Asertywny czy ... chamski?
Bądź asertywny! – nawołują reklamy warsztatów psychologicznych. To jedno ze słów, które w nowoczesnym świecie, również i w pracy, robi oszałamiającą karierę.
24.03.2011 | aktual.: 24.03.2011 11:54
Asertywnemu nie podskoczysz
Co ciekawe, zachowania tego typu zdarzają się nawet tam, gdzie w ogóle nie powinny mieć miejsca. Na przykład w relacji sprzedawca w sklepie – klient. I to w renomowanych placówkach.
- Nie jestem znawcą win, a potrzebowałem fachowej porady – opowiada 45-letni Marcin. – Poszedłem do znanego sklepu o ustalonej renomie. Młody sprzedawca, gdy dowiedział się, o jakie wina chodzi, powiedział z pogardą, że takie to sobie mogę kupić w delikatesach. Z miejsca potraktował mnie jak klienta trzeciej kategorii. Rozmawiał ze mną odwrócony plecami! Gdy zwróciłem mu uwagę, odpowiedział, że sprzedawca ma prawo być… asertywny.
- To pomylenie pojęć – mówi psycholog Agnieszka Rejsler-Doroszewska. – Asertywność ma służyć wyrażaniu własnej opinii, ale nie kosztem innych. Bycie asertywnym może być w rezultacie przykre w odbiorze, ale nie może nikogo obrażać. W opisanym przypadku sprzedawca nie był asertywny, a po prostu niegrzeczny. Do określenia takich zachowań utworzono nawet osobny termin – megaasertywność. Osoby megaasertywne są często przykre i agresywne, nie zdając sobie z tego sprawy. Z całego zbioru zachowań, składających się na asertywność, wybierają sobie te, które akurat są im potrzebne. Inne zaś pomijają. Dbają o własną wygodę i poczucie własnej wolności. Nie interesuje ich natomiast, w jaki sposób ich zachowania odbierają ludzie narażeni na kontakt z nimi.
- Asertywność służy umiejętnemu stawianiu granic między nami a światem, nami a innymi ludźmi – wyjaśnia Agnieszka Rejsler-Doroszewska. – Osoby, które nadużywają tego określenia, mają kłopoty z ustalaniem tych granic. Czy ich postawa ma związek z modelem wychowania, z postawą rodziców? Na pewno tak. Asertywność to nie cecha charakteru, dana raz na zawsze, tylko skutek procesów wychowawczych.
To się przydaje
Pojęcie asertywności znalazło się w powszechnym użyciu w ostatnich 10, 15 latach. Asertywność weszła w modę po części na zasadzie sprzeciwu wobec tego, co było kiedyś. Przez długie lata polskie systemy pracowały na „wychowanie” obywateli posłusznych, nieskorych do sprzeciwu czy buntu. Tak było wygodniej dla władzy. Dbała ona, by obywatel myślał, że tak jest również wygodniej dla niego.
W latach 90. nastąpiła zmiana. Asertywność stała się metodą obrony przed nadmiernym naciskiem z zewnątrz. Zaczęły się na nią powoływać osoby przebojowe, ale również nieśmiałe i uległe. Takie, które w pracy z pokorą przyjmują każdą negatywną opinię, każde, nawet najbardziej niedorzeczne polecenie szefa.
- Dzisiaj myślę, że asertywność uratowała mi zdrowie psychiczne – mówi 49-letnia Marta. – Przez długie lata w pracy czułam się zastraszana. Gdy ktoś mnie ganił, chowałam ogon pod siebie i wycofywałam się, zdolna do buntu tylko w duchu. Wystarczyło, że szef się skrzywił, a ja rezygnowałam z wolnego dnia czy z atrakcyjnego wyjazdu. Czułam się z tym coraz gorzej, ale nie byłam w stanie się przemóc i głośno zaprotestować. A na moje słabe sprzeciwy nikt już nie zwracał uwagi.
Na szczęście Marta znalazła ogłoszenie o warsztatach psychologicznych uczących asertywności i postanowiła się zapisać. Nauczyła się tam mówić „nie” – ale w sposób kulturalny, nie naruszający uczuć drugiego człowieka.
Nie każdy może taki być…
O megaasertywności, czyli źle pojętej asertywności, mówi się często w odniesieniu do ludzi młodych. Wychowani przez tolerancyjnych rodziców, mają kłopoty z przyswajaniem pewnych społecznych reguł. Potrafią być roszczeniowi, nieuczynni, nieuprzejmi. Nie są skłonni do kompromisów. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej są w stanie ostro skrytykować stawiane przed nimi wymagania.
Na forach internetowych pojawiają się opinie o zaczynających dopiero karierę ludziach, oczekujących od firmy nowych samochodów, laptopów, komórek. Ale nie jest prawdą, że takie postawy są właściwe wyłącznie ludziom młodym. Osoby w starszym wieku również się ich uczą.
Asertywność ma służyć umiejętnemu budowaniu relacji społecznych. Dlatego jej lekcje pobierają dzisiaj już dzieci w szkołach podstawowych. Trzeba jednak pamiętać, że asertywność jest tylko jedną z propozycji. Ona nie załatwi wszystkiego, nie rozwiąże każdego problemu.
Przydaje się w szkołach, w biznesie czy w handlu, ale w wielu środowiskach nikt o niej nie słyszał. Ludzie wykluczeni, z marginesu, ze środowisk zaniedbanych społecznie, którymi rządzi przemoc, nie mają okazji, by uczyć się asertywności. Zresztą próba jej zastosowania w praktyce mogłaby skończyć się dla nich niewesoło.
Tomasz Kowalczyk