Interkonektory - bezpieczeństwo kraju i gospodarki

Interkonektory to gwarancja bezpieczeństwa, czynnik obniżający poziom ryzyka, atut w negocjacjach z dostawcami i element integracji gospodarczej. Same plusy? Owszem. Ale komfort i spokojna głowa słono kosztują - i w życiu, i w biznesie.

Interkonektory - bezpieczeństwo kraju i gospodarki
Źródło zdjęć: © Nowy Przemysł

16.10.2009 | aktual.: 16.10.2009 15:36

Potężna powódź niszczy duże odcinki gazociągu jamalskiego. Wstrzymane są dostawy gazu do Polski i części krajów Europy Zachodniej. Pomimo prac ekip remontowych, nie udaje się przywrócić połączenia. Polska nie otrzymuje prawie połowy zakontraktowanego na wschodzie gazu. Ponawiane przez sąsiadów oferty uzupełnienia niedoborów nie mogą być wykorzystane. Powód jest prozaiczny: nie dysponujemy połączeniami międzysystemowymi.

Czarny scenariusz? Zapewne, ale nie można go wykluczyć. Nigdy nie mieliśmy sytuacji, gdy obywatele cierpieli z powodu niedoboru gazu, co nie oznacza, że fatalny splot zdarzeń nie nastąpi nigdy. Połączenia międzysystemowe, czyli interkonektory, byłyby dodatkowym zabezpieczeniem systemu i pozwalałyby wpompować do niego gaz z innych kierunków.

Czym są interkonektory? To "przejścia graniczne" dla gazu. Właśnie tymi specjalnie zbudowanymi odcinkami możliwy jest transport surowca pomiędzy sieciami gazowymi różnych państw.

Co ciekawe, na brak interkonektorów narzeka praktycznie cała Unia Europejska. Mimo że specjaliści o potrzebie ściślejszego powiązania systemów gazowych krajów UE mówili od dawna, to dopiero ostatnie kryzysy gazowe pokazały, jak ważne są tego typu inwestycje. Gwoli ścisłości, to nie Polska ucierpiała najbardziej z powodu ich braku. Największe straty z powodu braku interkonektorów poniosły Bułgaria i Słowacja, które 100 procent gazu importują z Rosji. W sytuacji kryzysowej nie potrafiły przyjąć paliwa z innych kierunków, mimo że na rynku z powodu światowego kryzysu gospodarczego gazu nie brakowało. Abyśmy nie doświadczyli tego samego, musimy wybudować interkonektory - czyli dodatkowe bezpieczniki dla systemu.

Zorientowani na Wschód

Gdy ogląda się mapę polskich gazociągów, widać, że połączenia transgraniczne o największej przepustowości znajdują się na wschodzie kraju. W kierunku zachodnim średnice są mniejsze i odbiór znaczących ilości gazu jest prawie niemożliwy. Import z innego niż wschodni kierunek większych partii gazu jest praktycznie niemożliwy. Nasz system przesyłowy gazu ze względów historycznych, politycznych i gospodarczych był zorientowany w kierunku państw byłego ZSRR. Jeszcze trzy dekady temu, w czasach realnego socjalizmu, nikomu się nie śniło, że będziemy potrzebowali możliwości zabezpieczenia dostaw surowca z innych krajów niż ZSRR.

Jak mówi wiceprezes PGNiG Mirosław Dobrut, brak łączników szkodzi nam już teraz. Przecież gdy wynikły problemy z RosUkrEnergo, pojawiła się oferta gazowa z zachodniej Europy. Niestety, nie byliśmy przygotowani technicznie, by móc z niej skorzystać.

Polska znaczące partie gazu odbiera w zaledwie kilku punktach granicznych. Na wschodzie są to: Drozdowicze, Hrubieszów (gaz ze strony Ukrainy, w tym drugim przypadku dostawy na potrzeby rynku lokalnego) i Wysokoje (granica z Białorusią). Jedynym "wejściem" na zachodzie jest Lasów. Łącznie z tych kilku wejść pochodzi niemal sto procent importowanego przez nasz kraj gazu. Tyle, że nie jest to podział równy. O ile z Lasowa możemy obecnie odbierać niespełna miliard metrów sześciennych gazu, to z kierunków wschodnich nawet dziesięć razy tyle.

Ta widoczna dysproporcja pokazuje, że faktycznie Polska jest uzależniona od gazu tylko z jednego kierunku. Stąd obawy, że surowca może zabraknąć. I nie chodzi raczej o obawy, że Rosjanie zakręcą kurek, tylko o zdarzenia losowe (awaria, katastrofa itp.), które uniemożliwią przesył gazu. *Budujemy nowe rury *

- My i Gaz-System mamy w planie budowę interkonektorów - zapowiada wiceprezes Dobrut. Wojciech Kowalski, członek zarządu Gaz-Systemu, potwierdza plany budowy połączeń.
Wydaje się, że obecnie podstawowe zadanie to rozbudowa przepustowości Lasowa z obecnych niespełna miliarda do mniej więcej 1,6-1,8 mld. Jak informuje PGNiG, to powinno być zrealizowane do przełomu 2010-11 roku, może nawet wcześniej.
W ogóle PGNiG i niemiecka spółka gazownicza Verbundnetz Gas AG (VNG) rozważają powrót do planów budowy połączenia systemów gazowych Polski i Niemiec.
- W tej chwili zastanawiamy się z VNG, z którym mamy wspólną firmę, nad budową połączenia Polski z niemieckim systemem gazowniczym - powiedziano nam w PGNiG.

W grę wchodzi północ kraju. PGNiG wspólnie z niemieckim VNG mieliby wybudować interkonektor, którym gaz mógłby być transportowany do Polic i Szczecina. Wcześniej zakładano, że za pomocą tego łącznika mogłoby być importowane nawet do 2 mld m sześc. gazu rocznie. Obecnie wydaje się, że to zbyt wiele, zwłaszcza że niedaleko, w Świnoujściu, ma powstać gazoport. Wykorzystując go, będzie można sprowadzać do kraju około 2,5 mld, a po rozbudowie nawet 2-3 razy tyle gazu. Problem w tym, że z zagospodarowaniem dodatkowych ilości gazu może być problem.

Wokół gazociągu istnieją także kontrowersje natury politycznej. Nawet w parlamencie pojawiają się pytania, czy ten projekt to nie adaptacja innego projektu, który chciał realizować przed kilkoma laty Aleksander Gudzowaty, a który to projekt był dość mocno krytykowany.

Pożądanymi połączeniami byłyby także łączniki z południem. Finalizowane są rozmowy w sprawie przejęcia projektu "Moravia". Współpraca ta może przełożyć się na konkretne dostawy gazu do Polski i to już w końcówce 2010 roku. Gaz płynąłby do kraju w okolicach Cieszyna. Chodzi wprawdzie o niewielkie ilości, ale w grę wchodzi także zbudowanie tłoczni i możliwości korzystania z czeskiego magazynu gazu. Wówczas z tego kierunku mogłoby płynąć nawet ponad miliard metrów sześciennych gazu rocznie. To połączenie byłoby o tyle cenne, że dzięki niemu mielibyśmy uzyskać dostęp do hubu (miejsca spotkania kilku gazociągów) koło austriackiego Bumgarten. W ten sposób moglibyśmy odbierać paliwo z gazociągu Nabucco, który połączy Turcję z Austrią.

Jeżeli w planach budowy połączeń międzysystemowych istnieje gdzieś widoczna słabość, to są nią pieniądze. Jako inwestorzy w grę wchodzą Gaz-System i PGNiG. Obie firmy mają potężne wydatki związane z innymi inwestycjami (magazyny, gazoport). Tymczasem łączniki to kolejne miliony złotych.

Co więcej, obie firmy muszą być ostrożne w podejmowaniu decyzji o inwestowaniu w międzynarodowe połączenia. Może się bowiem okazać, że gaz płynący z łączników nie będzie mógł być wykorzystany, bo w kraju będzie nadwyżka surowca. W takiej sytuacji interkonektory, choć ważne dla bezpieczeństwa, oznaczałyby znaczne obciążenie finansowe, bez możliwości zwrotu poniesionych nakładów.

Państwo (właściciel potencjalnych inwestorów) powinno więc dać czytelny sygnał do zarządów, że akceptuje ryzyko nieopłacalności takich inwestycji, uznając to za konieczny koszt podniesienia poziomu bezpieczeństwa paliwowego całego kraju. W końcu nie skarżymy się, że nie mieliśmy wypadku samochodowego, w związku z czym "niepotrzebnie" dopłaciliśmy za airbagi.

Dariusz Malinowski
Nowy Przemysł

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)