Antypracowniczy kurs Tuska?
Narasta antypracowniczy i antyzwiązkowy kurs rządu Tuska - ostrzega "Trybuna".
23.06.2008 | aktual.: 23.06.2008 09:48
Zdaniem gazety, rząd Donalda Tuska, który od miesięcy chce prezentować się jako gabinet ogólnej miłości, jest tak naprawdę rządem siedmiu górnych procent polskiego społeczeństwa. Idąc ręka w rękę z pracodawcami i na wyprzódki spełniając ich oczekiwania, dąży do drastycznego ograniczenia praw pracowniczych i związkowych.
Plan odebrania licznym grupom zawodowym prawa do wcześniejszej emerytury czy niespełnianie obietnic płacowych to tylko czubek góry lodowej. W zaciszu rządowych gmachów przygotowywany jest pakiet antypracowniczych przepisów, z daleko idącymi zmianami w Kodeksie Pracy na czele. A organizacje pracodawców podrzucają wciąż nowe propozycje.
Na pierwszy ogień poszły prawa związkowe. Konfederacja Pracodawców Polskich domaga się takiej zmiany ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, aby ograniczyć prawa i możliwości działania reprezentacji pracowniczych - akcentuje Krzysztof Lubczyński.
Po pierwsze, chce wprowadzenia prawa, które ograniczyłoby liczbę związków zawodowych w jednym zakładzie, najlepiej do jednego. W przypadku gdyby było ich jednak więcej, pracodawcy chcieliby mieć możliwość rozmawiania z ich wspólną reprezentacją. Po drugie, pracodawcy chcą, by związki utrzymywały się wyłącznie ze składek członkowskich i by przedsiębiorców zwolniono z obowiązku ich dofinansowywania. Chcą, by działacze związkowi byli tak samo jak inni pracownicy obciążeni bieżącą pracą. Oczekują też m.in. określenia minimalnego okresu mediacji.
Chcieliby mieć również możność monitorowania przebiegu referendów pracowniczych w sprawie akcji strajkowych. Domagają się ograniczenia znaczenia protokołu rozbieżności, który ich zdaniem "przyczynia się do utrzymywania w zakładzie stanu permanentnego konfliktu". Najbardziej spektakularnym i symbolicznym sygnałem, jakie są intencje rządu i pracodawców, jest zamiar wprowadzenia prawa do zwalniania z pracy kobiet w ciąży i przebywających na urlopach macierzyńskich.
Zakusy na prawa związkowe to nie wszystko. Ministerstwo Finansów kierowane przez obywatela brytyjskiego, poddanego JKM Elżbiety II Jana Vincent Rostowskiego postanowiło wyciągnąć rękę po zasoby finansowe Funduszu Pracy. Chodzi o ponad trzy miliardy złotych. Resort chce, aby od 2009 roku zasiłki i świadczenia emerytalne były wypłacane nie z budżetu państwa, lecz z tego właśnie Funduszu. Środki z niego mają być przeznaczone na walkę z bezrobociem i aktywizację zawodową (m.in. program "Solidarni 50 plus"). Jeśli zamiary resortu Rostowskiego się powiodą, na te cele nie będzie pieniędzy.
Zobacz też:
PIELĘGNIARKI WYJADĄ?
ZAROBKI SZEFÓW