To był skok po kasę?
W Kolejach Śląskich były duże pieniądze. Nikt nie kontrolował finansów. Prezesi zarabiali krocie, powoływano niepotrzebne spółki i przyjmowano znajomych. Marnowano publiczne pieniądze i nikt tym się nie przejmował.
19.04.2013 06:33
Dwudziestu doradców i pełnomocników, brak kontroli nad wydatkami, 2,5 mln zł na pensje i powoływanie spółek przynoszących straty. Tak wyglądała działalność Kolei Śląskich w ub. roku w ocenie ekspertów Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Koleje powołał były marszałek województwa Adam Matusiewicz (40 l.). Po grudniowym falstarcie marszałek podał się do dymisji, biorąc na siebie odpowiedzialność polityczną za chaos na torach. Twierdził, że zarząd spółki był nieuczciwy i sam o wielu sprawach nie wiedział. Raport ekspertów TOR trafił już do prokuratury okręgowej w Katowicach, która prowadzi śledztwo w sprawie niegospodarności w samorządowej spółce.
Na razie przełomu nie ma i nikomu nie przedstawiono żadnych zarzutów. A Koleje Śląskie czekają teraz cięcia. Według ekspertów TOR najwięcej wydatków pochłaniają pensje. Tylko w lipcu ub. roku na wypłaty dla trzyosobowego zarządu poszło 71,9 tys. zł. Miesiąc później: 73,4 tys. zł. Wynagrodzenia nie odpowiadały efektom. Spółka nie miała planów zakupowych, przepłacała za wynajęcie taboru. Powołano dwie spółki. Jedna z nich przynosi straty. Ma już 328 tys. zł długu wobec ZUS i Urzędu Skarbowego.
Przeczytaj także:
Bytom czekają wyburzenia