Giełda przestała się opłacać, czas pomyśleć o ziemi

Środa była kolejnym dniem niepewności na światowych giełdach. Wprawdzie wtorkowa decyzja amerykańskiego banku centralnego o obniżeniu stóp procentowych uspokoiła nieco nastroje, dzięki czemu na niektórych giełdach zanotowano lekkie wzrosty, ale najwyraźniej nie wystarczyła do przełamania strachu przed recesją w USA, który od kilku tygodni dyktuje warunki na rynkach finansowych.

Giełda przestała się opłacać, czas pomyśleć o ziemi
Źródło zdjęć: © PAP

24.01.2008 | aktual.: 24.01.2008 12:51

Środa była kolejnym dniem niepewności na światowych giełdach. Wprawdzie wtorkowa decyzja amerykańskiego banku centralnego o obniżeniu stóp procentowych uspokoiła nieco nastroje, dzięki czemu na niektórych giełdach zanotowano lekkie wzrosty, ale najwyraźniej nie wystarczyła do przełamania strachu przed recesją w USA, który od kilku tygodni dyktuje warunki na rynkach finansowych.

Złe emocje podsyciły raport banku Merrill Lynch, który obniżył prognozy wzrostu amerykańskiej gospodarki do zaledwie 0,8 proc. w 2008 r., oraz kolejna wypowiedź jednego z najbardziej agresywnych graczy na światowych giełdach, George'a Sorosa, który uważa, że recesja w USA i Wielkiej Brytanii jest niemal pewna. Równocześnie jednak Soros nie przewiduje globalnej recesji.

Przy takiej huśtawce nastrojów przeskakiwanie indeksów giełdowych z plusa na minus nie jest niczym dziwnym. I dokładnie tak zachowywały się europejskie rynki akcji. Także wskaźniki na warszawskiej GPW były bardzo chwiejne: najpierw obiecująco skoczyły (WIG o 2,4 proc., a WIG20 o 2,5 proc.), by w przeciągu dwóch i pół godziny spaść poniżej wtorkowego zamknięcia. Ostatecznie indeksy zamknęły się na małym plusie. WIG zyskał 0,55 proc., a WIG20 0,15 proc.

Zamieszanie na polskim rynku jest na tyle duże, że nawet prezesi GPW: obecny i były zupełnie odmiennie oceniają sytuację. Ludwik Sobolewski, aktualny prezes, uważa, że jeszcze nie można mówić o bessie, podczas gdy jego poprzednik, Wiesław Rozłucki, zdaje się nie mieć już żadnych złudzeń. _ Bessa rzeczywiście jest. Natomiast nie ma recesji. I mam nadzieję, że nie będzie _ - powiedział w środę.

W tej sytuacji pewne jest tylko jedno: giełda przestała być maszynką do robienia dużych pieniędzy praktycznie bez ponoszenia ryzyka. Skoro tak, warto przyjrzeć się innym formom lokowania kapitału. Najbardziej obiecująca wydaje się dziś ziemia, której ceny będą rosły nawet w przypadku dalszych spadków na giełdzie. Analitycy przewidują, że ceny ziemi w Polsce pójdą w górę w ciągu najbliższych siedmiu lat aż o 400 proc. Inwestycja w ziemię zawsze była pewną lokatą kapitału, ale od ponad roku jest to niezwykle zyskowne przedsięwzięcie.

_ W ubiegłym roku ziemia zdrożała nawet o 100-200 proc. I będzie nadal drożeć _ - mówi Paweł Grząbka z firmy analitycznej CEE Property Group. _ Przez najbliższe kilka lat ceny gruntów będą iść w górę średnio o 15 proc. rocznie, a najbardziej atrakcyjne działki o 30 proc. _ - dodaje.

Przyczyn wzrostów jest kilka. Ceny ziemi w Polsce są niskie w porównaniu z tymi w krajach Europy Zachodniej. Ziemia gwałtownie zaczęła drożeć dopiero ponad rok temu.

To proces, który następował w większości krajów przystępujących do Unii Europejskiej. W Hiszpanii po akcesji ceny gruntów szły w górę przez ponad 10 lat. W tym okresie wzrosły aż dziesięciokrotnie.

Za metr kwadratowy atrakcyjnej działki na hiszpańskim wybrzeżu Costa del Sol trzeba zapłacić nawet ok. 800 euro. Z kolei metr kwadratowy gruntu pod austriacką stolicą, Wiedniem, kosztuje 250-500 euro. W Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie ceny plasują się obecnie na poziomie zaledwie 100 euro, a w Warszawie 300 euro.

Na podwyżki cen ziemi będzie miało wpływ również to, że brakuje gruntów pod zabudowę. W 80 proc. gmin i miast nie ma planów zagospodarowania przestrzennego. W najbliższym czasie nie możemy spodziewać się rewolucji w przepisach prawnych, mogącej spowodować wzrost podaży ziemi na rynku.
_ Dlatego warto teraz wyszukać atrakcyjną działkę, kupić i czekać na zysk _ - mówi Paweł Urban, analityk Home Broker.

Żeby inwestycja była udana, trzeba wziąć pod uwagę przede wszystkim rodzaj, lokalizację i wielkość działki. Opłaca się kupić ziemię np. w miejscu, w którym w przyszłości powstaną nowe drogi. Okazją są działki położone 15-20 km od centrów dużych miast z dobrze rozwiniętą infrastrukturą.
_ Dobrą lokatą kapitału jest też zakup ziemi w miejscowościach turystycznych, szczególnie mniej znanych, a także w mniejszych miastach _ - mówi Paweł Grząbka.

Tam grunty najbardziej będą zyskiwać na wartości, bo obecnie są tanie. W Dąbkach nad morzem czy w miasteczkach pod Szczyrkiem albo Zieleńcem nie kosztują więcej niż kilkanaście, kilkadziesiąt złotych za mkw.

Dysproporcja w cenach ziemi rolnej w Polsce i krajach starej Unii jest jeszcze większa. Działki rolne są u nas obecnie aż pięciokrotnie tańsze niż w Europie. Ich ceny nie przekraczają kilku złotych za metr kwadratowy.

Jeśli rząd - zgodnie z zapowiedziami wprowadzi ułatwienia w odralnianiu takiej ziemi - liczba chętnych na jej zakup gwałtownie wzrośnie. Wówczas posiadacze działek rolnych będą mogli je sprzedać z kilkukrotną przebitką. Jeśli ambitne plany rządu nie wypalą, to na zyski trzeba będzie poczekać - zdaniem analityków - 5-7 lat. To inwestycja średnioterminowa, ale pewniejsza niż lokowanie pieniędzy w kapryśną giełdę.

400% może wzrosnąć cena ziemi do 2015 roku
1 tys. zł kosztuje przeciętnie metr kwadratowy gruntu w Warszawie

Alina Białkowska, Marta Biernacka
POLSKA Dziennik Zachodni

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)