Trwa ładowanie...
d3r2rfj
23-08-2007 12:01

Azbestowy koszmar na "Rotterdamie"

Polacy zatrudnieni przy usuwaniu azbestu na statku "Rotterdam", zacumowanym w niemieckim Wilhelshaven, pracowali w skandalicznych warunkach. Złożyli skargę do polskiego konsula.

d3r2rfj
d3r2rfj

Polacy zatrudnieni przy usuwaniu azbestu na statku "Rotterdam", zacumowanym w niemieckim Wilhelshaven, pracowali w skandalicznych warunkach. Złożyli skargę do polskiego konsula. Polacy mieli m.in. pracować w uszkodzonych maskach przeciwgazowych, bez opieki lekarskiej, otrzymywali niższe wynagrodzenie, niż było to ustalone, podaje PAP.

O sprawie informuje też "Trybuna Robotnicza". Jak czytamy w gazecie pracowników, mimo medialnego szumu o łamaniu praw pracowniczych, pozostawiono na pastwę losu.
- Polak miał zrobić swoje, spakować manatki i odejść nie domagając się niczego. Dla pracodawcy byliśmy ludźmi gorszej kategorii, śmieciami, które można kopnąć w kąt - mówi gazecie wstrząśnięty Paweł Stępniewicz, który jeszcze w lipcu był zatrudniony przez firmę Derksen na "Rotterdamie". Kilkuset pracowników zostało na lodzie. Zdesperowani, złożyli w końcu oficjalną skargę do konsula. - Ludzie przestają się powoli bać, bo już wiedzą, że tak czy inaczej pożegnają się z pracą - dodaje Stępniewicz.

Trybuna podaje, że pracownicy mieli m.in. po wykonanej pracy podpisać wypowiedzenie za porozumieniem stron - jeśli tego nie robili, tracili zatrudnienie dyscyplinarnie. Musieli też podpisać certyfikat, że są winni pracodawcy pieniądze za szkolenie. Na dokładkę mieli pracować używając zdezelowanego sprzętu.

- Treść oficjalnej skargi do polskiego konsula liczy 12 stron. Przez wiele miesięcy ludzie siedzieli cicho, bo była to dla wielu z nich pierwsza praca od lat - mówi Stępniewicz. W firmie pracował od grudnia ubiegłego roku. Z końcem lipca przygoda z "Rotterdamem" skończyła się i jak najszybciej chce o niej zapomnieć. - Jak o koszmarze - dodaje.

Warunki, w jakich przyszło pracować polskim robotnikom wciąż są skandaliczne. Węże masek przeciwgazowych są uszkodzone, a robotnicy oddychają skażonym powietrzem. Mechanicy nie potrafili ich naprawić dlatego, że maski są przestarzałe. Od wdychanego azbestu niektórzy zaczynają krwawić.

d3r2rfj

Zepsuty sprzęt i zdarte kombinezony to jedno, fatalne wyżywienie (robotnikom zabiera się za jedzenie po 220 euro miesięcznie - red.) i warunki noclegowe to drugie. Kilkaset osób korzysta z kilku toalet. Hotel, w którym mieszkają, jest niedokończony. Za godzinę pracownicy powinni zarabiać 11,50 euro. Otrzymują po 2-3 euro mniej. Gdy wypadkowi ulegał Niemiec lub Holender, wzywano pogotowie na statek, czasami nawet helikopter. Kiedy jednak to Polak ucierpiał, zawożono go do hotelu, nie dbając nawet o udzielenie mu pierwszej pomocy - mówią byli pracownicy.

Część składa już pozwy przeciwko firmie, domagając się odszkodowań. Z wyegzekwowaniem należnych im pieniędzy mogą mieć jednak poważny problem. Kapitał założycielski spółki, która ich zatrudnia, wynosi raptem 50 tys. zł. Lista poszkodowanych wydłuża się. Jeszcze wiosną mówiło o 200 pracownikach. W rzeczywistości jest ich dużo więcej, bo w firmie była ogromna rotacja.

Poszkodowanych przez pracodawcę jest około tysiąca osób. Firma odmawia komentarzy, tłumacząc, że nie ma mowy o żadnych uchybieniach. W sprawie wydarzeń w Wilhelshaven do tej pory nie zareagował polski rząd. Pomoc obiecywała minister Anna Fotyga, ale ostatecznie MSZ nie interweniowało - pisze "Trybuna Robotnicza".

d3r2rfj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3r2rfj