“Zielone pędy" nadal widoczne
W piątek kalendarium było zapełnione ważnymi danymi makro i wynikami amerykańskich spółek.
20.07.2009 09:59
Rynki jednak zachowywały spokój, na co przemożny wpływ miała sytuacja techniczna. Po silnych wzrostach z początku ubiegłego tygodnia zdrowo jest się zatrzymać i przemyśleć jaki powinien być następny ruch.
Jeszcze tydzień temu nastroje na rynkach były zgoła odmienne. Większość analityków była przeświadczona o nieuchronności korekty. Tak na prawdę o poważnej korekcie mówi się już od maja, ale rynki zachowują swoją tradycję i nie podążają za głosem większości. W piątek europejskie byki minimalnie zwiększyły wartości indeksów. Na warszawskim parkiecie chęci do wzrostów również nie brakowało, ale techniczny opór na poziomie 1920 punktów okazał się zbyt silny do pokonania. Sytuacja na polskim rynku dość wiernie podąża za działaniami Amerykanów. Za oceanem indeks również stoi bardzo blisko oporu, którym jest szczyt ze stycznia. Trzeba pamiętać, że klasyczna analizach techniczna mówi iż pokonanie tego poziomu oznacza się silnym sygnałem kupna i praktycznie końcem bessy, gdyż złamany zostałby trend coraz niżej położonych szczytów. Nie może więc dziwić neutralne zachowanie inwestorów.
Na froncie danych pierwsze skrzypce grały już tradycyjnie raporty Amerykańskich spółek. Przed sesją na Wall Street poznaliśmy rezultaty 3 kolejnych gigantów. General Electric zwany amerykańską gospodarką w pigułce wynikiem netto zaskoczył pozytywnie, ale przychody okazały się gorsze od prognoz. Podobnie wyglądały raporty IBM i Google publikowane po czwartkowej sesji. Widać więc, że firmy potrafią bić dość konserwatywne oczekiwania rynku jedynie przez silne cięcia kosztów, a to nie może się podobać. Co prawda w dzisiaj opublikowanej ankiecie prawie połowa amerykańskich spółek oczekuje iż przychody dalej już nie będą spadały, ale dopiero przyszłość zweryfikuje te oczekiwania. Pamiętać bowiem trzeba, że aktualnie mamy do czynienia z silnym impulsem związanym z ograniczonymi zapasami, ale gdy on się skończy musi pojawić się popyt konsumentów by dalej wspierać produkcję, a to już takie pewne niestety nie jest.
Spółki finansowe poszły utartym już szlakiem. Citigroup oraz Bank of America oczywiście pobiły prognozy, ale Citi zrobił to w większości dzięki sprzedaży Smith Barney, a prezes drugiego banku nic dobrego o przyszłości nie mógł powiedzieć. Prawie dwucyfrowe bezrobocie przez kanał rezerw zdecydowanie nie zapowiada świetlanej przyszłości. Widać to zresztą wyraźnie i na naszym podwórku, gdzie wyniki BRE pociągnięte w dół zostały dużą rezerwą na kredyty gotówkowe w mBanku.
Dane makro okazały się bardzo dobre. Liczba noworozpoczętych inwestycji budowlanych wyraźnie wzrosła i to za sprawą domów jednorodzinnych, a nie zmiennej wartości budowli wielorodzinnych. Poziom 582 tys. jest najwyższy od listopada zeszłego roku i większy od niezłego majowego wyniku. Liczba wydanych pozwoleń na budowę również zaskoczyła pozytywnie. W Polsce poznaliśmy dynamikę produkcji przemysłowej, która okazała się silniejsza od prognoz. W stosunku do maja zobaczyliśmy wzrost o 6,2 proc., natomiast w relacji rocznej spadek był mniejszy niż zakładano i wyniósł jedynie 4,3 proc.
Dzisiaj obserwujemy kontynuację dobrych zeszłotygodniowych nastrojów. Giełda w Chinach ustanowiła nowy 13-miesięczny szczyt, a WIG20 z impetem przebił granicę 1920 punktów. Zgodnie z obserwowaną od początku marca silną międzyrynkową korelacją, prawie bez spojrzenia na notowania można rzec, że złoty się umacnia w ślad na słabszym dolarem, który z kolei podnosi ceny surowców. Płyniemy więc tą samą rzeką, która wpłynie do morza nowej hossy lub zakończy się silnymi spadkami niczym wodospad. Przekonamy się o tym nieprędko, gdyż dopiero na jesieni zacznie się skrupulatne badanie raportów makro, czy "zielone pędy" już zakiełkowały, czy może uschły nie rosnąc ani o jotę.
Łukasz Bugaj
analityk
Xelion. Doradcy Finansowi