Brud i kicz wizytówką królewskiego Krakowa
Agresywni naganiacze i nachalni sprzedawcy ciągnący przechodniów za rękaw. To nie obraz z azjatyckich dzielnic biedy, tylko codzienność na ulicach krakowskiego Starego Miasta - informuje "Dziennik Polski".
28.08.2013 | aktual.: 28.08.2013 06:47
Według "Dziennika Polskiego", na krakowskim Starym Mieście zamiast imprez kulturalnych z wyższej półki królują "festiwale kiełbasy i piwa", w sklepach z pamiątkami dominują wytwory z Chin, a na wąskich ulicach ścisłego centrum ruch tamuje 200 wózków elektrycznych.
- Plagą są osoby nachalnie nagabujące przechodniów do skorzystania z różnych usług turystycznych - ocenia radny Jerzy Woźniakiewicz (PO), przewodniczący Komisji Praworządności Rady Miasta. Jego zdaniem przez zbyt dużą liczbę tzw. naganiaczy turyści czują się w Krakowie coraz częściej jak na arabskim lub indyjskim targowisku.
Niski jest również poziom oferowanych usług i towarów. W centrum trudno znaleźć wartościowe pamiątki. "Na Starym Mieście coraz częściej gości tandeta i chińszczyzna" - uważa prof. Antoni Jackowski, szef Polskiego Towarzystwa Geograficznego. - Mam wrażenie, że władze Krakowa zapominają, iż Stare Miasto znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO - dodaje prof. Jackowski.