Szaleńcy

Kierowca będzie księdzem, prawniczka została podróżniczką, a przedsiębiorca hoduje krowy. Wszyscy rzucili bezpieczne i dobrze płatne prace. Znajomi mówią o nich - szaleńcy.

Szaleńcy

13.02.2008 | aktual.: 13.02.2008 16:08

Kierowca będzie księdzem, prawniczka została podróżniczką, a przedsiębiorca hoduje krowy. Wszyscy rzucili bezpieczne i dobrze płatne prace. Znajomi mówią o nich - szaleńcy. Czy na pewno oszaleli? Może pogardzili nudnym życiem, o jakim wiele osób marzy? Może go niedocenili?

Irek odwrócił swoje życie o 180 stopni. Jest z wykształcenia inżynierem elektonikiem. Już na studiach znalazł pracę i dobrze zarabiał. Otworzył nawet firmę, która specjalizowała się w instalacji kamer w przedsiębiorstwach i skelpach. Ma żonę i dziecko. Nagle postanowił zostać rolnikiem. Sprzedał firmę i przeniósł się na wieś.

Irek Woźniak: Jeśli dla kogoś bycie szczęśliwym jest szaleństwem, to tak ja jestem szalony. Gdy miałem firmę, ciągle byłem zmęczony. Terminy, użeranie się z urzędami, kredyty to wszystko przytłaczało jak głazy. Czułem się zakładnikiem samego siebie. Sprzedałem wszystko i kupiłem niewielkie gospodarstwo pod Elblagiem. Hodujemy kaczki, mamy krowy. Uprawiamy warzywa. Żyjemy powoli. Ta decyzja to był impuls i jej nie żałuję - twierdzi Ireneusz Walisiewski.
Marysia Woźniak, żona Irka, architekt: Gdy Irek mi powiedział o swoim pomyśle, zaśmiałem mu się w nos. Ale potem zaczęłam rozmyślać. Przecież zawsze marzyłam o domu za miastem. Dość dobrze zarabialiśmy, ale jakie pieniądze są warte wiecznego zapracowania, zmęczenia, problemów, życia w kieracie. Teraz cieszymy się małymy rzeczami, obserwujemy jak pada deszcz. Wcześniej nas to nie interesowało.

Janek pracował przez pięć lat jako kierowca tirów. Miał etat w międzynarodowej firmie transportowej. Przewoził towary do Holandii, Niemiec. Nagle odnalazł powołanie duchowne. Właśnie kończy seminarium.

Janek Drozd: To może to nie stało się nagle. Zawsze myślałem o tym, żeby być księdzem. Ale w domu się nie przelewało, szybko musiałem zarabiać. Skończyłem zawodówkę, potem zrobiłem maturę zaocznie. Wiedziałem, że tiry to nie jest to. Może to dziwnie zabrzmi, ale chyba rzeczywiście istnieje coś takiego jak powołanie.

Aneta, urzędniczka ze Szczecina, postanowiła być podróżnikiem. Jeździ po świecie wraz ze swoim chłopakiem, fotografikiem. Jak twierdzi, nie wróci już za biurko.
Aneta Stelmachowska: Gdy szłam na studia prawnicze nie wiedziałam, czego chcę. Kierowałm się radami rodziców. Skończyłm studia z wyróżnieniem, szybko znalazłam pracę. Zaczęłam się źle czuć - każdy dzień taki sam, sterty dokumentów... Czułam, że coś tracę. Rzuciałem pracę, wyjechałam z chłopakiem. Podróżujemy od dwóch lat i to właściwie bez pieniędzy. Podejmujemy drobne prace w miejscach, w których akurat jesteśmy. W Irlandii pracowaliśmy w ogrodnictwie, w Pekinie w gastronomii, we Włoszech handlowaliśmy pamiątkami. Wracamy na kilka dni do Polski i wyruszamy znowu. Czuję, że żyję. Może kiedyś wrócę do zawodu, ale jeszcze nie teraz.

Nie brakuje osób, które niecierpią swojej pracy i życia. Mówią, że muszą pracować, bo zwyczajnie ich nie stać na zwrot w życiu.
- Oczywiście, że takie decyzje są trudne. Boimy się, bo nie wiemy, co nas czeka. Człowiek ze swojej natury boi się niewiedzy i zachwiania poczucia bezpieczeństwa. Unikamy zwrotów w życiu, bo tak jest wygodniej, łatwiej. Im większy zwrot w życiu, tym większe ryzyko. Czasem warto pozowlić sobie na stopniowe, długofalowe zmiany. Zaplanujmy je w czasie. Warto walczyć o szczęście, którym tak naprawdę bardzo rzadko jest kariera i pieniądze - twierdzi Jolanta Głowacka, psycholog społeczny.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)