Złota hossa na urlopie

Rok zaczął się dla złota fatalnie. Jego cena spadła o 6 proc. I to w czasie, gdy na większości rynków surowcowych i finansowych dominują silne zwyżki, w rynkowym otoczeniu nie brakuje powodów do niepokoju, a inflacja staje się coraz groźniejsza.

Złota hossa na urlopie
Źródło zdjęć: © AFP | YASSER AL-ZAYYAT

04.02.2011 | aktual.: 04.02.2011 12:58

W pierwszych dniach grudnia 2010 roku notowania złota osiągnęły rekordowo wysoki w historii poziom. Na Świętego Mikołaja na zamknięciu za uncję złota trzeba było płacić 1423 dolary. Dzień później przez moment ten rekord został poprawiony o dolara, jednak sesja zakończyła się spadkiem o prawie 30 dolarów, czyli o 1,6 proc. Od szczytu do dołka, ustanowionego 27 stycznia 2011 roku, zniżka sięgnęła 109 dolarów, czyli 7,7 proc. Od ubiegłorocznego Sylwestra do 3 lutego spadek wyniósł 6,1 proc.

Można by powiedzieć, że zniżka o takiej skali, w porównaniu z trwającym od jesieni 1999 roku, czyli od ponad 11 lat, silnym trendem wzrostowym, w wyniku którego cena złota zwiększyła się o 450 proc., to nic wielkiego. Patrząc z takiej perspektywy, to rzeczywiście mało znaczący incydent. Jednak wielu inwestorów przyjmuje znacznie krótszy horyzont, a z tego punktu widzenia obecna sytuacja wydaje się pod wieloma względami bardzo ciekawa. W skrócie można by ją skwitować stwierdzeniem, że złoto traci wbrew wszelkim zasadom. A to daje do myślenia. Albo jest to sygnał wyczerpywania się długoterminowego trendu, albo chwilowa anomalia. W pierwszym przypadku należałoby oczywiście złota się pozbywać i unikać, w drugim wręcz przeciwnie, korzystać z chwilowej przeceny.

Jednym z głównych argumentów, którego od dawna używali głosiciele hossy na rynku złota, był spodziewany wzrost inflacji. Inflacja miała się pojawić w wyniku utrzymywania luźnej polityki pieniężnej, wspomaganej skupowaniem obligacji, czyli drukowaniem pieniędzy oraz w efekcie mającego się pojawić ożywienia w globalnej gospodarce. Argument ten działał znakomicie w czasie, gdy o inflacji tylko się mówiło, a widać było raczej zagrożenie deflacyjne. Gdy jednak sytuacja się zmieniła, czyli inflacja stała się faktem, złoto zaczęło tanieć. A przecież procesy inflacyjne mają charakter długoterminowy. Skoro więc ceny zaczęły rosnąć a zjawisko to rozlewać się po świecie coraz szerzej, dotykając już nie tylko Chin i Indii, ale zaglądając do Europy, można się spodziewać, że potrwa przynajmniej kilka kwartałów. Banki centralne nie będą skore walczyć z nią podnosząc stopy procentowe, bojąc się zduszenia ledwie odżywającego wzrostu gospodarczego. Inflacja przemawia za wzrostem cen złota bardziej niż poprzednio. Złoto nie
słucha.

Obraz

Równie poważnym odstępstwem od zasad, dominujących na rynku złota jest to, że jego ceny spadają przy jednoczesnym osłabieniu się dolara. Niemal żelazną zasadą jest zaś odwrotna zależność notowań złota i dolara. Gdy dolar się umacnia, złoto tanieje, gdy zaś amerykańska waluta traci na wartości, złoto idzie w górę. Wyjątki od tej reguły zdarzają się dość rzadko. I z takim wyjątkiem mieliśmy do czynienia w ostatnich tygodniach. Trwająca od 5 listopada 2010 roku faza umacniania się amerykańskiej waluty zakończyła się 7 stycznia 2011 roku, kilka dni po tym, gdy ceny złota zaczęły spadać. I od tego czasu do 1 lutego dolar stracił na wartości wobec euro 7 proc. Złoto powinno więc w tym okresie drożeć, a zachowywało się wręcz przeciwnie. Zupełnie nietypowo oba rynku zachowały się też 3 lutego. W dniu, w którym nerwowo oczekiwano na komunikat po posiedzeniu Europejskiego Banku Centralnego, dolar gwałtownie się umocnił. Większość surowców, z miedzią i ropą naftową na czele, zareagowała spadkiem notowań.

Złoto jednak drożało i to aż o 1,5 proc. Nerwowość inwestorów wiązała się z tym, co szef EBC Jean Claude Trichet powie na temat inflacji i czy zasygnalizuje gotowość przeciwstawienia się jej za pomocą zmiany w polityce pieniężnej, czyli poprzez zapowiedź podwyżek stóp procentowych. Gdy zasygnalizował, że nie widzi potrzeby podnoszenia stóp, dolar natychmiast zdrożał wobec euro. Szef EBC argumentował przy tym, że inflacja ma charakter krótkotrwały. Dostarczył tym samym dodatkowego impulsu, który – poza umacniającym się dolarem – powinien sprzyjać spadkowi notowań złota. Ale złoto wbrew zasadom drożało.

Trzecim czynnikiem przemawiającym za wzrostem cen złota jest niepewność na rynkach finansowych. A tej w ostatnich miesiącach i tygodniach było pod dostatkiem. Koniec ubiegłego i początek obecnego roku to potężne obawy związane z kłopotami finansowymi Hiszpanii i Portugalii, a co za tym idzie całej Unii Europejskiej. Gdy tylko o tym zagrożeniu na chwilę zapomniano, gorąco zrobiło się w Tunezji i kilka dni później wybuchły społeczne protesty w Egipcie. To idealne warunki do wzrostu notowań złota. Ale notowania kruszcu nie tylko nie rosły, ale spadały. Skoczyły o 1,7 proc. w feralny piątek, 28 stycznia, gdy rynki nerwowo zareagowały na wieści z Egiptu. Ale dzień wcześniej cena złota spadła o 2,3 proc., więc równie dobrze piątkową zwyżkę można by złożyć na karb odreagowania wcześniejszego spadku. W każdym razie inwestorzy byli wystarczająco zaniepokojeni, by niemal panicznie pozbywać się akcji, ale nie aż tak, by kupować złoto. Kolejny paradoks.

Warto też zauważyć, że złoto zachowywało się w ciągu ostatnich kilku tygodni zdecydowanie odmiennie niż niemal wszystkie inne surowce. Notowania miedzi osiągały niemal codziennie rekordy wszechczasów. Cena tony tego metalu w pierwszych dniach lutego przekroczyła 10 tys. dolarów. Za baryłkę ropy trzeba płacić ponad 100 dolarów. Od początku roku ropa zdrożała o prawie 9 proc. miedź o 2,5 proc., bawełna o niemal 26 proc., kukurydza o 6 proc., platyna o ponad 3 proc. Jednak złoto nie było całkiem osamotnione w swej spadkowej tendencji. Także ceny srebra zniżkowały od początku tego roku o 8,6 proc. A przecież to właśnie srebro wskazywane było jako inwestycyjny hit najbliższych miesięcy, jeśli nie lat, mający zluzować złoto z odpowiedzialnej funkcji ochrony przed wszelkim złem i dostarczyciela bezpiecznych zysków. Zresztą i złoto miało przez niemal cały czas doskonałe rekomendacje i cieszyło się prognozami mniejszych lub większych wzrostów. Być może jeszcze kiedyś się sprawdzą. Na razie inwestorzy mają sporo do
myślenia. Sytuacja jednak powinna się już wkrótce wyklarować. Bowiem okresy nietypowego zachowania się notowań złota, zwykle nie trwają zbyt długo. Wszystko więc powinno niebawem wrócić do normy.

Roman Przasnyski,
Open Finance

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)