Brzydcy w pracy
„Mam łuszczycę, koledzy z pracy nazywali mnie chips”, „jestem otyła, więc zostałam głosem w słuchawce”, to wyznania wykształconych, kompetentnych osób, które nie mogą w pełni realizować swoich zawodowych marzeń z powodu nieodpowiedniej prezencji.
28.11.2008 | aktual.: 28.11.2008 12:57
Martyna ma dwadzieścia osiem lat, ukończyła studia z dziedziny biotechnologii, obecnie pracuje w laboratorium jest specjalistą do spraw syntezy chemicznej.
- Kocham chemię organiczną – wyznaje Martyna. – W laboratorium pracuję cztery lata, to moja pierwsza praca po studiach. Myślę, że w niedalekiej przyszłości awansuję na stanowisko kierownicze. Póki co, ciągle doskonalę metody mojej pracy, widzę w niej sens. Chyba mam żyłkę naukowca. Moimi najbliższymi współpracownikami są preparaty, probówki i komputer. Mam jeszcze w laboratorium kolegę i koleżankę. Jesteśmy dobrymi znajomymi. Odwiedzamy się czasem.
- Moja praca jest dla mnie największą radością – mówi Martyna. - Cieszę się, gdy jestem w zaciszu mojego laboratorium. Ono daje mi poczucie pewności i stabilizacji. Urodziłam się z rozszczepionym podniebieniem. Miałam operację, ale wada była dość poważna. Do dziś widać ślady, mówię niewyraźnie. Zawsze zależało mi, by zaszyć się gdzieś z dala od ludzi. Zdaje sobie sprawę, że nie jestem atrakcyjna, a blizna, którą mam bardzo przyciąga ludzkie spojrzenia. Tu, w pracy nie muszę wyglądać ładnie, elegancko. Zakładam tylko czysty fartuch i już. Nikt mnie nie ocenia.
Mój dzień pracy zazwyczaj zaczyna się od wypicia kubka aromatycznej kawy. Siadam przy komputerze i zajmuję się tłumaczeniem. Prowadzę własną działalność gospodarczą. Tłumaczę z języka niemieckiego, przeważnie teksty książek, artykuły, czasami dokumenty – opowiada Jacek. - Dobrze, że tak sobie ułożyłem życie zawodowe. Przedtem pracowałem w wydawnictwie. Teoretycznie była to dobra praca, ale ja źle się w niej czułem za sprawą współpracowników. Mam łuszczycę. Oni nie kryli niechęci do mnie, nikt nie zabiegał o kontakt ze mną. Za plecami nazywali mnie „chips”, bo łuszczy mi się skóra i czasem jej kawałki leżały na podłodze, czy na oparciu krzesła. Zrezygnowałem i nie żałuję, jednak paradoksalnie brakuje mi kontaktu z ludźmi.
- Mam sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i słuszną wagę – dziewięćdziesiąt cztery kilogramy – opowiada Iwona. - I co? Mam przepraszać, że żyję? Bo mam nadwagę? Wyzbyłam się już emocji. Teraz cieszę się, że znalazłam wreszcie pracę, że po raz setny nie odesłali mnie z kwitkiem. Oczywiście zajęcie, które mam nie jest na miarę moich oczekiwań. Pracuję jako dyspozytorka w korporacji taksówkarskiej. Innymi słowy jestem głosem w słuchawce. Moja praca to: przyjęcie zgłoszenia telefonicznego, jego weryfikacja, wybór wolnej taksówki i przesłanie jej pod wskazany adres, rezerwacja taksówki na termin, zmiana przydziału taksówki, przyjęcie zgłoszenia o kursie... Ot cała filozofia.
Najbardziej chciałabym być pilotem wycieczek zagranicznych - dodaje Iwona. - Mam do tego przygotowanie, ukończyłam studia licencjackie z turystyki i rekreacji. Szukałam pracy w tym kierunku. Po odbyciu trzydziestu dwóch rozmów kwalifikacyjnych dotarło do mnie, że jestem nieodpowiednia. Dowiedziałam się, że rezydent powinien mieć przede wszystkim doskonałą aparycję i być dynamiczny.
Pewnie zasapałabym się i roztopiła w palącym słońcu przypuśćmy – Maroka, a moja firmowa koszula ociekałaby potem. To uświadomili mi potencjalni pracodawcy. Jednak jestem silna i takie insynuacje już nie wpływają negatywnie na poczucie mojej wartości. Szkoda tylko, że nie mogę w mojej obecnej pracy wykorzystać zdolności, które posiadam. Mam na myśli bardzo dobrą znajomość języków obcych, umiejętność planowania i doskonałą orientację w terenie.
Czy "brzydcy" muszą się zamykać w laboratoriach, pracować jako "głos" w słuchawce?
- Znam wielu pracowników, którzy mają jakiś problem. Są niepełnosprawni, po chorobie albo urodzili się z defektem i pracują w zawodzie, który sobie wybrali. Spełniają swoje marzenia. Moja koleżanka w dzieciństwie uległa poparzeniu. Blizny z szyi i policzka nigdy nie zniknęły. Koleżanka jest świetną anglistką. I w jednej ze szkół nie otrzymała pracy. Dyrektorka powiedziała jej wprost, że będzie straszyć dzieci. Koleżanka się zawzięła i znalazła pracę w szkole prywatnej. Jest uznanym wśród uczniów i nauczycieli, pedagogiem. Nikomu nie przeszkadzają jej blizny. Ma męża, dwoje dzieci. Kiedyś myśłała o operacji plastycznej. Teraz mówi, że raczej się nie zdecyduje, bo nie jest jej potrzebna. Problem osób, które myślą, że są brzydkie tkwi w pewności siebie. Nie mają siły przebicia, uważają że otoczenie ich ocenia. Tacy już jesteśmy, że boimy się, nie lubimy lub podchodzimy z rezerwa do tego co inne. Z czesem jednak zmieniamy zdanie, przyzwyczajamy się, śmiejemy ze stereotypów, którym wcześniej ulegaliśy. Z czasem
otoczenie nie tylko nie widzi problemu osoby "brzydkiej", a nawet zauważa inne jej przedmioty, że jest interesująca, inteligentna, dowcipna, że jest dobrym pracownikiem albo super kolegą - mówi Janina Pełka, psycholog biznesu.
Mirosława Dobrowolska