Bo w Parlamencie Europejskim bronią ich nawet komuniści. Doprowadzili oni do debaty, co zrobić ze stocznią.
"Udało nam się rozdać urzędnikom Komisji Europejskiej kilkaset ulotek, ale służby bezpieczeństwa wezwały policję" - mówił wczoraj Karol Guzikiewicz, wiceszef "Solidarności" w gdańskiej stoczni.
Unia domaga się od władz zakładu, by te zamknęły dwie z trzech pochylni, na których buduje się statki. W przeciwnym razie zakład będzie musiał oddać państwowe dotacje.
Stoczniowcy tłumaczą, że zamknięcie dwóch pochylni to śmierć dla fabryki, bo stocznia straci rentowność. Twierdzą, że można zamknąć co najwyżej jedną pochylnię.