Drożejący cement nie wpłynie na cenę budowanych mieszkań

Producenci cementu spełniają groźby i podnoszą ceny o 15-20 proc. Ale analitycy uspokajają - rosnący koszt zakupu tego materiału nie odbije się na cenach nowych mieszkań, a deweloperzy niepotrzebnie straszą klientów.

Drożejący cement nie wpłynie na cenę budowanych mieszkań
Źródło zdjęć: © Głos Wielkopolski | Andrzej Szozda

31.01.2008 | aktual.: 31.01.2008 13:31

Cementownia Górażdże podniosła właśnie ceny o 20 proc. Za tonę cementu odbiorcy hurtowi muszą dziś w niej zapłacić 250 zł. Spółka tłumaczy, że podwyżkę wymusiły rosnące koszty energii (o 10 proc.) i węgla kamiennego (20 proc.), a także transportu. Prąd i ogrzewanie to dziś w Górażdżach 40 proc. kosztów produkcji.

Podobne decyzje podejmują inni polscy producenci. Kilkunastu procent sięgną podwyżki, które zafunduje odbiorcom koncern Lafarge.

Będzie więc drożej, ale nie aż tak, jak jeszcze dwa miesiące temu zapowiadali przedstawiciele branży. Straszyli, że cement podrożeje nawet o 40-50 proc. ze względu na zbyt małe limity emisji dwutlenku węgla, przyznane Polsce na lata 2008-2012. Komisja Europejska dała nam prawo do wypuszczania w atmosferę 208 mln ton CO2, potrzebujemy zaś 284 mln ton, czyli o 27 proc. więcej.

Gdyby cementownie, jak chciał rząd Jarosława Kaczyńskiego, dostały pozwolenie na emisję tylko 8 mln dodatkowych ton CO2, mogłyby w tym roku wyprodukować jedynie 12,9 mln ton cementu. Tymczasem w tym roku popyt sięgnie 18 mln ton, zaś w roku 2012 - jak podaje Andrzej Balcerek, prezes Stowarzyszenia Producentów Cementu - już 23 mln ton. Branża mogłaby kupić dodatkowe pozwolenia na emisję CO2 na giełdzie, ale wtedy musiałaby podnieść ceny nawet o 40 proc.

Rząd Donalda Tuska zmniejszył jednak limity energetykom, dodał zaś o połowę więcej (do 12,5 mln ton CO2) cementowniom. Na ten rok im wystarczy.

Dlatego Małgorzata Dąbrowska, rzecznik prasowy Górażdży, uważa, że nie ma obecnie powodów uzasadniających kolejne podwyżki w detalu. W 2007 r. największe polskie zakłady branży podniosły cenę o zaledwie 5-10 proc. Pod koniec roku w detalu sięgała ona 400 zł za tonę. Niestety, w składach budowlanych tego nie widać. Na przykład w Katowicach, w sklepie E-Mur, tonę cementu można kupić za 488 zł. Jak tłumaczą handlowcy, ostatnim wzrostom winni są producenci oraz spory popyt - dzięki ciepłej zimie budowy idą w Polsce pełną parą. Do tej wyliczanki dodać jednak należy działania lobbystów, którzy podsycają niepokój, a co za tym idzie - nakręcają koniunkturę.

Deweloperzy oraz niektórzy analitycy rynku sugerują w ostatnich dniach, jakoby podwyżki cen cementu nieuchronnie prowadziły do kolejnego wymiernego wzrostu cen nowych mieszkań. Na szczęście, te zapowiedzi nie mają pokrycia w rzeczywistości. Przede wszystkim w cenie budowy metra kwadratowego nowego mieszkania cement ma zaledwie 6-, 10-procentowy udział. Gdyby nawet podrożał o połowę, podniosłoby to koszt budowy o najwyżej 3-4 proc. _ Cementowa hossa to dziś bardzo słaby pretekst dla windowania cen mieszkań _ - ocenia Tomasz Błeszyński, ekspert rynku nieruchomości._ W obecnej sytuacji największe znaczenie będzie miała gra podaży i popytu. Ta pierwsza jest duża, ten drugi - mały. Żeby sprzedać mieszkania, deweloperzy muszą mocno spuścić z ceny. Tymczasem niektóre firmy budowlane wciąż mają marże sięgające 40 proc., podczas gdy w normalnych warunkach są one trzy-cztery razy niższe. _

Ekspert przyznaje, że podwyżki odczują budujący domy jednorodzinne we własnym zakresie, jednak także niezbyt dotkliwie. Inwestorzy indywidualni są bowiem bardzo elastyczni i więcej wydając na cement, mogą szukać oszczędności gdzie indziej, np. w tańszych materiałach wykończeniowych.

Według Błeszyńskiego ceny cementu mogą stać się przedmiotem spekulacji dopiero za rok lub dwa. Wszystko za sprawą Euro 2012. Budowa dróg i stadionów to znacznie wyższe potrzeby i zdecydowanie większe pieniądze niż te, które dziś "szara branża" może wyciągnąć od deweloperów.

Piotr Brzózka
POLSKA Dziennik Zachodni

Obraz
mieszkanianieruchomościbudowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)