Szokująca spowiedź strażnika miejskiego: Kazali nam...
Szokujące wyznanie strażnika miejskiego! W jego pracy najwyraźniej nie liczy się dbanie o ład i bezpieczeństwo w miastach, tylko liczba wypisywanych mandatów. Im jest ich więcej, tym lepiej!
– W pracy strażnicy mówią na okrągło o mandatach, liczy się im liczba kwitów, wyciąga średnią – ujawnia, chcący zachować anonimowość, strażnik miejski z Krakowa. – Oficjalnie nie ma czegoś takiego jak dzienna norma, ale przyniesienie przez kilka kolejnych dni tylko 2–3 mandatów może być powodem „poważnej” rozmowy lub wręcz wylania z pracy. Bycie „ludzkim” nie popłaca i jest źle widziane przez przełożonych – dodaje.
Z relacji strażnika jasno wynika, że najważniejszym zadaniem funkcjonariuszy straży miejskiej jest karanie mandatami. Tego żądają przełożeni. Na odprawach przypominają strażnikom, by zamiast pouczać karali. – Na każdej odprawie przełożeni kładą nacisk „Panowie, spada restrykcyjność, za dużo pouczeń, brakuje nam tylu, a tylu mandatów do końca miesiąca z danego paragrafu, weźcie się do pracy!”. Takie były instrukcje – opowiada strażnik.
Ten strażnik nie wytrzymał. Napisał skargę na przełożonych do radnych Krakowa. List trafił do prezydenta miasta, który wezwał komendanta straży miejskiej na dywanik. W efekcie komendant Janusz Wiaterek stracił pracę.
Na mandatach się pewnie nie skończy. Okazuje się, że strażnicy miejscy chcą mieć broń i dokonywać kontroli osobistych. Jak policja! Strażnicy od kilku miesięcy pracują nad zmianami w prawie. O nowe uprawnienia wystąpiło kilkunastu komendantów z miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich. Nowa ustawa dałaby im możliwość stosowania siatek obezwładniających, gumowych pocisków, a nawet broni palnej. Faktycznie prowadziłoby to do powstania tzw. policji municypalnej. Do realizacji tych planów jest jednak daleko, bo MSW nie widzi na razie potrzeby nadawania strażnikom większych uprawnień.