Życie mam ustawione
Jak jest z wyrównywaniem szans w dostępie do nauki i atrakcyjnego zatrudnienia w Polsce?
10.05.2008 | aktual.: 12.05.2008 10:07
Niektórzy "mają wszystko podane na tacy". Ich rodziny zagwarantowały im doskonały start. Dla innych droga do wykształcenia, a potem wymarzonej pracy, to droga przez mękę. Jak jest z szansami w dostępie do nauki i atrakcyjnego zatrudnienia w Polsce?
Mail od Maxa:
"W liceum pracowałem w myjni samochodowej, byłem też sprzątaczem w restauracji. Wybrałem się na studia. Początkowo sprzątałem komis z samochodami, potem pracowałem w magazynie w hipermarkecie. Nie miałem czasu na imprezy. Czasem byłem tak zmęczony, że brakowało mi sił na naukę, dlatego nie miałem najlepszych stopni. Po studiach wróciłem do rodzinnego miasteczka na południu Polski. Mieszkam w nim do dziś, jestem urzędnikiem, specjalistą od funduszy unijnych. Zarabiam niewiele. Równy dostęp Polaków do rynku pracy to jakaś utopia. Moi kumple, których rodzice mają własne firmy, nie musieli ani pracować, ani się uczyć. Dziś mają domy i dobre stanowiska w spółkach".
Edyta Biernacka ma wykształcenie pedagogiczne. Po studiach wyjechała do Wielkiej Brytanii. Pracuje jako opiekunka do dzieci. Dwa razy w roku przyjeżdża do rodziny do Polski.
- Gdy ja kończyłam studia trzy lata temu, jedyną perspektywą był wyjazd i praca w angielskim domu lub na angielskiej plantacji. Mówi się, że człowiek jest kowalem własnego losu. Ktoś kto ma znajomości i układy, to może i jest kowalem. Inni muszą brać, to co przyniesie im los – mówi Edyta, gdańszczanka.
Irek studiuje na Uniwersytecie Gdańskim. Mieszka w akademiku. W nocy pracuje jako stróż, w dzień jest na zajęciach. Śpi po kilka godzin.
- Trafiła mi się taka praca, jest dość dobrze płatna, bo pilnuję nowej inwestycji w mieście. Nie chcę narzekać, ale nie jest łatwo. Studiuję zarządzanie, ale nie wiem, czy bez „pleców” znajdę naprawdę dobrą pracę. Raczej nie wierzę w to, by stróż nawet po marketingu nagle został prezesem. W Polsce liczy się to, by dobrze kombinować, nie pracować. Żaden spec mnie nie przekona, że jest inaczej.
Jarek jest synem posła (prosi o anonimowość). Jego koledzy zawsze mówili, że ma ustawione życie.
- To prawda, że nasza rodzina zawsze żyła raczej w dostatku. Ale przecież od syna posła wymaga się więcej, taki syn musi świecić przykładem. Nieraz myślałem, że moje życie byłoby prostsze, gdyby ojciec był przeciętnym Kowalskim. Mogę powiedzieć, że rodzina zagwarantowała mi dobry start. Nie chcę tego zmarnować. Po studiach pojadę na staż za granicę. Chciałbym tam pracować, ale czas pokaże, na co się zdecyduję – mówi.
Andrzej Kowalik, który ma niewielki hotel na Kaszubach, twierdzi, że tylko dzięki wytrwałej pracy zrealizował swoje marzenie.
- Pochodzę z dość ubogiej rodziny i uważam, że poszczęściło mi się w życiu, ale wyłącznie dzięki pracy, nie dzięki układom. Też znam osoby, które przy pomocy rodzinnych koneksji zdobyły szczyt, a potem szybko upadły. Nie doceniły tego, co mają. Ja postanowiłem marzyć o tym, co realne i zgodne z moimi możliwościami. Oczywiście w Polsce nie ma mowy o tym, by szanse były wyrównane. Pod tym względem, w porównaniu z innymi europejskimi krajami, nie jest dobrze. Rozbieżności w statusie są kolosalne. Jeśli jednak nic nie możemy poradzić, trzeba iść małymi krokami do przodu – twierdzi Andrzej Kowalik.
Tych zdań nie podziela Irena Gadowska, która prowadzi szkolenia dla pracowników.
- Na przykładzie powyższych wypowiedzi widać jak bardzo Polacy są zdegustowani i potrafią tylko narzekać - mówi Irena Gadowska. - Każde niepowodzenie potrafią sobie wytłumaczyć tym, że nie mają „pleców”, rodziców, są z miasta, są ze wsi. Zamiast walczyć o swoje, wolą powiedzieć „bez sensu” i machnąć ręką. Jeśli uważamy, że jesteśmy na straconej pozycji, to mamy motywację, by to szybko zmienić.
Krzysztof Winnicki